Po powrocie z Poznania postanowiłam dodać nowy rozdział Diablicy - plus obrazek do Axis Powers Academy ^^
Iwan i Usagi |
Marco chodził niespokojnie pomiędzy stołem w kuchni a oknem co róż zerkając za szybę, jakby czekając na kogoś bardzo ważnego. W dłoniach ściskał telefon komórkowy, nie zwracając uwagi na to, że już od godziny bateria się wyładowała. Nie był w stanie trzeźwo myśleć widząc Mephistotelesa w tak strasznym stanie. Czarnowłosy leżał na kanapie niemo wpatrując się w sufit, a jego oczy przybrały odcień krwistej czerwieni.
- Uciekaj stąd - prychnął demon zaciągając się papierosem.
- Nie! - stwierdził stanowczo chłopak - Nie zostawię cie samego w takim stanie. Do tego tu jest moja siostra! I kim do jasnej anielki, jest Neear?!
- Młody, posłuchaj mnie - Ten, Który Boi się Światła wstał z kanapy i chwiejnym krokiem podszedł do wychowanka i położył mu dłoń na ramieniu - Grozi ci ogromne niebezpieczeństwo. Neear to w tej chwili twój najmniejszy problem, a skoro jest z twoją siostrą, nic jej nie grozi. Przynajmniej na razie.
- Nie, pierw mi wszystko wytłumacz - chłopak odtrącił dłoń demona.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia - odrzekł i jakby wiedząc co za chwilę się stanie odskoczył w tył, przed drzwiami, które potężny wybuch wywalił z zawiasów - Puttana! - zaklął przybierając postać cienistego wilka z wyłupiastymi, czerwonymi oczami, które lśniły niczym dwa oszlifowane rubiny.
W drzwiach ich domu stała szczupła, lekko przygarbiona Japonka z włosami wchodzącymi w kolor krwi. Oczy dziewczyny skrzyły się jakby zamieszkiwały je dwa rozwścieczone chochliki, które próbowały się z nich wydostać. Wydawała się być niewzruszona widokiem demonicznego wilka, a wręcz ten fakt sprawił, że na jej ustach pojawił się wścibski uśmieszek. Marco stał jak sparaliżowany wpatrując się w Azjatkę, która coraz bardziej wydawała mu się jakby znajoma.
- Mephistopheles we własnej osobie - mruknęła Yumiko Takasu, która właśnie była ów postać i podparła się pod boki, jednocześnie jakby zrezygnowanym tonem - Mogłam się domyśleć. Masz bardzo podobną aurę do Lucyfera, że też przyszło mi się z tobą zobaczyć.
- Tengu - wysapał ciężko demon kładąc uszy po sobie.
- O, a kim jest ten chłopczyna? - zapytała wskazując na Marco, a chwilę później znajdując się już przy nim i bacznie obserwując jego każdy najmniejszy ruch - Haha, co za historia - uśmiechnęła się ponownie.
- Wynoś się stąd! - wilk widmo po raz kolejny stanął przed Marco mając cichą nadzieję, że demonica zostawi go w spokoju.
- Coś taki nerwowy, Mephisto? - zapytała z ironią w głosie, a jej skoczne oczka po raz kolejny znalazły się na Włochu - No tak, już wszystko rozumiem - uśmiechnęła się tajemniczo i oblizała usta - Ten chłopczyna jest najpotężniejszy z nas.
~*~*~*~*
Julia siedziała nieruchomo na krzesełku, na głównym placu Werony i czekała aż tutejszy malarz zakończy wreszcie swoją pracę nad jej portretem. Jednak z drugiej strony wciąż wracała myślami to tego niefortunnego zderzenia z nijakim Romeo. Przed oczami wciąż miała te same oczy i uśmiech mężczyzny, to je ciągle miała przed oczami.
- Uśmiechnij się, Słońce - malarz machnął pędzlem, lekko wychylając się zza palety.
- Ach, no tak - westchnęła dziewczyna i uśmiechnęła się delikatnie, a jednak sztucznie.
Zdecydowanie już kiedyś widziała dokładnie taki sam wzrok, ten sam uśmiech. Ten głos był tak podobny, ale niestety nie była w stanie sobie tego przypomnieć. To tak jakby ten, który zwał się Romeo, zaszył się w jej pamięci i nie chciał zdradzić kiedy i gdzie się niegdyś spotkali. To stało się dla niej od dwóch dni wielką zagadką, zdziebka denerwującą.
- Mhhhr, zakochana, mam rację? - wymruczał malarz wykonując ostatnie dwa machnięcia cieniutkim pędzelkiem i wstając od swojej pracy.
- Nie, nie jestem zakochana - odparła i spojrzawszy na artystę ujrzała przed sobą wysokiego, niebieskookiego mężczyznę z niechlujnie ułożonymi rudymi włosami sięgającymi poza ramiona, na sobie miał podarte jeansy i t-shirt za duży co najmniej o trzy rozmiary, tak że był on krzywo przewieszony i odsłaniał jedno ramię chłopaka, poplamiony oczywiście był dużą ilością farby akwarelowej.
- Panienka wybaczy, ale to tak wygląda - malarz podrapał się po głowie.
- Oj, Sally, daj jej spokój - Neear, która nagle zjawiła się z kawą z McDonalda, poklepała rudowłosego po ramieniu i wręczyła obu kubki z kofeiną.
- Ile razy mam ci powtarzać, młoda damo, że nazywam się Samuel - upomniał ją niebieskooki i pociągnął sporego łyka kawy.
- Jaki Samuel? - roześmiała się białooka diablica a jej ciemne okulary prawie zsunęły się z nosa - Że też się tak nazwał, haha! - rzeczony Sally spojrzał na nią z wyrzutem - No co tak na mnie patrzysz, Samaelu, Jadzie Boga?
Mężczyzna tylko pokręcił głową i skrzyżował ręce na piersi.
- Samael? Ten, Samael? - Julia wstała z krzesełka i podeszła bliżej malarza aby przyjrzeć mu się z bliska - To ty jesteś jednym z najpotężniejszych Serafinów, prawą ręką Boga?
- Miło słyszeć takie słowa z ust tak młodej kobiety - Serafin uśmiechnął się szeroko i widząc pytający wzrok Julii, dodał - Bo widzisz... my, anioły i demony na ziemi spędzamy tylko jakiś czas swojego życia. Nasze lata są niezliczone. Ja sam nie umiem powiedzieć jak stary jestem. Istniejemy co najmniej tyle, ile istnieje świat.
~*~*~*~
- Przykro mi, ale pana córka nie posiada paszportu, nie możemy przepuścić was na granicy francusko-włoskiej - oznajmił celnik przeglądając dokumenty niejakiego Jeana, który stał właśnie w długim korku pomiędzy Francją a Włochami, czekając aż celnicy wreszcie raczą ich przepuścić.
- Ależ proszę pana, co to za problem? Przecież nikt nie musi o tym wiedzieć - mruknął archanioł i wcisnął w kieszeń celnika pokaźny plik banknotów.
- Czy to łapówka? - jedna brew tęgiego mężczyzny uniosła się w górę, a z jego gardła wydobył się posępny ton.
- Nie - zaprzeczył Jean - To nagroda za przysługę.
- Nie przysłużam się takiemu ścierwu, jasne?! - warknął celnik, a jego oczy przybrały odcień zgniłej pomarańczy.
- No, no... - uśmiechnął się wścibsko zerkając w lusterko, aby dojrzeć swoją córkę śpiącą na tylnym siedzeniu - Nie sądziłem, że i tutaj jesteście. Jesteście demonem? Czy może też tym anielskim ścierwem?
- Licz się ze słowami, ty...! - celnik nie zdążył odpowiedzieć a leżał już na ziemi w ogromnej kałuży krwi z przestrzelonym czołem.
- Tak też sądziłem - mruknął pod nosem i ruszył z piskiem opon, ale już chwilę później zatrzymał się okazując swoje "dobre serce" autostopowiczą.
Było to czeskie rodzeństwo, które wybierało się do samej Werony, do której i Jean zmierzał. Zrobił to całkiem nieświadomie i pod wpływem dziwnego impulsu, a jednak już chwilę później, patrząc ponownie w lusterko, nie widział już koło Lucyfera dwóch zwyczajnych Czechów, a zamiast nich tych, którzy mieli dotrzeć do Werony cali i zdrowi, gdyż nie byli tylko ludźmi, ale i jednymi z zastępów Edenu.