Siama,
Mam lenia tak jak i Tsume, ale udało nam się napisać (długo to trwało) rozdział Axis Powers Academy. jego większość trzeba zawdzięczyć Panu Olo *wiwaty, serpentyny i takie tam* Nie chciało mi się już poprawiać błędów, Tsume to jakoś posklejała (dziękować) i macie:
Kolejka
aglomeracji paryskiej, zwana potocznie RERem, wesoło pędziła z
lodniska Charles’a de Gaulle’a w stronę stolicy Francji. Przez
jedno z małych, otwartych okienek wyglądało kilka roześmianych
główek uczniów Axis Powers Academy (inni pokładali
się po podłodze i fotelach walcząc z chorobą lokomocyjną, albo
użerali się z walizkami na kółkach, które za nic w
świecie nie chciały spokojnie stać, gdzie je postawiono i jeździły
po całym wagoniku).
-
Arthur, wymiotuj do woreczka, nie na fotel! Przecież wiesz, że to
się nie zmywa! USAGI! Nie biegaj po pociągu! JEZUSMARIA! GILBERT!
ZŁAŹ STAMTĄD! – Germania dwoił się i troił próbując
ogarnąć rozwrzeszczaną gromadkę. Jego białowłosy wnuk uwiesił
się na jakiejś rurze z zamiarem udawania Tarzana – Króla
Dżungli.
Tsume
wraz z Voltairem jechali z wystawionymi głowami i minami uradowanych
psów. Dziewczyna próbowała początkowo zachęcić
Necomi do przyłączenia się do nich, ale przyjaciółka na
chwilę obecną toczyła dzielnie bój ze śniadaniem, które
bardzo chciało wydostać się z jej żołądka na światło dzienne.
-
Czujesz Wersal, Voltie? – zapytała Pan Olo pociągając nosem.
-
Czuję tylko Francuzów. – stwierdził jenot.
-
Wcale ci się nie dziwię… Mamy tu jednego na pokładzie. –
prychnęła Tsume rzucając pogardliwe spojrzenie na Francisa. –
Ej, wywalmy go przez okno. Zobaczymy, jak szybko umie biec za tym
pociągiem.
Usagi
stwierdziła, że bieganie za walizką nie ma najmniejszego sensu w
przeciwieństwie do usadowienia się na niej i jeżdżenia z jednego
końca wagonika w drugi robiąc przy tym mnóstwo hałasu.
-
Romulus, weź mi z nimi pomóż! – jęknął Germania. –
Jak ja mam ich ustawić i policzyć? Za chwilę będziemy jechać
metrem, pogubimy się!
Dziadzio
Rzym wyglądał jakby niekoniecznie się tym wszystkim przejmował.
Minę miał jeszcze bardziej rozanieloną, niż zazwyczaj; gdyby
włożyć mu do ręki skręta wyglądałby jak prawdziwy miłośnik
zielonego co-nieco.
-
Alfred, dziecko, policz was, tylko spokojnie proszę. – westchnął
zrezygnowany Germania, lecz, o dziwo, wybór Amerykanina na
„liczącego” okazał się doskonały. „Młody demokrata”
zaczął biegać po stacji niczym border collie spędzający
wszystkie owce w jedno miejsce. Robił przy tym sporo hałasu
krzycząc przypadkowe słowa („Woda! Roślina! Kamień!
Pumpernikiel!”), co przedłużyło liczenie do 20 minut, ale udało
mu się osiągnąć zamierzony cel. Wszyscy uczniowie zostali
stłoczeni w ciasną grupkę zaczęli dreptać w stronę bramek
metra, gdzie pojawił się kolejny kłopot.
-
Na flet Fryderyka II, bęcwały, przechodźcie pojedynczo! –
pieklił się Germania, gdy w jednej z bramek utknęło jakieś osiem
osób.
-
Ci mugole są niesamowici! – wykrzyknęła Tsume niezbyt przejęta
faktem, że jest ściśnięta jak sardynka. – Pociąg pod ziemią!
-
BAMBOLEO! BAMBOLEEEOOOO! – darł się Antonio razem z Tsume i
jakimś miejscowym muzykiem, który próbując zarobić
nieco grosza dawał koncert w metrze linii 7 jadącego w stronę
Mairie d’Ivry. Nie przewidział jednak faktu, iż może się
natrafić na uczniów Axis Powers Academy, którzy
zaczęli odstawiać dzikie tańce-połamańce narażając się na
zdziwione i pełne politowania spojrzenia Paryżan. Widząc, że nie
zarobi tutaj za wiele wysiadł na Jussieu, gdzie linia siódma
łączyła się z dziesiątą.
-
No dobrze, dzieciaki, siadajcie już. Siad! Siad! – zaczął
uspokajać wszystkich Germania. – Jeśli będziecie zachowywać się
grzecznie a kolacje każdy dostanie po dodatkowej bułeczce z
czekoladą.
Układ
został przyjęty z dużą aprobatą znowu w dość głośny sposób.
Grupa wysiadła w 13. dzielnicy znanej także jako paryskie Chinatown
pełnej knajp najwięcej obleganych wieczorem. Kilka osób z
nadzieją w oczach popatrywało na kolorowe światła restauracyjek,
lecz niemalże od razu zostało zbesztanych, że w hotelu czeka na
nich kolacja.
Miejsce
zakwaterowania wycieczki okazało się miłym, dość nowym
budynkiem, który miał jedną wadę, którą okazała
się jedna, malutka winda, do której nie mieściło się
więcej, niż 6 osób, a przy walizkach liczba ta zmniejszała
się o połowę.
-
Szybko, szybko! Zostawiać bagaże w pokojach i na kolację! –
wołał Germania.
-
Proszę pana, proszę pana! – Necomi zaczęła mu machać ręką
przed nosem. – Gdzie jest Tsume i Voltie?
Pan
Olo ze swoim jenotem na ramieniu podążała za muzykantem z
zaciekawieniem w paczadłach. System mugolskiego metra najwyraźniej
bardzo ją zaintrygował. Dopiero w momencie, gdy człowiek zniknął
z jej pola widzenia zorientowała się, że odłączyła się od
reszty.
-
No i co robimy Voltie? – zapytała przypatrując się z
przekrzywioną głową rozkładowi linii 10. – Nie mam zielonego
pojęcia, gdzie oni pojechali.
Jenot
stuknął łapką w zaznaczoną na tablicy stację Cluny La Sorbonne.
-
Ja już tu jesteśmy, to zacznijmy zwiedzanie. – zaproponował
przenosząc się do plecaka właścicielki i wyciągając z niej plan
miasta. – Tu zaznaczyli, że dojedziemy z tej stacji do Notre Dame.
-
Luzik arbuzik, odwiedzimy naszego ulubieńca Frolla vel Trolla. –
uśmiechnęła się blado Tsume, gdy z przeciskała się z przez tłum
Francuzów z obrzydzeniem na twarzy.
Z
niewielkimi problemami weszli do pociągu, gdzie Pan Olo od razu
stwierdziła, że jej przestrzeń osobista została niebezpiecznie
naruszona.
-
Francuz to świnia i zboczeniec. Czas spędza na chlaniu wińska,
żarciu ślimaków, żab i innych świństw. Zawsze nazywa się
Dupont. – czytał jenot trzymając w łapkach specjalny przewodnik.
-
Dobrze pamiętać…
Necomi
rzuciła się na łóżko w pokoju, który miała dzielić
razem z Usagi i Tsume. Przed chwilą wróciły z kolacji, gdzie
Iwan rozbawił wszystkich balansując z łyżeczką do herbaty na
nosie, a Gilbert chcąc się popisać żeżarł wszystkie croissanty
i trzeba było go odwieźć do najbliższego szpitala (najwidoczniej
pruski żołądek nie wytrzymał tak dużej ilości masła).
-
Jestem ciekawa, gdzie się podziała Tsume… - stwierdziła
dziewczyna.
-
Zapewne urządziła sobie polowanie na Francuzów. –
powiedziała niedbale młoda shiningami rozpakowując się. – Co
jak co, ale teren łowiecki ma niczego sobie. Nie martw się, wróci
w jednym kawałku.
Pan
Olo biegła przez ulice Paryża z niezbyt zachwyconą miną. Tuż
przed Voltaire sadził długie susy wskazując jej drogi. Za naszymi
uciekinierami dał się słyszeć gwizdek żandarma.
-
Tutaj, moja pani! – wydyszał jenot nurkując w boczną uliczkę
między kubły i worki na śmieci, na co Tsume wykonała epickie
salto godne samego asasyna. Przyległa do zacienionej ściany z
dłonią zakrywającą usta.
Kiedy
Voltaire upewnił się, że zgubili żandarma z głośnym
westchnięciem klapnęła na ziemię wyciągając z plecaka leki
rozszerzające oskrzela.
-
Nie podoba mi się tutaj. – powiedziała uspokajając oddech. –
To ja zazwyczaj gonię Francuzów, nie oni mnie!
-
Może mu się nie spodobało jak go nazwałaś Dupont. – mruknął
jenot.
Przeszli
przez jeden z mostów prowadzący na wyspę do Notre Dame.
Słońce chyliło się ku zachodowi, ale na Ile de la Cite było
jeszcze pełno turystów. Dziewczyna wmieszała się w tłum
zmierzający do katedry i zaczęła się wspinać na jedną z wież.
-
Hej, hej! Patrz co ostatnio pożyczyłem. – zawołał Voltaire
wyciągając z plecaka komiks Marvela, który ostatnio zabrał
Necomi.
-
Oj, Voltie, przecież wiesz, że wolałabym Thora. – stwierdziła
Tsume zajęta podziwianiem zapierającego dech w piersiach widoku. –
Ej, czy tam przypadkiem nie Dziadzio Rzym z Gilbem?
W
recepcji na dole na Dziadzia Rzyma oczekiwali Germania razem z
Antoniem, Francisem, Usagi i Necomi (dziewczyny zostały wezwane w
ostatnim momencie). Jakież było ich zdziwienie, gdy razem z
nauczycielem gastronomii i Gilbertem pojawiły się dwa jenoty
taszczące wzorzysty plecaczek, które od razu pobiegły na
„stołówkę”.
-
Ojejciu! Znaleźliście Voltiego, ale gdzie jest Tsume? – zapytała
Necomi.
Usagi,
która od pewnego czasu przypatrywała się drugiemu jenotowi
całkowicie pochłoniętemu konsumowaniu maślanego rogalika,
stwierdziła mrużąc oczy:
-
Coś mi się wydaje, że jest tutaj z nami.
Wszystkim
jak na komendę opadły szczęki. Pan Olo pod postacią jenota nie
mogąc dosięgnąć szklanki wlazła na stół by zacząć
łapczywie chłeptać pomarańczowy sok. Voltaire siedział na
krześle zupełnie nie wzruszony.
-
Ale jak…? – Tosiek wyglądał na totalnie skołowanego.
-
Nastąpiłaś na punkt zerowy? – zapytała Usagi z ramionami
skrzyżowanymi na piersi, na co otrzymała twierdzącą odpowiedź. –
Spoko, przejdzie ci po paru godzinach.
Tsume
skończyła pić i warknęła głośno wycierając wierzchem łapy
krople, które osiadły jej na wąsach.
-
Nie słyszeliście? – mruknął Voltaire siląc się na powagę. –
Pani chce więcej… I przynieście jakiegoś tuńczyka.
Stojący
najbliżej Francis, który do tej pory tylko się przypatrywał
w tym monecie porwał w ramiona Tsume, która jeżąc się i
piszcząc przeraźliwie zaczęła wić się jak piskorz.
-
Mon Dieu! Jakież to słodkie stworzenie! – zawołał. –
Spójrzcie na te łapki! Na to lśniące futerko…!
Pan
Olo wyszczerzyła małe ząbki i dziabnęła go w łuk brwiowy.
-
Moi drodzy, znajdujemy się pod pałacem Luwru, gdzie obecnie
znajduje się jedno z największych muzeów na świecie. –
gadał Dżardżamel, gdy cała grupa stała pod jakże sławną,
szklaną piramidą.
Dzień
był wyjątkowo słoneczny, przez co wiele osób kryło się
pod parasolkami i innymi kawałkami materiałów nie chcąc się
zbytnio opalić.
-
Ja chcę do Mony Lisy! – zawołał żałośnie Feliciano, który
(podobnie jak inni) nie mógł już słuchać wykładu
wicedyrektora. Poparło go kilka stłumionych okrzyków.
-
Fritz, obawiam się, że to dobry pomysł. – mruknął Rzym
półgębkiem. – Mamy dzisiaj jeszcze w planach Musee
d’Orsay, a przecież doskonale wiesz, że Luwr można nawet
zwiedzać przez 4 dni.
Germania
widząc, że przegrał tą bitwę musiał przystać na czterogodzinny
bieg korytarzami dawnego pałacu królewskiego. Usagi była
zachwycona okazją do wypróbowania jej nowego aparatu, lecz
bardziej od robienia fotek dziełom sztuki wolała zatrzymywać na
karcie pamięci uczestników wycieczki w nienajlepszych
momentach (takie jak Iwan z lekko przymuloną miną, Necomi, gdy
potknęła się o nogę jakiegoś niemieckiego turysty czy Tsume jako
mistrz drugiego planu z miną SOON). Prawdziwy Armagedon nastąpił
jednak przy Mona Lisie, gdy wszyscy przemieszali się z dzikim
tłumem, w którym każdy chciał w jakiś sposób
uwiecznić dzieło Leonarada Da Vinciego.
-
O nie! Tak nie będzie! – zakrzyknęła młoda shiningami i na ile
pozwalała jej moc małego ciałka zastosowała Atak Tarana, który
pozwolił się jej dostać na sam początek.
-
Dzień dobry! Co pan sądzi o wpływie księżyca na menstruację
pingwinów? – Pan Olo z kamerą zaczepiała przypadkowych
przechodniów, gdy cała wycieczka jęcząc ze zmęczenia
kierowała się do muzeum impresjonistów. – Odpowie pan czy
pozostali przy życiu członkowie pana rodziny? ODPOWIEDZ NA TO
PYTANIE, ALBO PÓJDĘ ZA TOBĄ DO DOMU I ZABIJĘ CIĘ JAK PSA!
-
Tsume… - wtrąciła się Necomi lekko utykając przez pęcherze,
które zrobiły jej się przy zwiedzaniu Luwru. – Coś mi się
wydaje, że ten pan nie rozumie.
-
I co z tego? Mnie tu zupełnie nie obchodzi!
W
Musee d’Orsay nastąpił zmasowany szturm na sklepik z pamiątkami
mimo zakazów narzuconych przez Dżermanię. Dziki tłumek
uczniów Axis Powers Academy ruszył w poszukiwaniu okazji. Tu
ktoś zamawiał reprodukcję obrazu do domu, tam ktoś wybierał
sobie chusteczkę do okularów z mordą van Gogh’a, a jeszcze
gdzie indziej ktoś wykupił cały zapas zeszytów z obrazami
impresjonistycznymi.
Większość
osób z niezadowoleniem przyjęła fakt, zakazu filmowania i
fotografowania. Tym razem zwiedzanie było nieco spokojniejsze, choć
na sam koniec okazało się, że zorganizowana grupa przestępcza w
składzie Iwan, Feliks i Usagi próbowali wynieść jeden z
obrazów Gustawa Klimta.
Kolejnym
punktem programu następnego dnia był Wersal, do którego
oczywiście trzeba było dostać się RERem (w którym cała
grupa rozrabiała jak stado pijanych zajęcy w kapuście ku rozpaczy
Dżermola). Następnie wszyscy pogubili się w miasteczku, w którym
mieściło się chateau, przez co na miejsce dotarli dopiero w
południe.
-
Na miłość matki do dziecka! Złaźcie stamtąd! – zawołał
Germania widząc, że 5-osobowa grupka wdrapała się na pomnik konny
Ludwika XIV chcąc zrobić sobie świetne zdjęcie.
To
jednak nie był koniec zmartwień zastępczego wychowawcy klasy
drugiej, bo w momencie odbierania audio przewodników Alfred
rozkwasił sobie nos ślizgając się po marmurowej posadzce razem z
przyjaciółmi, ale zbytnio się tym nie przejął, bo jak sam
stwierdził, był bohaterem.
Podczas
zwiedzania ¾ grupy najwidoczniej stwierdziło, że woli
zapoznać się zakamarkami pałacu na własną rękę, przez co z
opiekunami zostało zaledwie 4 osoby.
Necomi,
Usagi i Tsume spacerowały jedną z alejek pałacowych ogrodów.
Pogoda była idealna na spacer, ale od południa zbliżały się
ciemne chmury. Voltaire co chwilę znikał w krzakach by pojawiać
się ze „skarbami”, które pakował swojej właścicielce
do plecaka.
-
Będzie burza. Jak nic! – bąknęła Usagi pociągając nosem.
-
Bardziej od burzy martwi mnie to, że ktoś może nas zaatakować. To
idealne miejsce na zasadzkę. – powiedziała Tsume rozglądając
się. – Wiele osób dało się już w ten sposób
podejść.
-
Mówisz tak, jakbyś tu już wcześniej była. – mruknęła
Necomi siadając na kamiennej ławeczce.
-
Bo byłam. Co prawda, za czasów Ludwika XV, ale byłam. Aha, i
uprzedzając wszelkie pytania! To nie ja jestem odpowiedzialna za
Rewolucję; ja tylko podrzuciłam Robespierrowi pistolet do celi,
nie moja wina, że idiota nie umiał sobie strzelić w głowę.
Nagle,
z krzaków wypadł Voltaire, z miną, która wyraźnie
wskazywała na to, że o czymś sobie przypomniał. Pyskiem otworzył
sobie plecak i wyjął zwinięty w rulonik komiks Marvela.
-
Volite, przecież wiesz, że wolałabym Thora… - mruknęła Pan Olo
przymykając oczy.
Necomi
w tym momencie wyglądała jak czerwona płachta. Już wyciągała
rękę w stronę jenota, gdy wtem ni z gruchy, ni z Pietruchy pojawił
się (a jakże inaczej) Antonio.
-
CZE, Tochu! – przywitała się Usagi kątem oka patrząc z
sadystyczną satysfakcją na Necomi, która robiła się to raz
czerwona, to biała. – Cho no tu do nas!
Hiszpan
przystał na propozycję. Na widok komiksu w pyszczku Volter’a
zapytał:
-
Czy to jest Iron First?
-
ODDAWAJ TO, TY GŁUPI FUTRZAKU! – wrzasnęła Necomi, zanim zdążyła
cokolwiek pomyśleć.
Wszyscy
spojrzeli na nią z kompletnym mindfuckiem na twarzach. Dziewczyna
zastygła w bezruchu z wyciągniętą dłonią w stronę jenota,
który wyszczerzył zęby w uśmiechu i wypluł komiks mówiąc:
-
Proszę. Ale po co się tak denerwować?
Nikt
nie musiał o nic pytać.
Kiedy
w końcu udało się odnaleźć wszystkich, Germania oraz Rzym
zebrali wszystkich w Sali Lustrzanej.
-
No dobrze, moje kochane dzieciaczki! – Dziadzio zatarł dłonie. –
Przez moment, w którym szwendaliście się po całym pałacu,
mnie i Dżer… znaczy, Germanii… udało się zamówić na
dzisiaj tą oto Galerię Zwierciedlaną w celu zorganizowania tu
dzisiaj… BALU!
W
tym momencie zrobiło się cicho jak makiem zasiał; gdzieś w tle
dało się słyszeć jedynie bzyczenie jakiejś zbłąkanej muchy.
-
Oczywiście, przewidzieliśmy, że nie weźmiecie ze sobą nic
eleganckiego, ale dzięki uprzejmości urzędasów z pałacu
udało nam się wypożyczyć stroje specjalnie na tą okazję.
Gdzieś
w tle dało się słyszeć jęk omdlewającego człowieka.
-
Stać! Stać! Nie mogę oddychać i kręci mi się w głowie! –
krzyknęła Necomi, gdy starsza pani z obsługi pałacu sznurowała
jej gorset, na który miała zostać założona wytworna suknia
z czerwonego jedwabiu.
Siedząca
z Voltairem (któremu zawiązano na szyi brokatową tasiemkę)
na kolanach Tsume w seledynowej sukni próbowała zmusić się
do bladego uśmiechu.
-
To dobrze. Znaczy, że idealnie zasznurowany.
Usagi
w ciemnoniebieskiej rozłożystej toalecie próbowała ogarnąć
poruszanie się.
-
Zabiję tego cholernego Dżermola. – stwierdziła. – Zrobiłabym
to tu i teraz, gdybym nie zostawiła swojego Death Note’a w pokoju
hotelowym.
-
Wierz mi, zrobiłabym to samo. – powiedziała Pan Olo wstając i
starając się zrobić kilka szybkich kroków. – Problem w
tym, że mając to na sobie go nie dogonię.
-
Ale ja nie chcę tańczyć! To będzie walec, a nie walc! – jęczała
Tsume zapierając się nogami, gdy pięć rosłych chłopów
wlokło ją z Salonu Marsa do Galerii Zwierciadlanej.
-
Jako jedna z niewielu przedstawicielek płci pięknej jesteś
zobowiązana do odtańczenia kilku tańców. – poinformował
ją Germania, lecz tylko pogorszył sytuację, bo oberwał po głowie
wachlarzem ze scenami pasterskimi, a Pan Olo zaczęła się jeszcze
bardziej szamotać.
Usagi
i Necomi zdobyły się na odrobinę godności, aby do Sali wejść
bez niczyjej pomocy. Wszyscy jednak skupili się bardziej na
Feliksie, który (dla odmiany) postanowił wystąpić w
sukience; pozwoliło to przynajmniej odwrócić uwagę od
trudności w poruszaniu, jaką sprawiły wytworne toalety.
Młoda
shingami niemalże od razu została „uratowana” przez Iwana w
mundurze z czasów carycy Katarzyny II, lecz Necomi nie miała
tyle szczęścia, nim się zorientowała przyczepił się do niej
Tosiek.
Tsume
zaciągnięta na środek parkietu wyglądała jak zaszczute zwierzę;
jedyna broń w postaci wachlarza została jej odebrana.
-
Skurczybyki wykorzystują fakt, że nie mogę normalnie chodzic. –
mruknęła do Voltaie’a, który przewiesił się przez jej
ramię. – Ale ja im jeszcze pokażę… Żeby się jeszcze nie
zdziwili…
Golden
Bad Trio wpadło do pokoju hotelowego niczym sok do kubka, po
strasznym balu.
-
Umieram - wysapała Usagi.
-
Ty umierasz? - burnęła Necomi wzdrygając się - To nie ty
tańczyłaś z Toskiem przez cały bal.
Tsume
uśmiechnęła się z satysfakcją; przez prawie cały bal była
bezpieczna siedząc na jednym z drzewek pomarańczowych, które
rosło w pałacowych ogrodach.
-
No oj wybacz, ale ja tańczyłam z Germanią gdy Iwan pozostawił
mnie na pastwę innych - mrukneła młoda shinigami i rzuciła się
na swoje łóżko. Necomi poszła w jej ślady jednocześnie
wyciągając numer Iron Fista, który wreszcie odzyskała od
Voltiego.
-
Mój komiksunio kochany - jej głos zadrżał, gdy zobaczyła
zagiętą okładkę i wyświechtane strony.
Jenot,
który wdrapał się na hotelowy stolik wyprostował się
dumnie. Jego przygody na balu ograniczały się do podbierania, co
lepszych kąsków z przygotowanego dla uczniów stołu
lub buszowaniu po przypałacowych krzakach, przez co jego tasiemka na
szyi była cała w strzępach, ale przynajmniej wykonał rozkaz i
oddał, to co pożyczył.
Nastał
kolejny dzień. Uczniowie Axis Powers ustawili się po śniadaniu na
zbiórce, gdzie dyrektor policzył w miarę spokojnie (nie
licząc wrzasków Alfreda, przeklinania Arthura i gróźb
Tsume wysyłanych pod adresem Francisa) aby następnie obwieścić,
że dzisiaj idą zwiedzać wieżę Eiffla.
-
Jak ten hiszpański bufon się do nas przyczepi, osobiście wyrzucę
go ze szczytu wieży - mruczała pod nosem Necomi, idąc obok Pana
Olo i Usagi, którą nawet tutaj wcinała jabłka (na przeciw
Putinowi). Kotełkowa pani wyciągnęła więc z plecaka numer Iron
Fista, z odłożoną okładką tak aby nikt nie widział co czyta i
pogrążyła się w lekturze, co chwilę zerkając tylko czy idzie z
tą grupą co trzeba. Obok niej zaraz dreptał Kiku, któremu
zdecydowanie udzieliła się Paryska choroba.
-
Myślę, że raczej nie będziesz mieć na to czasu... - stwierdziła
blondynka filmując ich podróż do linii metra numer 6, która
miała ich dowieść do najbardziej znanego symbolu Paryża.
-
TO NIE TAK MIAŁO BYC! - jęczał Japończyk ku zdziwieniu innych
podróżujących, których nie wzruszył nawet jakiś
szalony, rodzinny orator, który wygłaszał Orędzie do
Narodu.
Wtem
do naszego Golden Bad Trio dołączył Tosiek z wielkim, podejrzanym
zacieszem na twarzy. Necomi spiekła buraka i schowała się za
komiksem . Uwagi natomiast okazała swoje dobre serce i zajęła się
Hondą.
-
Co powiesz do kamery? - spytała Pan Olo jakby to była
najnaturalniejsza rzecz na świecie.
-
Że z chęcią zabiore Neco do jakiejś restauracyjki w czasie wolnym
dla uczniów - uśmiechnął się Hiszpan i zajrzał Neco przez
ramie, a widząc co czyta dodał donośnym głosem - Iron Fist? Od
kiedy to czytasz? Mina dziewczyny wyglądała teraz jakby miała
zaraz go zamordować a prócz tego była czerwona jak pomidor.
- Zabije.... - fuknęła.
Widząc
minę Necomi Tsume pozostało tylko jedno... Otwartą dłonią
przygrzmociła Hiszpanowi w głowę.
-
Komar... Sorry...
- Che palle
- zaklął Tosiek rozcierając sobie guza.
-Molte
grazie, Tsume - podziękowała Necomi.
Podróż
metrem zleciła jak z bicza strzelił i może nie minęło 10 minut -
podczas których dyrektor uspokajał rozhisteryzowanego
Japończyka - i już cała wycieczka mogła ustawić się w długiej
kolejce aby pojechać na sam szczyt czteronogiego zabytku.
- O
cholera, ale to wielkie - wyjąknęła Neco niezbyt ciesząc się z
tego że znajdą and gdzieś tam wysoko; cierpiała na lęk
wysokości. - Ja chce do disnaylandu! - marudził Amerykanin, który
nie lubił takich rozrywek jakie zostały z góry nałożone na
wycieczkę.
- MY
GRABARZE WIEMY JAK CHOWAC LUDZKIE CIAŁA...! - Tsume jak zwykle
odstawiła dziki taniec-połamaniec, ku rozpaczy wielu osób
(sam wierzchołek konstrukcji już i tak chwiał się
niebezpiecznie). - Ale tu fajnie!
Germania
próbował wszystkich ogarnąć z wiadomym skutkiem.
- Stać!
Stać! Nie złazić na dół! Nie skakać! JEZUSIEMARYJO! To
ostatni raz, kiedy jadę z wami na wycieczkę.
Necomi
nie mając odwagi nawet zbliżyć się do barierki kurczowo trzymała
się metalowych części przy wejściu do windy. Prawa zmianę
ciśnienia poszła jej jucha z nosa co usiłowała powstrzymać
chusteczką od Germanii. - Widzę! Buzię widzę w tym tęczu! -
Wolała Usagi skacząc przy barierce i wskazując na powstałe
zjawisko atmosferyczne, przez deszczyk kapuśniaczek, który
raczył zacząć padać gdy jeszcze stali na dole w kolejce.
-
Ja nie widzę... - mruknął Iwan przypatrując się niebu.
- Ona
idzie! - darła się dalej shinigami i przez przypadek wypuściła
jabłko, które trafiło jakiegoś przypadkowego przechodnia -
Matuchno!
Grupa
Francuzów spojrzała na wycieczkę z Włoch w jednoznaczny
sposób po czym oddalili się bez najmniejszego słowa.
- Ja chce
już na dół - stwierdziła Necomi mając wrażenie, że zaraz
cala konstrukcja runie.
- JA WIDZĘ!
- darła się Usagi
Dyrektor
spojrzał na nią pobłażliwie, ale zaraz doszedł do wniosku, że
skoro ona jest liniami to może jej oczy shinigami widzą coś czego
inne nie mogą dostrzec. Na wszelki wypadek zażądał odwrót
i wszyscy zjechali na drugie piętro do sklepiku z pamiątkami.
Jakież
było ich zaskoczenie, gdy na samym dole dopadło ich 3 rosłych
czarnoskórych obywateli Francyi, którzy zaczęli ich
nagabywać do kupna figurek Wieży po "okazyjnej cenie".
Jednak gdy tylko pojawiła
się francuska policja na rowerkach, czarne ludki zwinęły manatki i
w trybie natychmiastowym zaczęły się oddalać.
-
Teraz idziemy na lody - oznajmił dyrektor ale szybko dodał. –
Macie ładnie mi się zachowywać!
-
'URRRAAA! - Do jednej z lodziarnii niedaleko Ecole Militare wpadła
uszczęśliwiona grupka z Axis Powers Academy, która zaczęła
walczyć o miejsce w kolejce, gorzej niż Zwiadowcy, ktorym rzuci się
Nutellę.
- Nie
przepychać się! starczy dla każdego! - darł się Germania, który
usiłował przedrzeć się do kasy.
- Panie!
Daj pan 5 kulek jabłkowych! - ryknęła Usagi. - Ale tu nie ma
kulkowych... - jęknął zrozpaczony pan za ladą.
- Jak to
nie ma?! Mają być, albo się inaczej rozliczymy... - zawarczała
shiningami wyciągając swojego Death Note'a.
- Ja
poproszę miętę i truskawkę - poprosiła NecoMI.
- A ja chcę
z paluszkami!
-
Alkoholowe!
- Gdzie
alkoholowe!? - warknął Germania na Iwana i Gilberta - Ja wam dam,
kurna, alkoholowe!
Kiedy
wreszcie wszyscy zasiedli przy stolikach i dyrektor mógł
chwilę odsapnąć, do kawiarenki weszła wysoka, blondwłosa kobita
z galijskimi rysami twarzy. Miała na sobie granatowy żakiet i
czerwone spodnie, oraz długie, czarne, wiązane kozaczki.
- Galia? -
zdziwił się Dżermania, a Francis nagle zapadł się pod ziemię.
- Tak,
Fritz - powiedziała nonszalancko - Myślę, że mamy do pogadania -
obrzuciła wycieczkę srogim spojrzeniem i wyszła z dyrektorem przed
kawiarnię.
Zażerająca
swoją porcję lodów Tsume o smaku mięsno-arbuzowo-żurawinowym
przez chwilę śledziła ich kątem oka, ale w ostateczności
stwierdziła, że jedzenie jest ważniejsze.
- To nie
tak miało być! - jęczał Kiku bezsensowne grzebiąc łyżeczką w
lodach o smaku zielonej herbaty.
Po chwili
dyrektor powrócił, przerażony jak mały kociak i oznajmił,
że czas wracać do hotelu, bo już powoli się ściemnia, a zanim
oni tam dotrą, słońce już ukryje się na zachodzie. Tak też z
większymi czy mniejszymi lamentami uczniowie Axis Powers Academy,
ruszyli za nim.
- Panie
Dyrciu, ale dlaczego? - pytała Usagi przechodząc przez bramkę w
metrze.
- Bo przed
zmrokiem musimy być w hotelu - odparł Dżermol i już nie zwracając
uwagi na pytania uczniów, zajął miejsce siedzące. Wyglądał
jakby otrzymał właśnie jakąś przerażającą informację, wiec
nikt już go nie męczył.
Gdy dotarli
na miejsce Neco, Usagi i Tsume zajęły się schorowanym Kiku, który
z tego strachu zajął kącik w ich pokoju i tak wpadł w tryb emo.
- To nie
tak miało być! - powtarzał jak mantrę Japończyk. - A czegoś się
spodziewał po stolicy Francyi. - warknęła Pan Olo, która
miała już trochę dość.
- Tego
piękna, które wszyscy opisywali - wydukał Kiki kiwając się
w przód i w tył.
- Przecież
jest nadal piękna! Trochę nagryziona zębem czasu, ale nadal!
I nadszedł
czas na kolację. Wszyscy zeszli do jadalni i...
- A tu co
się dzieje? - zawołali wszyscy.
Cała
jadalnia ustrojona była kolorowymi serpentynami i konfetti. Nikt nie
wiedział o co chodzi i rozglądali się to na prawo to na lewo,
próbując ogarnąć to co się dzieje.
- Ja
uwielbiam go, on tu jest i tańczy dla mnie, bo, dobrze to wie, że...
- Na jednym ze stołów tańcował Dziadzio Rzym w dość...
skromnym stroju. - Moje oczy! - Neco pisnęła z bólu. Reszta
uczniów zerknęła na Germanię, który spalił się ze
wstydu.
-
Najlepszego, Fritz! - zakrzyknął wicedyrektor
- Ło ja
pier... - Tsume próbowała powiedzieć coś bardzo brzydkiego,
ale Voltaire zakrył jej usta łapką. - Dajcie mi mikser...!
- Po co ci
mikser? - zapytał Arthur, wręczając jej przedmiot
Dziewczyna
skierowała łapki urządzenia w stronę swoich oczu by w
ostateczności wywiercić swoje gałki. Z uśmiechem na ustach
odwróciła się w stronę swoich przerażonych przyjaciół.
- Coś ty zrobiła?! - jęknął zrozpaczony Germania, który
nie wiedział, gdzie oczy podziać. - Spoko, spoko, do jutra się
zagoi.
Necomi
widząc krew lub inne tego podobne, padła jak długa na ziemię.
- Cholera!
- zaklął Germania, który już całkowicie nie wiedział co
robić.
- To jak?!
Bawimy się! - stwierdziła radośnie Usagi, która widząc, że
może dopiec Dżermolowi dorwała się do sprzętu grającego.
Feliciano i
Antonio cucili Neco, Usagi wraz ze starożytnym Rzymem kręciła
tyłkami na stole śpiewając piosenki disco polo, a Germania usiadł
obok Kiku w kącie sali i razem zaczęli powtarzać:
- To nie
miało tak być!
- To który
to już krzyżyk, panie Germianio? - zapytała Pan Olo szczerząc się
radośnie.
Germania
nawet na nią nie spojrzał tylko dalej kiwał się z Japończykiem.
-
Neco, obudź się - Feliciano tarmosił ciałem Neco, której
głowa latał to na prawo to na lewo.
-
Trzeba zrobić sztuczne oddychanie - zaapelował Hiszpan, a Neco
jakby na komendę podniosła się z ziemi i schowała za Gilbertem,
który stał obok. Posłała Hiszpanowi groźne spojrzenie i
warknęła: - Tylko spróbuj
Dwaj
najwięksi amatorzy alkoholi (czyt. Iwan i Gilbert) zaczęli się
dobierać do zawartości barku. Skoro, Germania w tym momencie
próbował się ogarnąć (a mogło to potrwać jeszcze trochę)
to czemu nie skorzystać z okazji i trochę rozkręcić zabawę...
Feliks pod
wpływem dziwnej używki chodził pomiędzy znajomymi i kogoś
ewidentnie szukał:
-Żorż!
Gdzie jesteś?! - Wolał Polak zadzierając kiece. Necomi chowała
się przed Tośkiem, który również przesądził z
alkoholem
- Kim jest
Żorż? Gdzie ono jest? - Tsume chodziła po omacku machając rękoma.
- to mój
przyjaciel - jęknął Felek i upadł na podłogę już się nie
podnosząc.
Kilka osób
przeniosło Party Hard do hotelowej łazienki, w której
zawiązali przyjaźń z Panem Toaletą.
-
No co jest Fritz, bawimy się! - zakrzyknął wesoło Dziadzio Rzym i
porwał go do dzikiego tańca wygibańca, nie zwracając uwagi na
jego sprzeciwy.
-
Kiku, wychodzimy stąd - Necomi ratując się z opresji, wzięła
Japończyka pod rękę i wyprowadziła go z jadalni a spotykając po
drodze szefa hotelu, dodała - Pan lepiej tam nie wchodzi.
Następnego
dnia przed hotelem można zaobserwować widok godny filmu post
apokaliptycznego. Przed budynkiem porozrzucani byli uczniowie, który
mimo głębokiego snu pojękiwali boleśnie jak prawdziwe zombiaki.
- Ja
wiedziałam że to się tak skończy - jęknęła Neco - Teraz pewnie
wrócimy do...
- Nie!
Będziemy spać na dziko pod wieżą Eiffla! - Zakrzyknął ktoś z
tyłu
- Coooo? -
Tsume podniosła głowę i popatrzyła nieprzytomnie; gałki oczne
przez noc zregenerowały się całkowicie.
- No cóż...
samolot mamy dopiero za trzy dni... - bąknął niemrawo Germania. -
Idziemy na dziko!
- HURRAAA!
Tak też
nasza wspaniała wycieczka przeniosła się pod ikonę Paryża.
- Masz
jakiś problem, gówniaku? - zaczęła się stawiać Usagi, gdy
jakiś żandarm chciał ich przegonić Tsume, która do tej
pory nie zwróciła uwagi na pana władzę momentalnie
zachłysnęła się powietrzem.
- To
Dupon...! - pisnęła.
Żandarm
słysząc przezwisko spojrzał na blondynkę strasznym wzrokiem. Pan
Olo rzuciła się do ucieczki niczym spłoszona łania starając się
nie słyszeć gwizdka policyjnego.
- Tsume!
Tsume! Tsume! - Kibicowali uczniowie gdy blondwłosa hobbitka
uciekała przed... pardon... biegła przed żandarmem.
- Uciekaj,
moja pani, uciekaj! - wrzeszczał Voltaire.
- Przecież
uciekam!
- Tsume, a
pierścień?! - Zakrzyknęla Neco
- Cholera,
rzeczywiście! Dziewczyna zniknęła w mgnieniu oka.
Żandarm
rozejrzał się zdezorientowany, a wycieczka parsknęła śmiechem.
Gałąź
leżąca niedaleko podniosła się do góry, po czym zaczął
lecieć w stronę funkcjonariusza. Tuż przed nim uniósł się
jeszcze wyżej by w ostateczności zacząć grzmocić bezlitośnie
żandarma po głowie.
- To za
moją astmę! To za tyle stresu! A to za to, że jesteś Francuzem! -
dał się słyszeć krzyk Tsume.
Klasa
wiwatowała kiedy żandarm zrezygnowany i przerażony uciekał gdzie
pieprz rośnie
Pan Olo
zdjęła Pierścień i jeszcze kilka metrów goniła za swoim
niedoszłym oprawcą. W końcu jednak zatrzymała się i parsknęła
jak zdenerwowany jenot. Voltaire przyniósł jej leki.
- I nie
wracaj!
Uczniowie
Axis Powers Academy wylegiwali się na trawniku i oglądali chmury.
-
Widzicie?! Tam jest kucyk! - Zawołał Feliks wskazując na jeden z
obłoków.
- A tam
wódka! - Dodał Iwan.
- I wilk! -
Odezwał się Toris, który dość podejrzanie milczał przez
całą wycieczkę
- A ja
buzię widzę! Twarz widzę! - Usagi znowu wpadła w jakiś amok.
- Nic tam
nie ma - burknął Germania
- JA WIDZĘ!
- Gdzie? -
Przesunął się do niej Iwan.
- No tam! -
Shiningami wskazała jakiś punkt na niebie.
- Nie widzę
- stwierdził Rosjanin a za nim reszta wycieczki
- JA WIDZĘ!
W jednej
chwili wszyscy odsunęli się od Usagi, a shinigami dalej wpatrywała
się w niebo. - Co na obiad? - zapytał w pewnym momencie Alfred
- Ja mam
ochotę na zupę cebulową... - stwierdził Francis.
- I może
jeszcze pieczone paszkoty to tego... - prychnęła Tsume. - Jedziemy
na konserwach!
- A już
chciałem coś ugotować - stwierdził smętnie Arthur.
- Nie lubie
konserw - mruknęła NecoMi, ale niestety została zmuszona do
zjedzenia tego.
- No cóż
poradzić, a lepsze to niż nic - zauważył Toris
- Tsa... -
Neco posłała mu dziwne spojrzenie, którego nikt nie był w
stanie rozszyfrować a Hiszpan już poderwał się z ziemi.
- Ty, ty
sobie Liciek nie pozwalaj! - Warknal - Daj spokój Tosiek -
zatrzymała go Neco, a wszyscy zaskoczeni tym spojrzeli na nią. Neco
nie chciała dopiec temu Litwinowi?
- Ej,
ludzie! Peace! Peace and pierogi! - powiedział Iwan.
Tydzień
w Paryżu minął teoretycznie normalnie. Bal zakończył się
ogólnym chaosem, gdy okazało się, że wszystkie panie
łącznie z Feliksem gdzieś zniknęły. Pod Łukiem Tryumfalnym
kilka osób zostało prawie przejechanych przez szalonych
francuskich kierowców, a Tsume piętnaście razy trafiła na
komendę policji pod zarzutem przeprowadzenia zamachu
terrorystycznego z użyciem broni biologiczno-chemicznej.