Może i dzisiaj nieco trochę inaczej niż zwykle - bo bez rozdziału APA (tak, jest w trakcie powstawania), no i właściwie to dawno mnie nie było, więc myślę, że powinnam wyjaśnić sprawę. Otóż, można powiedzieć, że miałam trzydniowe powołanie na zakonnice .-. tak, mówię poważnie, ale dzięki temu znalazłam coś bardzo interesującego przez co będę mogła w przyszłym roku zdawać maturę :D Dokładnie w tym samym roku co mój kuzyn .-. znowu będzie wyścig szczurów. WŁAŚNIE! Chciałabym też pozdrowić kilka przemiłych osóbek, z którymi zaczęłam korespondować listownie ^^ One już dobrze będą wiedziały, że o nie chodzi, więc pościk z taką małą dedykacją dla nich ^^ Jest to coś, co kiedyś zaczynało powstawać, ale jakie skutki będą dalej to tego nie wiem.
Na ulicy Chrzanowej, przed niedawno otwartą (a już plajtującą) restauracją „Pod Golumem” dało się słyszeć dziwne krzyki. - Panie, ja za to nie zapłacę! – jakiś facet wybiegł ze środka wyklinając głośno szefa kuchni. – Panie, wy nie karmicie ludzi, wy ich trujecie! Facet odwrócił się na pięcie i mrucząc jeszcze jakieś przekleństwa odszedł na tle zachodzącego słońca. Feliks ze smętną miną zamknął drzwi od restauracji i założył na szybę tabliczkę „ZAMKNIĘTE”. To już kolejny niezadowolony klient. - Felciu, wszystko w porządku? – nagle, z ni kont obok Polski pojawił się Litwa. - Stracę tę robotę. – zachlipał Łukasiewicz. - Co tu się dzieję? – z kuchni wyłonił się Arthur wycierając ręce w biały fartuch. – Polsko, dlaczego zamknąłeś moją restaurację? Co to za samowolka? - Ale Arthurze, nie mamy klientów... - A ten co tutaj przed chwilą był? - „wy tu nie karmicie ludzi, wy ich trujecie” – zacytował Polska i schował się za plecami Torisa wiedząc, że Anglia zaraz wybuchnie złością, jednakże tak się nie stało i szef kuchni usiadł przy pierwszym lepszym stoliku. - Polsko, polej mi czegoś mocnego. Łukasiewicz ruszył w stronę barku z alkoholami a Litwa dosiadł się do pana Kirklanda. - Ludzie nie potrafią docenić angielskiej kuchni... - Wiem co może ocalić twój biznes, Arthurze. – odezwał się Litwin, a Anglia podniósł na niego wzrok z wyrzutem, że nie odezwał się wcześniej. - To. – po krótkiej chwili ciszy Laurinaitis podsunął Arthurowi dziwną ulotkę. Anglia czytał a jego uśmiech powiększał się z każdą kolejną linijką tekstu. Dzień I Poniedziałek Anglia od samego rana był niespokojny. Co róż to sprawdzał obecność swoich wszystkich pracowników restauracji, albo wyglądał przed budynek. Było ewidentnie widać, że czeka na coś lub kogoś ważnego. - Arthurze, jesteś pewny, że to dzisiaj? – zapytał Feliks w stroju kelnerki, której kiecka była trochę przykrótka. - Yes. – odrzekł krótko Kirkland i podszedł do stolika gdzie siedział jego młodszy „kochany” braciszek i darł się jak rozwydrzony bachor. - Ja chcę być państwem! – krzyczał Peter wierzgając nogami jak kucyk. – Dlaczego nikt nie chce mnie uznać?! - Proszę cię, zamknij się. – warknął Anglia. – Dzisiaj jest ważny dzień. - Jak uznasz mnie za państwo to przestanę! – fuknął Sealand, a Athur nie mając zbyt wielkiego wyboru, skinął głową i wskazał ręką zaplecze: - No dobrze, ale idź i mi nie przeszkadzaj. Peter z wielkim uśmiechem triumfu na twarzy zniknął na zapleczu restauracji. Nagle zrobiło się strasznie cicho i Anglia wrócił do kuchni aby przygotować się do przyjazdu gościa. - Jeszcze jedną kolejkę, towarzyszu. – Iwan siedział przy barku z alkoholami i po raz kolejny „poprosił” Torisa o dolewkę wódki. Litwin polał mu kolejną kolejkę rosyjskiego trunku. Tak naprawdę był to ich najlepszy klient... jedyny klient. Iwan mógłby tam siedzieć dzień i noc i pić. Jednakowoż nie była to pijalnia a wytworna restauracja, to lokal utrzymywał się (jeszcze) właśnie tylko z tego, że mieli wódkę. Wtem drzwi od restauracji otworzyły się i weszła do środka jakaś kobieta przy kości z burzą blond loków na głowie i z jakimś facetem z kamerą TVN-u, która nagrywała wszystko wokół. Usiadła przy pierwszym lepszym stoliku i czekała aby złożyć zamówienie. W jej stronę pierwszy pognał Polska aby spisać zamówienie. - Co pani poleca? – zapytała Magda Gessler, a twarz Feliksa wygięła się w bliżej nieokreślony kształt. - Że co? Jaka „pani”? Jestem facetem! – warknął Polska opluwając przy tym Gesslerkę. - F-felciu... – obok zjawił się Toris z próbą uspokojenia przyjaciela, jednakże Feliks był wkurzony i to bardzo. Facet od kamery próbował zahamować śmiech, który cisnął mu się na usta, a „pani” Magda przyglądała się tej dziwnej scenie, w której Toris próbował uspokoić Polskę, podczas gdy Łukasiewicz przeklinał po polsku, angielsku i włosku naraz. - Przepraszam za nich. Co podać? – obok stolika pojawił się Kiku i ukłonił się lekko. - Eeee... hmmm... – zamyśliła się na moment Gesslerka po czym stwierdziła, że szef kuchni ma przygotować jej jakąś smaczną niespodziankę. Zamówienie przyniósł z lekka opanowany Feliks i położył talerzyk przed blondynką. Jego zielone oczy mówiły jedno „A weź się tym udław!”. - Co to jest? – zapytała wskazując na szemranie wyglądająca potrawę, która mieniła się kolorami różu, zieleni i błękitu. - To danie dnia. – Polska wzruszył ramionami i zniknął w kuchni po kolejne zamówienie. Drugie danie wyglądało co prawda już nieco lepiej, ale to nie znaczy, że również lepiej smakowało. W skrócie można rzec, było... ohydne, ostre i przesolone. Trzeciego zamówienia już Gesslerka nie tknęła bojąc się o swoje życie, tylko kazała wezwać wszystkich pracowników i szefa.