Muzyka

wtorek, 29 kwietnia 2014

Pitu, pitu

Witam szanowna publiczności!

Może i dzisiaj nieco trochę inaczej niż zwykle - bo bez rozdziału APA (tak, jest w trakcie powstawania), no i właściwie to dawno mnie nie było, więc myślę, że powinnam wyjaśnić sprawę. Otóż, można powiedzieć, że miałam trzydniowe powołanie na zakonnice .-. tak, mówię poważnie, ale dzięki temu znalazłam coś bardzo interesującego przez co będę mogła w przyszłym roku zdawać maturę :D Dokładnie w tym samym roku co mój kuzyn .-. znowu będzie wyścig szczurów. WŁAŚNIE! Chciałabym też pozdrowić kilka przemiłych osóbek, z którymi zaczęłam korespondować listownie ^^ One już dobrze będą wiedziały, że o nie chodzi, więc pościk z taką małą dedykacją dla nich ^^ Jest to coś, co kiedyś zaczynało powstawać, ale jakie skutki będą dalej to tego nie wiem.


       Na ulicy Chrzanowej, przed niedawno otwartą (a już plajtującą) restauracją „Pod Golumem” dało się słyszeć dziwne krzyki.
       - Panie, ja za to nie zapłacę! – jakiś facet wybiegł ze środka wyklinając głośno szefa kuchni. – Panie, wy nie karmicie ludzi, wy ich trujecie!
       Facet odwrócił się na pięcie i mrucząc jeszcze jakieś przekleństwa odszedł na tle zachodzącego słońca.
       Feliks ze smętną miną zamknął drzwi od restauracji i założył na szybę tabliczkę „ZAMKNIĘTE”. To już kolejny niezadowolony klient. 
       - Felciu, wszystko w porządku? – nagle, z ni kont obok Polski pojawił się Litwa.
       - Stracę tę robotę. – zachlipał Łukasiewicz. 
       - Co tu się dzieję? – z kuchni wyłonił się Arthur wycierając ręce w biały fartuch. – Polsko, dlaczego zamknąłeś moją restaurację? Co to za samowolka?
       - Ale Arthurze, nie mamy klientów...
       - A ten co tutaj przed chwilą był?
       - „wy tu nie karmicie ludzi, wy ich trujecie” – zacytował Polska i schował się za plecami Torisa wiedząc, że Anglia zaraz wybuchnie złością, jednakże tak się nie stało i szef kuchni usiadł przy pierwszym lepszym stoliku.
       - Polsko, polej mi czegoś mocnego.
       Łukasiewicz ruszył w stronę barku z alkoholami a Litwa dosiadł się do pana Kirklanda.
       - Ludzie nie potrafią docenić angielskiej kuchni...
       - Wiem co może ocalić twój biznes, Arthurze. – odezwał się Litwin, a Anglia podniósł na niego wzrok z wyrzutem, że nie odezwał się wcześniej.
       - To. – po krótkiej chwili ciszy Laurinaitis podsunął Arthurowi dziwną ulotkę.
       Anglia czytał a jego uśmiech powiększał się z każdą kolejną linijką tekstu.

Dzień I
Poniedziałek

       Anglia od samego rana był niespokojny. Co róż to sprawdzał obecność swoich wszystkich pracowników restauracji, albo wyglądał przed budynek. Było ewidentnie widać, że czeka na coś lub kogoś ważnego. 
       - Arthurze, jesteś pewny, że to dzisiaj? – zapytał Feliks w stroju kelnerki, której kiecka była trochę przykrótka.
       - Yes. – odrzekł krótko Kirkland i podszedł do stolika gdzie siedział jego młodszy „kochany” braciszek i darł się jak rozwydrzony bachor.
       - Ja chcę być państwem! – krzyczał Peter wierzgając nogami jak kucyk. – Dlaczego nikt nie chce mnie uznać?!
       - Proszę cię, zamknij się. – warknął Anglia. – Dzisiaj jest ważny dzień.
       - Jak uznasz mnie za państwo to przestanę! – fuknął Sealand, a Athur nie mając zbyt wielkiego wyboru, skinął głową i wskazał ręką zaplecze:
       - No dobrze, ale idź i mi nie przeszkadzaj.
       Peter z wielkim uśmiechem triumfu na twarzy zniknął na zapleczu restauracji. Nagle zrobiło się strasznie cicho i Anglia wrócił do kuchni aby przygotować się do przyjazdu gościa.
       - Jeszcze jedną kolejkę, towarzyszu. – Iwan siedział przy barku z alkoholami i po raz kolejny „poprosił” Torisa o dolewkę wódki.
       Litwin polał mu kolejną kolejkę rosyjskiego trunku. Tak naprawdę był to ich najlepszy klient... jedyny klient. Iwan mógłby tam siedzieć dzień i noc i pić. Jednakowoż nie była to pijalnia a wytworna restauracja, to lokal utrzymywał się (jeszcze) właśnie tylko z tego, że mieli wódkę.
       Wtem drzwi od restauracji otworzyły się i weszła do środka jakaś kobieta przy kości z burzą blond loków na głowie i z jakimś facetem z kamerą TVN-u, która nagrywała wszystko wokół. Usiadła przy pierwszym lepszym stoliku i czekała aby złożyć zamówienie. W jej stronę pierwszy pognał Polska aby spisać zamówienie.
       - Co pani poleca? – zapytała Magda Gessler, a twarz Feliksa wygięła się w bliżej nieokreślony kształt. 
       - Że co? Jaka „pani”? Jestem facetem! – warknął Polska opluwając przy tym Gesslerkę. 
       - F-felciu... – obok zjawił się Toris z próbą uspokojenia przyjaciela, jednakże Feliks był wkurzony i to bardzo.
       Facet od kamery próbował zahamować śmiech, który cisnął mu się na usta, a „pani” Magda przyglądała się tej dziwnej scenie, w której Toris próbował uspokoić Polskę, podczas gdy Łukasiewicz przeklinał po polsku, angielsku i włosku naraz.
       - Przepraszam za nich. Co podać? – obok stolika pojawił się Kiku i ukłonił się lekko.
       - Eeee... hmmm... – zamyśliła się na moment Gesslerka po czym stwierdziła, że szef kuchni ma przygotować jej jakąś smaczną niespodziankę.
       Zamówienie przyniósł z lekka opanowany Feliks i położył talerzyk przed blondynką. Jego zielone oczy mówiły jedno „A weź się tym udław!”.
       - Co to jest? – zapytała wskazując na szemranie wyglądająca potrawę, która mieniła się kolorami różu, zieleni i błękitu.
       - To danie dnia. – Polska wzruszył ramionami i zniknął w kuchni po kolejne zamówienie.
       Drugie danie wyglądało co prawda już nieco lepiej, ale to nie znaczy, że również lepiej smakowało. W skrócie można rzec, było... ohydne, ostre i przesolone. Trzeciego zamówienia już Gesslerka nie tknęła bojąc się o swoje życie, tylko kazała wezwać wszystkich pracowników i szefa.

czwartek, 17 kwietnia 2014

Axis Powers Academy 2 - Amnezja

     Wszyscy obecni utkwili swój wzrok w Neco i klękającym przed nią blondwłosym alchemikiem. Tak, takiego obrotu sprawy nikt się nie spodziewał i to dosłownie nikt. Jednak nie jedna osoba ciekawa była jej odpowiedzi. Tsume rozdziabiła usta a Volti zamknął je swoimi łapkami. Usagi jakby nigdy nic wcinała jabłko siedząc na barana u Rosjanina Iwana. Nikt jednak nie odważył się odezwać. Sprawa była nadzwyczaj poważnie poważna i tak naprawdę nikomu nie było do śmiechu.

     - Jak ty to wszystko uknułeś? - powiedział Pan Olo półgębkiem do Daniela, który uśmiechnął się szeroko.

     - Samo tak wyszło. Nie sądziłem, że wszystko się tak potoczy - mruknął.

     - Edward... ja... - oczy rudowłosej zaszkliły się. 

     Nagle jak coś łupnie, trzaśnie i świśnie, a w drugiej chwili rozległ się jakby grzmot i błyskawica, aby zarazem wszyscy ujrzeli jak dwie dziwne kule roztrzaskały główny maszt szkoły. Prostu lud edukujący rozproszył się po dziedzińcu szkoły, a reszta ludzi opuściła budynek.

     - Co się dzieje?! - zapytał zdezorientowany Alfred.

     I kolejny huk wywołany przez dwie tajemnicze kule, które tym razem uderzyły w szkolną część akademii a szkło i rozbite cegłówki zaczęły spadać i wbijać się w ziemię.

     - Cony! - Edward pchnął dziewczynę w bok aby samemu dostać odłamkiem szkła w skroń.

     - Edziu, jesteś cały? - Neco dotknęło dłonią miejsca gdzie utkwiło szkło, ujrzała krew i natychmiast zrobiła się blada jak ściana.

     - Cony! Cony, tylko nie mdlej - złote oczy Elrica zabłysły.

     Dziewczyna osunęła się powoli w ramiona blondyna.

     - Co to do cholery jest?! - fuknęła rozwścieczona Integra - Tsuuuuume!

     - To nie ja! - odparła hobbitka, a Francis, który zakradał się do niej od tyłu został zmieciony przez wyłamane drzwi - Nie wiem co to jest!

     - Ustawić się w szereg! - Arthur zwrócił się do członków kółka (czarno) magicznego i reszty osób, które w pewien sposób parały się magią, a ci w składzie Vassilica, Lukas, Tsume, Volti i Usagi wykonali polecenie i wyciągnęli różdżki - Skupcie się! Mamy tylko jedną szansę.

      - Uspokójcie się - wtrącił Edward powierzając opiekę nad Neco, Danielowi - Nie pokonacie tego magią.

     - Co takiego? - zdziwił się Brytyjczyk a jego zacne brwi powędrowały ku górze.

     - To jedne z wielu stworzeń, których zwykłe czary nie pokonają - złotooki poprawił białe rękawiczki.

     - Już rozumiem - Pan Olo został nagle oświecony - Alchamia, tak?

     I choć Elric nie odpowiedział, było doskonale wiadome, że to prawda. Edward znikąd wyciągnął spory harpun, jedynie przykładając dłoń do ziemi. 

     - Co to za czary? - bąknął nerwowo Toris.

     - To nie czary - odparł stalowy alchemik i cisnął harpunem w dziwne kule energii - To nauka!

     Broń przedarła kule energii, które na moment znikły wszystkim z oczu, lecz chwilę później, przybrawszy postać ogromnego gada, który zaatakował Edwarda. Chłopak od razu zaczął się bronić, ale nie ukrywajmy, mimo swych zdolności nie mógł pokonać go bez brata.

     - Dan?! Gdzie Edward?! - Neco natychmiast zerwała się na równe nogi, a zaraz później ujrzała całą tą akcję - O cholera! Ma ktoś kredę?

     Edward zrobił dwa zacne salta w powietrzu i epicko wylądował na pierwszym schodku, lecz chwilę później uderzył ciałem o asfalt, gdyż gad przewalił go swym platynowym ogonem. Gdy bestia pochylała się nad blondynem wszyscy znieruchomieli i choć wiedzieli, że muszą coś zrobić nie mogli się ruszyć sparaliżowani przez energie potwora. Już smok miał wykonać ostateczny ruch, już miał zabić chłopaka, gdy nagle uderzył w niego ogromny trójząb, który Neco używszy alchemii, wyciągnęła z ziemi i z ogromną siłą przebiła bok bestii, którą zaraz pochłonęła mgła.

     - Cony! - wyrwało się Edwardowi.

     Chłopak od razu poderwał się ze schodów i wpadł we mgłę, a gdy wreszcie opadła, uczniowie i nauczyciele Axis Powers Academy ujrzeli Edwarda cucącego rudowłosą. Najbliżsi przyjaciele dziewczyny znaleźli się zaraz obok ich obojga. Tsume uklękła obok blondyna, klepiąc ją lekko w policzek:

     - Neco, hej Neco, obudź się.

     - Wykonała pieczęć? - zapytał Ed.

     - Tak - odparł Pan Olo, mając na myśli krąg z heksagramem, który NecoMi narysowała za pomocą kredy.

     - Cholera - zaklął chłopak, ale zaraz zajął się dziewczyną, która zaczęła się wybudzać - Cony, jesteś cała - przytulił ją.

     - Ale kim ty właściwie jesteś? - zapytała dziewczyna.

     - Co takiego?...

     - Kim wy wszyscy jesteście? - Neco spojrzała na wszystkich tu obecnych.

     - Nie... nie, nie, nie... to nie może... - wymsknęło się blondynowi, a tym razem i jego oczy się zaszkliły.

     - Ale co jest grane? - bąknął Litwin.

     - Neco, ratując Edwarda przy pomocy alchemii musiała poświęcić coś aby została zachowana równowaga - wyjaśniła Tsume tłamsząc w sobie coś, czym każdy zwykły śmiertelnik nazwał by łzami - Ale nigdy nie wiadomo co się poświęci.

     - Poświęciła swoje wspomnienia - Edzio starł szybko łzę, która samotnie płynęła po jego policzku.

     - Ale o czym do jasnej ciasnej mówicie? - bąknęła NecoMi - Kim jesteście, co tu robicie... a właściwie to kim ja jestem i co tutaj robię???

środa, 16 kwietnia 2014

Axis Powers Academy 2 - NecoMi! Ty byłaś tą samą osobą, która...

Witaj prosty ludu pracujący, edukujący się i wgl.!
Jako że zbliżają się święta Wielkanocne (których jako tako nie obchodzę ze względu na pogańskie poglądy religijne) życzę wszystkim po prostu wesołych świąt - a co się będę rozpisywać, kiedy oglądam zarąbiste anime, które nie obejrzy się samo. No i jeszcze kolejna część Axis Powers Academy!


Axis Powers Academy

     Był to wieczór, jeden z najzwyklejszych, wieczór gdzie zwyczajna rodzina powinna wspólnie siąść do stołu i w spokoju skonsumować kolację. Jednak nie na tym odludziu, gdzie znajdował się dom rodzinny pewnych dwóch chłopców i ich babci. Tego wieczoru miało wydarzyć się coś nadzwyczajnego...

     - Chłopcy, co dzisiaj robiliście? - zapytała posiwiała kobieta podając jednemu z chłopców kolację, a siedział on na wózku inwalidzkim.

     - Nic takiego, babciu - odparł drugi wysuwając się z cienia aby ukazać swą metaliczną postać.

     Kobieta spojrzała na niego i westchnęła głęboko. Tak, dusza czternastolatka zamknięta w ciele ze stali, stworzonym przez młodą dziewczynę mechanika, tylko po to aby dusza jej wnuczka została w niej zapieczętowana. Drugi natomiast, o rok starszy chłopak, pozbawiony prawej ręki i lewej nogi, już na zawsze został przykuty do wózka, wiedząc, że nie będzie już samodzielny.

     Ciszę panującą w w domu przerwał grzmot. Deszcz bił głośno o dach i okna domostwa. Tak, ciemno, zimno, rozpętała się burza zaczął wiać mocny wiatr. W takie wieczory człowiekowi nic się po prostu nie chce i najlepiej zamknąłby się w czterech ścianach swojego pokoju aby pogrążyć się w swoich zamyśleniach.

     Wtem ktoś gwałtownie zapukał do drzwi.

     - Ja otworzę - powiedział złotooki blondyn i podjechał wózkiem do drzwi, aby je otworzyć i przekonać się kto zechciał ich odwiedzić w tak straszną pogodę.

     Gdy je otworzył, ujrzał młodego czarnowłosego chłopaka, który niósł na rękach drobną rudowłosą dziewczynkę, na pewno nie starszą od niego. Oboje byli cali przemoknięci a dziewczynka zdawała się być nie przytomna.

     - Mogę... - zaczął nieznajomy, lecz szybciej uzyskał odpowiedz niż zdążył zadać pytanie:

     - Oczywiście, proszę, co jej się stało? - blondyn wpuścił ich do środka i zaraz zawołał swojego brata i babcię.

     Daniel, bo tak zwał się ów nieznajomy położył swoją przyjaciółkę na łóżku, a starszy z braci zajął się nią. Starsza kobieta natomiast zaczęła wypytywać co się stało.

     - Zostaliśmy porwani, cudem udało nam się uciec - wysapał Dan opadając bezwładnie na fotel - Ledwie udało nam się uciec. Ale Cony jest ranna, trzeba jej pomóc - skinął głową na dziewczynę.

     - Co jej się stało? - mruknął blondyn.

     - Gdy biegliśmy wpadła we wnyki zastawione przez kłusowników - wydukał - Boję się, że może stracić prawą nogę...

     Złotooki podwinął delikatnie prawą nogawkę zielonych spodni dziewczyny, a jego oczom ukazała się wielka czerwona rana wokół której widniał równie wielki zakrzep krwi i wielkie sine pole.

     - Mój brat się nią zajmie, a ty coś zjedz - odezwał się stalowy brat, który zrobił wielkie wrażenie na Danielu, który przez moment się zawahał.

     Tak też się stało i starszy z braci w tajemniczy sposób uleczył Cony.

     Minął niecały tydzień aby Daniel, Cony i rodzina Elrików zaczęła się dogadywać. Przede wszystkim nie tutejsi byli bardzo wdzięczni im za pomoc, choć nie mieli do końca pojęcia jakim cudem dziewczyna została uleczona - choć nie ukrywajmy, kulała na tę nogę.

     - No, teraz powinno być super - tymi słowami swój wywód zakończyła pewna blondyneczka, kończąc swoją pracę przy mechanicznej ręce i nodze dla starszego z braci.

     Złotooki wstał z łóżka i od razu wypróbował swoje "nowe" ciało. Z wielkim uśmiechem wstał o własnych siłach, pierwszy raz od dawien dawna i prawie rozpłakał się ze szczęścia.

     - Haha, udało ci się, udało! - Cony wpadła w ramiona chłopaka, który przytulił ją mocno i pocałował w czoło.

     - Tak Cony, to dzięki tobie, dałaś mi wiarę na to, że mogę.

     Całej tej sytuacja przyglądał się Daniel wraz z stalowym bratem, a na jego twarzy kwitnął radosny uśmiech. Czarnowłosy spojrzał na Alfonsa, bo tak na imię miał młodszy z braci i powiedział:

     - Pół roku minęło od czasu gdy się tu pojawiliśmy, powinniśmy dać znać rodzinie, że żyjemy. Powinniśmy wracać. jednak z drugiej strony wiem, że będzie im się trudno rozstać. Czuję, że to jest jej jedyny...

     - Jest młoda - Alfons pokiwał głową. 

     - Jedna jeszcze nigdy jej takiej nie widziałem. Jesteśmy jak brat i siostra, doskonale wiem, kiedy co czuje i jak się zachowuje w określonych sytuacjach. Takiej nie widziałem jej nigdy - odparł Dan.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~**~*~**~*~**~**~*~**~*~**~*~**~*~*~

     Ogromna liczba osób, fotoreporterów zebrała się wokół placu pocztowego, na który zajechał samochód prowadzony przez niskiego jegomościa z gęstą czupryną na głowie. Wszyscy od ponad roku zagłębiali się w sprawie zaginięcia dwojga przyjaciół, którzy - jak donoszą źródła - zostali uprowadzeni i właśnie zostali odnalezieni. Jednak z innych źródeł wiadomo, że zostali oni uprowadzeni aby zostać dawcami organów. Krążyło tyle teorii, że nikt nie był do końca pewny ile ich jest, a każda zapewne miała ździebko prawdy.

     - Zróbcie przejście - pierwszy z auta wysiadł wysoki stalowy człowiek, a za nim zaraz pojawił się niski blondyn, lekko niższa od niego rudowłosa dziewczyna i wyższy czarnowłosy chłopczyna.

     Oślepił ich blask fleszy.

     - Kto was porwał?

     - Jak zdołaliście uciec?

     - Ktoś wam pomógł?

     - Jak to się stało?

     - Czy tych dwóch ma z tym jakiś związek?

     - Ile czasu się okrywaliście? - z każdej strony dochodziły różne pytania, na które nikt wcale nie odpowiadał, nie miał nawet zamiaru.

     - Oni są temu winni - po długich, męczących przesłuchaniach jeden z mundurowych stwierdził to wskazując na braci - To oni omamili tę dwójkę i zwiedli. Teraz udają niewiniątka odstawiając ich z powrotem. Wywnioskowałem z zeznań Convalii, że to przez niego kuleje.

     - Nie, nie nie, źle mnie zrozumiano - dziewczyna natychmiast pokręciła głową, lecz to nic nie pomogło.

     - Powinniśmy ich od razu wsadzić za kraty  - dodał jego przełożony.

     - Nie! - rozpłakała się Cony.

     Policjanci ruszyli w stronę braci, którzy naturalnie zaczęli się bronić przed fałszywymi oskarżeniami, doszło do rękoczynów. Zaczęła się strzelanina. Lecz oboje albo unikali strzałów, albo kule odbijały się od metalowych części. Aż w końcu uciekli i już więcej się nie pokazali. Miał zostać wysłany za nimi list gończy.

     Tego samego wieczoru starszy z braci zawitał do domu Cony, nie pokazując się jej rodzicom, wszedł przez okno budząc dziewczynę ze snu.

     - Co tutaj robisz, jak ktoś cię tu zobaczy - usiadła na łóżku.

     - Przyszedłem się pożegnać - powiedział cicho, gładząc jej policzek i patrząc prosto w oczy, które napełniały się łzami.

     - Chciałabym cofnąć czas. Mogłam nie wracać... - Cony dławiła się łzami.

     Chłopak uśmiechnął się lekko przytulając dziewczynę jak najmocniej i szepnął jej do ucha:

     - Nie zapomnę o tobie, to ty dałaś mi siłę i wiarę na to, że mogę wrócić do normalności. Zawsze będę cię kochał.

     - Jeśli kiedykolwiek przestanę o tobie myśleć... nie no co ja mówię, nigdy nie przestanę o tobie myśleć - ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie, a ich usta połączyły się w pocałunku.

     - Zapomnij, tak będzie lepiej - dodał stojąc na parapecie, po czym wytarłszy jedną, samotną łzę spływającą po policzku, zniknął.

     Cała afera nabrała ogromnego rozgłosu, nazwisko Convalii znalazło się na pierwszych stronach gazet. Wszyscy wiedzieli kim jest i co się stało, jednak nie znali całej prawdy, a historię, którą rozpowszechniała policja. Ona sama zmieniła dane osobowe...

***

     - ...i siedzi tu przed wami - tymi słowami Daniel zakończył historię, która dotyczyła jego i NecoMi.

     - Co ci jest, Panie Olo? - Usagi szturchnęła Tsume łokciem.

     - Wzruszyłam się - smarknęła posiadaczka jedynego pierścienia, wydmuchując nos w koszulę Francisa, który napatoczył się znikąd. 

     - I dlatego nam o tym nie powiedziałaś - Roderich spojrzał na rudowłosą pobłażliwym wzrokiem.

     - Tak... - wydukała z siebie NecoMi, nadal mając spuszczoną głowę. 

     - Współczuję. Nie wiedzieć nawet gdzie znajduję się obecnie osoba, którą się kochało - Węgierka przytuliła Neco, w akcie pocieszenia.

     - Tak szczerze powiedziawszy... mimo tych wszystkich moich tutejszych przygód... nigdy nie zapomniałam o nim. To dlatego wszystkie moje związki dotychczas się rozpadały - młoda wiccanka pociągnęła nosem - Od tamtej pory go nie wiedziałam. Nie wiem gdzie jest, co robi, czy żyje... czy mnie pamięta...

     - Kim on był? - wyrwało się komuś z tyłu pokoju.

     - Był alchemikiem - wtórował Daniel, dodając szybko - A raczej jest nim nadal.

     Neco wbiła w niego swój wzrok, a gdy tylko to uczyniła została wręcz na chama wyciągnięta z pokoju i wywleczona na dwór. Za nimi pognał cały tabun ciekawskich gapiów. Dan zatrzymał się dopiero na dziedzińcu, a dziewczyna stanęła jak wryta nie wierząc swoim oczom. Stał przed nią młody chłopak, z blond włosami splecionymi w warkocz. Miał na sobie czarne jak smoła glany, równie ciemne spodnie i białą koszulę z krawatem. Jego złote oczy odbijały jasny blask słońca, a na jego twarzy widniał wesoły uśmiech.

     - Cony, nic się nie zmieniłaś - powiedział.

     - Edward... - dziewczyna zasłoniła usta a jej oczy zaszkliły się.

     - Bo ja nie zapomniałem o tobie i wciąż cię szukałem, a gdy Dan mnie znalazł, wiedziałem, że muszę wrócić - przytulił ją z całego serca.

      - Edward... ja... nie... no... ja... - Neco zaczęła płakać wtulając się w jego koszulę - Trzy lata...

      - Tak, wiem - uśmiechnął się chłopak głaszcząc ja po głowie - Teraz będziemy mieli dużo czasu. przeciw mnie zostały wycofane oskarżenia, mojego brata przyjęli do szkoły w Londynie. teraz jestem tylko twój. Na zawsze...

     - Kocham cie...

     Edward ukląkł nagle.

     - Wiec, wyjdź za mnie.

piątek, 11 kwietnia 2014

Axis Powers Academy 2 - "Ale dlaczego mówicie na nią "NecoMi"?"

Witka,
Tutaj ja - nareszcie coś wybazgroliłam, można powiedzieć, ze to kolejna część Axis Powers Academy 2. Jest to naprawdę dość dziwny i tajemniczy, pełny przemocy i dziwnych wydarzeń rozdział. Już chyba sam jego tytuł jest zagadkowy.. TAK MIAŁO WŁAŚNIE BYĆ! Więc zapraszam do czytania:


     - Proszę was, przyjmijcie go do siebie - oznajmił Germania, z błagalnym wyrazem twarzy. 

     Obok dyrektora Axis Powers Academy stał młody, około osiemnastoletni chłopczyna w obcisłych rurkach i wymiętolonej, przydługawej, czarnej koszulce z Nirvany, oraz creepersach na nogach, co dodawało mu +10 do wzrostu. Oczy miał pomalowane czarną kredką, a przynajmniej było to widać na jednym, bo drugie ukryte było pod czarną grzywką. Można powiedzieć - truEmo.

     Neco stanęła jak wryta a na jej twarzy mimowolnie ukazał się bulwers. Nie była zadowolona z tego faktu i wszyscy od razu wyczuli tą mroczną aurę.

     - Chyba sobie pan żartuje! - wycedziła celując palcem w chłopaka - Pan w ogóle wie kto to jest?!

     - Nowy uczeń Axis Powers Academy - Dżermania skinął głową - Nazywa się...

     - Daniel, ty cholero jedna, co tutaj robisz?! - NecoMi w jednej chwili znalazła się przy chłopaku i zaczęła trząść go za koszulkę.

     - Przyjechałem do szkoły - powiedział ów rzeczony Daniel i uśmiechnął się perfidnie - Jestem w drugiej klasie.

     - Jaja sobie robisz?!

     - Nie, mówię całkiem poważnie - wręcz zaśmiał się francowatemu.

     - Oni się znają? - całej tej akcji przyglądał się Fritz wraz z Tsume i Voltim.

     - Na to wygląda - przytaknął Pan Olo drapiąc jenota za uchem - Pan się nie boi, się go przygarnie. Jakoś przekonam Neco, tylko proszę o wyższą ocenę z literatury i będziemy kwita.

     Nowy wychowawca klasy drugiej spojrzał z politowaniem na rudowłosą, która w tej chwili goniła chłopaka po całym korytarzu, po czym zgodził się na propozycję hobbitki.

     - On ma przeżyć, jasne?

     - Tak jest - zasalutowała blondynka a jednocześnie z nią zasalutował Volti, który nadal nie spuszczał tamtej dwójki z oczu.

***

     NecoMi siedziała na wpół śpiąca przy jednym ze stolików w stołówce, miętoląc bez jakiegokolwiek celu widelczykiem po talerzu. Nie wyspała się, i to wcale nie podkrążone oczy o tym świadczyły a wielki kubek mocnej kawy. Obudziła się dzisiaj nieco później niż zwykle, nawet jeśli była to sobota, zdziwił ją fakt, że w pokoju nie zastała nikogo. Tsume i Volti przepadli jak kamień w wodę, a Daniel... jego nie chciała nawet widzieć na oczy.

     - Ma cheri, co robisz tutaj sama? - nagle przed stolikiem wyrósł Francis wraz z Vassilicą.

     Dziewczyna podniosła się z blatu stolika i spojrzała w ich stronę.

     - I co ci się stało? - dodał Rumun widząc jej stan.

     - Daniem mi się stał! - fuknęła Neco jednocześnie uderzając pięścią o stół.

     - Co? Ten śmieszny gość? - zachichotał Francuz - Całkiem spoko z niego facet, no i jest śmieszny.

     - Czy ty zdajesz sobie sprawę o kim ty mówisz? - w zielonych oczkach NecoMi pojawił się tajemniczy blask - Nie znacie tego diabelskiego nasienia tak dobrze jak ja!

     - Znasz go? - jedna brew wampira uniosła się ku górze.

     - Ależ oczywiście, ze znam - bąknęła NecoMi krzyżując ręce na piersi - Jak mogłabym nie znać kogoś z kim budowało się zamki z piasku?

     - Przyjaźń z dzieciństwa, hm?

     - Przyjaźń? No chyba nie! - tupnęła rozwścieczona rudowłosa dziewoja i ruszyła w stronę wyjścia, mijając obok siebie brunetkę zajadającą jabłko - O cześć, Usagi - nagle zrozumiała kogo zobaczyła i cofnęła się do niej z wielkim zdziwieniem - USAGI?! Co ty tu robisz?!

     - Myślę, że jem jabłko - uśmiechnęła się shinigami - I wracam do Axis Powers.

     - Ratujesz mi życie! - Neco zaczęła potrząsać dziewczyną za koszulę.

     - Serio? - mruknęła niewzruszona brunetka dalej spożywając jabłko.

     Na twarzy rudowłosej pojawił się ogromny i przebiegły zarazem uśmieszek a w zielonych oczkach pojawił się tajemniczy blask. Oj tak, tym razem to nasza kocia osobowość okazała się być wielkim knujem.

     - Wiesz, gdzie jest Ivan? Chciałabym sięęęęę... - Usagi nie dokończyła swojego wywodu gdyż Neco pochwyciwszy ją za ramię zaprowadziła ją na chama do pokoju jej i Tsume, gdzie również obecnie pomieszkiwał Daniel.

     Gdy obie tam weszły, niema wywarzając drzwi, zobaczyły tam sporą grupkę osób, które zebrały się wokół ów rzeczonego Daniela, który pokazywał wszystkim karciane sztuczki. A takze Alucard, który oglądał na plaźmie "Adventure Time".Jednak gdy weszły, oczy wszystkich zwróciły się w ich stronę.

     - USAAAAAGI!~ - Rosjanin, który ukrywał się pod trampoliną, wystrzelił jak z procy  i zaczął ściskać shinigami tak mocno, że ta ledwo co mogła załapać oddech.

     - Daniel - Neco zwróciła się z ironią do chłopaka, gdy wszyscy już oswoili się z faktem powrotu brunetki -  - No widzisz jak wyszło. Pakujesz manatki i szukaj innego miejsca w akademiku. Usagi jest lokatorką naszego pokoju.

     Atmosfera zgęstniała. Zrobiło się nieprzyjemnie. Nikt nie znał Neco z tej strony. Prócz Taurysa, z wiadomych powodów, nie odnosiła się tak chłodno, oschle i chamsko. Nawet gdy Bastet przejmowała nad nią kontrolę.

     - Neco, przecież znajdzie się tu dla niego jakiś kat - odezwał się Pan Olo, który do tego czasu milczał.

     - Tsume, tu nie o to chodzi. Wy go nie znacie. nie tak dobrze jak ja. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego, rozumiesz? - odrzekła rudowłosa już nieco spokojniej.

     - Ale dlaczego, Neco? - wtrąciła się Eldzia, która również tam była.

     - To naprawdę długa historia - Dan uśmiechnął się lekko, niemal niezauważalnie patrząc wprost na rudowłosą wiccankę - Ale nadal nie rozumiem dlaczego nazywacie ją "NecoMi".

     W tym momencie dziewczyna pobladła. Można powiedzieć, że zrobiła się niemal biała jak ściana. Wszyscy utkwili w niej wzrok i wyczekiwali w milczeniu.

     - Zamorduję cię - wycedziła przez zęby a Daniel otrzymał wyraźny sygnał aby brać nogi za pas.

     - No, no, no, spokój Kocie - powiedział Ludwig, zatrzymując dziewczynę - Nikt nie będzie tutaj nikogo mordował.

     - Ona co jedyne ma wspólnego z kotami, to to, że jednego posiada - dodał czarnowłosy nadzwyczajnie spokojnym tonem.

     - Dan, posłuchaj mnie choć raz: zamknij się i już nic więcej nie mów. Ja jestem NecoMi - fuknęła z przytupem.

     - Nie no przecież... - Daniel podrapał się po głowie - Nie powiedziałaś im?

     - Skończ...

     - Poważnie, nie powiedziałaś im?

     - Skończ.

     - Wiesz, ze to nie fer względem ich wszystkich?

     - Skończ!

     - Coni, ale nie można uciekać przed sobą.

     - SKOŃCZ! - jej oczy zaszkliły się.

     - Coni, ale tak...

     - Proszę cie, przestań - dziewczyna rozpłakała się gwałtownie a chłopak od razu znalazł się obok, aby ją przytulić, a następnie dziewczyna dodała wycierając nos w jego koszulę - Nie chcę słyszeć tego już nigdy więcej...

     Wszyscy zebrani przyglądali się tej scenie z wielką uwagą całkowicie nie wiedząc o co chodzi. Jednak Seszele nagle coś olśniło i dorzuciła swoje trzy grodze:

     - Coni... Coni Convalia? - Dan leciutko skinął głową - Wiedziałam, ze skądś ją kojarzę. jednak nie wiedziałam skąd to moje wrażenie się wzięło, teraz wiem.

     Neco spojrzała w jej stronę.

     - Nie masz się co bac - powiedział Dan - Nie możesz wciąż uciekać przed przeszłością, bo to część twojego życia. A ty powinnaś być dumna z tego kim jesteś. Więc pozwól wszystko wyjaśnić.

     - Zamorduje cię kiedyś za to wszystko, zobaczysz Dan.

     - Też cię kocham, Coni - uśmiechnął się chłopak.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Axis Powers Academy 2 - Bastet, Hunowie, chochoł, pan Dudzik i inni, czyli totalna zajawka

Siemka!
Dawno nie pisałam, ale nie miałam weny a właśnie dzisiaj jakoś zebrało mi się na napisanie kolejnego rozdziału Axis Powers Academy. Zapraszam do czytania ^^


     Wszem i wobec panowała kompletna cisza, którą co sekundę przerywało tykanie zegarka, który NecoMi kupiła po cholerę na jakimś bazarku z rzeczami typu Made in China. Był to czwartek i jak na początek tygodnia przystało, o wczesnej godzinie jaką była 14:10, Pan Olo energicznie instłował pewnych szemranych gości jak wynieść z pokoju łóżko aby następnie na jego miejsce wstawić coś, co zwykły obywatel nazywa potocznie...

     - Co tu do cholery, robi trampolina?! - gdy tylko NecoMi otworzyła drzwi, stanęła w nich z Arthurem, na którego twarzy pojawiło się takie samo zdziwienie jak u rudowłosej wiccanki.

     - To dla rozluźnienia - stwierdziła Tsume siedząc wraz z Voltim na nowym wyposażeniu pokoju dziewczyn - nawet nie wiesz jak trudno było mi to cacko tutaj przemycić przed Integrą.

     - Boże! Integra! Jak ona to zobaczy to możemy się pożegnać z Axis Powers Academy! - NecoMi wpadła w niemałą panikę lecz posiadaczka tego Jedynego Pierścienia pozostała niemal niewzruszona faktem iż na takie coś mogła zostać wyrzucona ze szkoły.

     - Robisz widły z igły - mruknęła jednocześnie spoglądając w stronę Arthurowatej facjaty z brwiami ponad wymiar - Wy... znowu razem? - bąknęła podejrzliwie.

     - Co? - NecoMi i tleniony blondyn spojrzeli po sobie, aby następnie prawie wybuchnąć śmiechem, na co nad głową Tsume pojawiła się dziwna, mała fioletowa chmurka.

     - Ja rozumiem, że mogłaś tak pomyśleć - zachichotał Arthur wskazując na podobieństwo ubrań w stylu punk na nim i Neco, a także chodziło mu o to, że przyszli razem - Ale nic więcej prócz przyjaźni Neco nie mogła mi dać. 

     Niebieskie oczęta Pana Olo zostały automatycznie skierowane w stronę dziewczyny, której wyraz twarzy nijako odnosił się do panującej sytuacji i do tego, że z wielkim zacieszem wcinała kebaba, co go dostała od Turka Sadiqu.

     - Panciu, coś mnie tu nie gra - stwierdził Volti, przeszywając NecoMi swoimi patrzałkami.

     - Mnie też - Tsume odbiła się od trampoliny i wykonując zacne salto w powietrzu, niemalże uderzając głową o sufit, wylądowała przed swoja współlokatorką i spojrzała na jej oczy, niczym u kota, po czym zdzieliła ją przez łeb czymś, co wyglądało jak notes - Bastet! Przestań bawić się moją córką chrzestną!

     W tymże momencie coś czarnego opuściło ciało NecoMi, przybrało postać węża z głową kota, prychnęło pogardliwie w stronę Pana Olo i wpełzło pod łóżko. Całej tej akcji przyglądał się Arthur z rozdziabioną paszczęką i otwartymi szeroko oczami.

     - Ale.. jak ty...? - wydukał.

     - To proste - stwierdziła hobbitka wzruszając ramionami - Neco nigdy by nie zjadła niczego co pochodzi z Turcji! - okrzyknęła poważnie jednym okiem zerkając na przyjaciółkę, która zbierała się z podłogi, a drugim na jenota, który skakał na trampolinie wykonując zaiste backflimy i frontflipy.

***

     - Natan pochwycił za ostrą szpadę, której tafla odbijała światło pobliskiej latarni. Czul euforię. Każda cząstka jego ciała przepełniała się bezgraniczną radością z faktu iż zaraz dozna niesamowitej rozkoszy. Chłopak spoglądał teraz z góry na swoją nowo poślubioną żonę. Wyglądała tak pięknie w samej bieliźnie, błagająca o litość, z tym strachem wymalowanym na zapłakanej twarzy. Została zwiedziona na manowce, a jej szloch milkł, odbijając się głucho w przestrzeni. Błagała go, prosiła, płakała, lecz żadne prośby nie docierały do Natana. Był głodny, spragniony a ona doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co zaraz się wydarzy. Mężczyzna powoli ale zdecydowanie przejechał zimną klingą po gardle żony, z którego trysnęła szkarłatna posoka. Następnie, nie zwracając uwagi na to, ze kobieta jeszcze żyje, rozciął jej brzuch i zaczął wyrywać wnętrzności, jedno po drugim, delektując się smakiem krwi, którą zlizywał z palców...

     - STOP! Przestań już, Natasha - Germania osunął się bezwładnie na krzesełko umiejscowione przy biurku i zakrył twarz dłońmi.

     Białorusinka spojrzała w jego stronę z lekkim zdumieniem, a następnie w kierunku Neco, która leżała na podłodze, a kilka osób od dłuższego czasu usiłowało ją ocucić. Natomiast Tsume wsłuchała się w tę makabryczną opowieść i...

     - Czytaj dalej! Co zrobił z tymi bebechami?!

     - Dlaczego ja zostałem nauczycielem? - zapytał sam siebie Germania - Było mi pójść na tą emeryturę. Ale nie... ja musiałem ulec grupce dzieciaków...

     - mam czytać dalej? - mruknęła słowianka, lecz wszyscy (prócz Tsume) jednocześnie okrzyknęli "NIE!!!", a Pan Olo pochwyciwszy jej wypracowanie, dokończył czytanie w samotności. 

     Wtem do klasy niczym rakieta wpadł przejęty Tosiek, wraz ze swymi towarzyszami - Gilbertem i Francisem, a zwani oni byli razem Bad Trio. Cała klasa druga, jak i nauczyciel literatury spojrzeli w ich stronę z wielkim zdziwieniem na twarzy.

     - O co chodzi, braciszku Hiszpanio? - bąknął przerażony Feliciano, który w obecnej chwili chował się za Seszele.

     - Nadchodzą! - Antonio rozpostarł ramiona i z wielkim uśmiechem na twarzy i błyskiem w oku, oznajmił wesołą nowinę. 

     - No ale kto, do jasnej anielki?! - jedna brew Alfreda uniosła się do góry.

     - Moje... dzieci! - Hiszpan wyglądał jakby właśnie objawił mu się stwórca i niemalże padł na kolana, lecz Gilbo i Francis chwycili go w ostatniej chwili i wywlekli z klasy.

     Klasa druga spojrzała po sobie porozumiewawczo, po czym wszyscy udali się przed gmach szkoły gdzie stało już nasze szalone Bad Trio i uchachany Tosiek grający na gitarze:

     - Moje dzieci kochane, chodźcie do taty~
       Bo ja was kocham, teraz i przed laty~ 
       Moje kochane czerwone dzieci~
       Ten czas z wami, niechaj już leci!~ 

     Na horyzoncie ukazała się duża ciężarówka opakowana po brzegi świeżymi, hiszpańskimi pomidorkami. Pędziła z zawrotną prędkością, na oślep, slalonem, tak jakby jej kierowca za dużo wypił.

     - Panie Chrystusowy! - Dżermania chwycił się za głowę - jak Integra to zobaczy...

     Lecz to nie był jeszcze koniec. Za ciężarówką biegło rozwścieczone stado kucyków Pony, na których grzbiecie siedzieli Hunowie. Pojazd zatrzymał się dosłownie milimetry przed nosem Antośka, który od razu zanurkował w czerwonych skarbach natury, a stado Hunów na kucykach biegło dalej, wprost na budynek szkoły.

     - KUKURYDZA W KOLBACH! - darła się Tsume, wymachując czymś co miało być ów kukurydzą, choć jej wcale nie przypominało.

     Cóż, w końcu trzeba jakoś zarobić na spłacenie raz za trampolinę, prawda?

     Kiedy tabun rozwścieczonych kucyków przebiegł i ostatni z Hunów zapłacił za swoją kukurydze, drzwi od ciężarówki otworzyły się i wyszedł ze środka słomiasty jegomość w ciemnych okularach. Ukłonił się lekko i przemówił melodyjnie głosem Niemena:

     - Czy macie może złoty róg? Czapkę z piór?

     - Nie, nie mamy - zaprzeczył Matthew.

     - W cholerę! To po co ja tu przyjeżdżałem?! - zaklął Chochoł rozbijając ze złości swoje okulary, a następnie depcząc je - Tyle drogi na nic!

     - Chochoł? - snop siana usłyszał za sobą głos, na którego dźwięk rozbrzmiewały radośnie piski fungirls'ów i funboy'ów, albowiem za słomiastym jegomościem stał dostojny, nieziemsko przystojny woźny z sal sądowych wszystkim znany...

     - Pan Dudzik! - stado uchachanych dziewcząt jak i chłopców niewiadomego pochodzenia otoczyła policjanta chcąc uzyskać od niego autograf. Tsume również wykorzystała sytuację i wymieniła z nim numery telefonów.

     - A teraz - pan Dudzik artystycznie podciągnął swój pas i obezwładnił chochoła - Aresztuje cie pod zarzutem odebrania głosu Niemenowi. Każde słowo może być użyte przeciwko tobie, więc lepiej zachowaj milczenie.

     - Pfff~ 

     - Cicho, bo kare porządkową przypierdolę! - oburzył się pan Dudzik i odszedł z nim na tle zachodzącego słońca.

     - Zabijcie mnie - Dżardżamel walił głową w pobliski słup energetyczny przerażony zaistniałą sytuacją, ale miało być jeszcze gorzej...

     - Puszczaj mnie, ty gruba kupo fytra1 - wszyscy usłyszeli głos nowej pani dyrektor co sprawiło, ze mimo iż bali się spojrzeć w stronę z której dochodził, zrobili to a im oczom ukazał się ogromny goryl, który trzymając Integre w pięści, wspinał się po gmachu budynku.

     - O cholera - stwierdziła Tsume - Kerczak wylazł z szafy.

     - Trzymałaś w szafie goryla?! - krzyknął przerażony Francis.

     - No tak, żeby cię udusił we śnie - odparła.

     - na nas wywali z tej szkoły na zbity pysk! - Neco chwyciła za koszulę swojego Ojca chrzestnego i zaczęła nią energicznie potrząsać - Zrób coś!

     - No dobra, już, już - zgodził się w końcu posiadaczka Jedynego Pierścienia i wyciągnęła swoją różdżkę - Accio trampolina. Kerczak troppo mikro!

     W jednej chwili goryl zmniejszył się i oboje, wraz z panną Hellsing zaczęli spadać w dół aby w ostateczności odbić się od trampoliny. mały już goryl wpadł w ręce Tsume, a Integra zaryła twarzą o bruk. Wszyscy wstrzymali dech w piersiach, a Neco ukryła się za Panem Olo, który stał naprzeciw dyrektorki, która powoli podnosiła się z ziemi, i miał nadzwyczaj nadzwyczajny spokój na twarzy.

     - Trzeba będzie odbudować - mruknęła Tsume, zerkając na popękany bruk.

     - TY! - Integra wycelowała paluchem w nos właścicielki jenota.

     - Abonament czasowo niedostępny, proszę zadzwonić później - Tsume niemalże parsknęła śmiechem.

     - DO MOJEGO GABINETU!!! - wydarła się panna Hellsing.

***

     - Trampolina, trzymanie jenota i goryla w szkole, Hunowie, pony, chochoły, policjanci, pomidory - Integra wymieniała wszystko, spacerując po gabinecie dyrektora, a przed jej biurkiem stała Tsume, Volti i Neco, która ratując przyjaciółkę, przyznała się do niektórych rzeczy - Toż to karygodne! Za takie coś, od razu powinnam wyrzucić was ze szkoły. Jednak nie zrobię tego z pewnych powodów. A teraz rozejść się.

     dziewczyny opuściły gabinet w milczeniu, a gdy tylko drzwi od niego zamknęły się, obie przybiły sobie piątkę.

     - Haha, Neco, jesteś genialna - uśmiechnął się Pan Olo dając chrześnicy paczkę misio żelków - Nasłałaś na nią Bastet żeby namąciła jej w głowie.

     - Oj tak, czasem to całkiem przydatna kicia - przytaknęła rudowłosa.

     - Moja pańcia uratowana - Volti pisnął z zachwytu.

     - Dziewczynki moje drogie - usłyszały nagle głos Germanii, już raz go takiego słyszały, ten sam ton, to było w dzień urodzin Iwana.

     Spojrzały w jego stronę aby ujrzeć, ze w jego towarzystwie znajduje się... 

piątek, 4 kwietnia 2014

Ogłoszenia parafialne i takie tam biadolenie bez sesnu

LUDZIE!
TROLLE!
SMOKI!
WRÓŻKI!
HOBBITY oraz inne stworzenia odwiedzające tego bloga! Zacznę od ogłoszeń parafialnych:



OGŁOSZENIE PARAFIALNE

Otóż moi drodzy... 


i...

ODWIEDZAJCIE TEGO BLOGA! http://yukiteru-nec-okami.blogspot.com/

I...

TEGO TEŻ! http://usamichannoyume.blogspot.com/ (nie, ten nie mój)

i klasycznie...

TEGO! http://wiecznaneutralnoscitakietam.blogspot.com/ (Pan Olo się kłania)

KONIEC OGŁOSZEŃ PARAFIALNYCH

No i niestety dopadł mnie brak weny, więc wstawiam rozdział Axis Powers Academy napisany przez Tsume (tylko mnie nie morduj), pisany z perspektywy naszego kochanego Voltiego :D


     Moja pańcia wpadła do pokoju cała rozradowana ściskając w ramionach coś pokaźnych rozmiarów przykryte liliową płachtą. Obserwowałem to wszystko ze swojej ulubionej poduszki i coraz mniej mi się to podobało.

     - Moi drodzy, przedstawiam wam Dawida. – powiedziała uroczyście stawiając pakunek, który okazał się klatką ze skaczącym w niej gwarkiem.


Położyłem uszy po sobie i warknąłem cicho. 

     – Voltie, nie bądź zazdrosny. – Pani położyła mi rękę na łbie. 

     Skrzywiłem się patrząc na ptaka. Ja? Zazdrosny? Pani była tylko moja i przybycie tej kulki piór nic nie zmieniało. Wkurzył mnie jedynie fakt, że wszyscy zaczęli się nim zachwycać, gdy ledwo co udało mu się wyskrzeczeć kilka wyrazów. Też mi coś. Też bym się nauczył mówić, gdybym chciał. 

     - Voltie, słońce ty moje, wstawaj! – obudził mnie głos pańci. 

     Uniosłem jedno ucho dając do zrozumienia, że słyszę i otworzyłem oczy, lecz po chwili tego pożałowałem. Pańcia stała już gotowa do wyjścia, a to ptaszysko siedziało na MOIM miejscu, czyli jej ramieniu. Zjeżdżaj stąd, zawołałem rzucając się w jego stronę, lecz niestety źle wycelowałem i z piskiem wylądowałem na podłodze obijając sobie nos. Przez cały dzień chodziłem za moją pańcią jak struty. Nie dość, że to coś sprawiło, że musiałem nadążać za moją właścicielką, to jeszcze ominęło mnie drugie śniadanie. Pal licho, ludzi, którzy nie mogli się przestać zachwycać ptaszyskiem; jak on śmiał zabrać mi pańcię w ciągu niecałych 24 godzin. Po południu, gdy wszyscy z pokoju gdzieś wybyli, a ja zostałem sam, postanowiłem coś pooglądać w tym śmiesznym pudełku, w które ludzie potrafią gapić się godzinami. Przeskakiwałem z kanału na kanał, gdy w końcu znalazłem jakiś film animowany, najprawdopodobniej zrobiony przez tych ludzi o chrapliwej mowie, których moja pańcia nie lubiła. Główny bohater – szare, wychudzone kocisko po zjedzeniu gadającej papugi zyskało umiejętność ludzkiej mowy. Przez dłuższą chwilę wślepiałem się w ekran olśniony iście diabelskim planem. Moja teoria była prosta. Jeśli zjadłeś coś, co znało ludzką mowę, automatycznie przejmowałeś tą umiejętność. Zjedzenie gwarka byłoby zbyt łatwe i od razu sprowadziłoby podejrzenia wszystkich na mnie. Postanowiłem się więc rozejrzeć po mieście poszukiwaniu potencjalnej ofiary. W końcu znalazłem jakiś zapuszczony sklep zoologiczny, jednak nie było tam gadających ptaków, a jakiś facet o wyglądzie rzeźnika, który wygonił mnie miotłą. Zmęczony postanowiłem odpocząć w parku i obmyśleć dalszy plan działania. Położyłem się na jednej z ławek, gdzie mieliśmy w zwyczaju wypoczywać z moją pańcią. Słońce miło grzało mi grzbiet, a ja robiłem się coraz bardziej senny, gdy w pewnym momencie usłyszałem ludzką mowę z mocnym ptasim akcentem. Otworzyłem jedno oko by stwierdzić, że na oparciu ławki siedzi zielona aleksandretta obrożna. Najwyraźniej zwiała nieuważnemu właścicielowi, a za taką nieuwagę się płaci. Nie miałem więc żadnych wyrzutów sumienia po jej skonsumowaniu. Nie wiedziałem, czy po zjedzeniu gadającego ptaka sam zacząłem mówić. Postanowiłem to sprawdzić dopiero w szkole i miło zaskoczyć swoją panią. Wróciłem późnym wieczorem, ale wiedziałem, że jeszcze nie śpi. Robiła to co zwykle o tej porze, a mianowicie, siedziała przy biurku i patrzyła w zadrukowane papiery. Głupie ptaszysko spało z łebkiem schowanym pod skrzydłem. Wskoczyłem w ładnym stylu na blat stolika i pomyziałem pańcię końcem ogona po nosie, przez co kichnęła głośno. - Tu jesteś, niedobry. – powiedziała. 

     – Gdzie się podziewałeś? 

     - Szwendałem się to tu to tam… - odparłem. 

     - Aaa… To dobrze… - bąknęła pańcia wracając do papierów, lecz po chwili na jej czole pojawiła się lwia zmarszczka oznaczająca, że coś jej nie pasuje. Podniosła wzrok na mnie, lecz po chwili znów go opuściła mrucząc. – Zabawne, wydawało mi się, że mówisz… 

     - A nie mówię? – zapytałem. 

     - Tsume… Z kim rozmawiasz? – odezwał się zaspany głos jednej z koleżanek pańci, od której zawsze czuć było kotem (w pozytywnym tego słowa znaczeniu). 

     - Śpij, śpij. Jestem zmęczona i wydaje mi się, że mój Voltie mówi.

      -Ale ja słyszałam jakieś obce głosy… 

     Pańcia spojrzała na mnie takim wzrokiem, jakbym co najmniej zmienił się w helodermę meksykańską, którą ostatnio próbowaliśmy zaiwanić z miejsca, gdzie trzyma się mnóstwo zwierząt z całego świata. 

     - Voltie… 

     - Tak, pańciu? – powiedziałem z miną niewiniątka. 

     Następnego dnia pańcia zabrała mnie do białego pokoju, w którym zalatywało metanolem i innymi takimi rzeczami. To był chyba weterynarz dla ludzi, więc początkowo się nie bałem, do momentu, w którym jakiś facet zaczął zaglądać mi do zębów, oczu i sprawdzać kondycję łap. To oznaczało tylko jedno – chcieli mnie znowu kłuć w kark i zad. Bez żadnego ostrzeżenia dziabnąłem go w łapę. 

     - Bez takich mi tutaj! – warknąłem zeskakując ze stołu, na którym mnie oglądano. - Voltie, proszę, to dla twojego dobra. – Pańcia podrapała mnie uspokajająco po karku. – Chcę wiedzieć, czy przypadkiem jakieś francuskie ścierwo nie rzuciło na ciebie klątwy. 

     - Ja tu nic nie widzę. – powiedział wyraźnie zły weterynarz-niedojda. – Zresztą co ja ci mogę powiedzieć, jestem tylko pielęgniarkiem tej szkoły. 

     Po wizycie u weterynarza dla ludzi pańcia zabrała mnie do kolegi człowieka, który podarował mnie pańci. Tym razem zostało mi obiecane, że nikt nie będzie mnie kłuć niczym. Na miejscu dostałem nawet owsiane ciasteczko opiekane w cukrze.

     - …no i ja już kompletnie nie wiem, czemu on zaczął mówić. – stwierdziła zmartwiona pańcia siedząc w gabinecie mężczyzny ze mną na kolanach. 

     - Masz jakieś podejrzenia? 

     - TAK! To na pewno sprawka tego Francuzika; od dawna zdawało mi się, że macza palce w czarnej magii! – wykrzyknęłam, a ja zaśmiałem się ukradkowo pod nosem. Człowiek miał trochę dziwną minę. 

     - Cóż… Nie sądzę, aby za tym stał Francis… 

     - Chyba ma pan rację. Jest na to za głupi. 

     - Chcę jeszcze jedno ciasteczko. – zażądałem z obrażoną miną; rozkaz został od razu spełniony. 

     Podążałem za moją pańcią z zachwyconą miną i uniesionym ogonem. Niestety konsultacje z tym człowiekiem na niewiele się zdały, a ja wcale nie chciałem pomóc. To była swojego rodzaju kara. 

     - Panie Olo! – usłyszeliśmy wołanie. To była ta od kotów. – I co? Co się dowiedzieliście? 

     - Ech, właściwie to nic. Boję się, że to jakaś czarna magia, bo raczej nie jest normalne, żeby jenot nagle zaczął mówić. – westchnęła pańcia. 

     Zmierzyłem kotowatą od stóp do głów i w tym momencie zobaczyłem to jej białe pręgowane kocisko, z którym nijak nie dawało się gadać, bo od razu mierzyło ciebie wzrokiem z wyższością jakby nie wiadomo czym było. Czasem odnosiłem wrażenie, że poza mną nikt go nie widzi. Cóż, ludzie rzeczywiście mają tak słaby wzrok jak mi mówiła jenocia mama. W tym momencie ujrzałem tego gogusia, na którego polowaliśmy z pańcią od zawsze. Spojrzałem na nią wyczekując znaku do ataku, jednak ona była tak zamyślona i smutna, że nie zwróciła na niego uwagi. Zaskomlałem stając na tylnych łapkach. 

     - Moja pani, nie martw się już… To przez to, że tak bardzo zachwycałaś się tym ptakiem. Chciałem zwrócić na siebie uwagę i wymyśliłem ten przekręt z ludzką mową. No już, nie martw się i skopmy temu chamowi tyłek… 

     Pańcia spojrzała najpierw na Francuzika, a potem na mnie by w ostateczności roześmiać się. 

     - Mały zazdrośnik. - stwierdziła. – Dawid jest u mnie na przechowaniu, bo jeden z moich znajomych wyjeżdżał na parę dni i nie mógł się nim zając. Skoro już się wszystko wyjaśniło, to teraz gada mi tu jak na spowiedzi, jak żeś to zrobił…


No i... udało mi się dorwać Chibimakera ^^


A te dwa na dole, są mojej siostry ^^