Szliśmy z Garym leśną drogą, a
jedynym światłem na tym pustkowiu był Umbreon. Rozświetlał nam
drogę a Glaceon maskował ślady za nami, gdyby przypadkiem Team
Magma zechcieli wyruszyć za nami wyruszyć – a zrobią to na
pewno. Tak na prawdę nie wiedziałam gdzie idziemy, ale jednego
byłam pewna – bez Gary'ego zaraz zgubię się w tym świecie i nie
będę potrafiła nic zrobić.
- Musisz zakryć uniform Magmy,
przez niego mogą szybko nas namierzyć – brunet odezwał się w
pewnym momencie i podał mi swój biały fartuch – Załóż
go, nikt nie może wiedzieć kim byłaś. Jak tylko znajdziemy resztę
znajdziemy ci coś lepszego.
- Resztę? - powtórzyłam zdziwiona, zapinając białe guzki.
- Zanim Rockeci mnie uprowadzili podróżowałem z dwojgiem przyjaciół – wyjaśnił – Ich pokemony, wszystkie pokemony zostały zabrane razem ze mną. Został im tylko Pikachu – tutaj jakby spochmurniał – Mam nadzieję, że był na tyle silny, aby ochronić ich obojga.
- Nie martw się, Gary – położyłam dłoń na jego ramieniu – Zapewniam cię, że dadzą radę.
Przypuszczałam kim mogą być jego towarzysze. Ash Ketchum z Palet Town, właściciel jednego unikalnego Pikachu w całym świecie pokemonów. Jednak z wykminieniem drugiej postaci nie było już tak łatwo. Brock? Misty? A może Down? Nie, nie miałam zielonego pojęcia. Ale nic nie mogłam powiedzieć na ten temat, żadnych domysłów, kompletnie nic. Jednak wiedziałam, że jeśli to Ash to na pewno sobie spokojnie poradzą i wyjdą z opresji. Martwiło mnie tylko to, że jakimś cudem Teamowi Rocker udało sie schwytać tyle pokemonów i żadnemu z nich nie udało się wydostać.
- Mam taką nadzieję, bo widzisz... - jego słowa przerwał dzwonek, wydobywający się z najgłębszej kieszeni jego spodni.
Chłopak w bardzo szybkim tempie wyciągnął z niej swoje Poke-łącze i uśmiechając się lekko pod nosem, przyjął połączenie:
- Gary? To ty?
- Jasne, że ja. Gdzie jesteście?
- Rano będziemy w Slateport. Chłopie, wszędzie cię szukamy!
- Spokojnie, nie macie się co martwić. Myślę, że w takim tempie naszego marszu jutro się spotkamy, ale za miastem.
- Mamy taką nadzieję. Na razie, Gary.
- Pa.
Brunet z coraz większym uśmiechem na twarzy rozmawiał ze swoimi przyjaciółmi. Z tego co zrozumiałam mieliśmy spotkać się niedaleko miasta Slateport. W sumie było mi to obojętne dokąd się udamy, byle jak najdalej od Teamu Magma. Jednak nie wiedziałam jaka będzie reakcja towarzyszy Gary'ego gdy ujrzą, że pod tym białym fartuchem noszę uniform Magmy. Nie wiem, ale gary pewnie im wszystko wytłumaczy. Nie pytałam więc o nic ani nie dociekałam kim są jego przyjaciele, bo zapewne i tak ich znałam. Mimo wszystko miałam dziwne przeczucie, które nakazywało mi wyruszyć w podróż, nawet samotną po to aby odnaleźć Giratinę i wrócić do domu. Może i zawsze marzyłam o tym aby znaleźć się w świecie pokemonów, ale jednak moje miejsce było gdzie indziej. W świecie, w wymiarze, z którego pochodzę, a nie tutaj, który zawsze oglądałam w telewizji jako bajkowy świat dla Otaku. Wręcz wymarzone miejsce dla każdego pokemaniaka, ale jednak nie dla mnie.
- Dasz radę iść całą noc? - zapytał Gary, a ja przytaknęłam tylko bez słowa i przyspieszyłam aby dorównać mu tempa.
Całe niebo zakrywały chmury i niemalże nie było widać żadnej, najmniejszej gwiazdy. Wszystko to sprawiało, że ta noc była nadzwyczaj, ciemna i mroczna. Odkąd pamiętam bałam się ciemności, ale tym razem byłam na to obojętna. Nie wiem dlaczego, ale nie przeszkadzał mi mrok panujący wszem i wobec. Może to przez obecność Umbreona? Mojego Glaceona? A może i samego Gary'ego?
Do wyznaczonego miejsca spotkania doszliśmy jeszcze przed świtem. Nasze pokemony wróciły do swoich pokabolli. I teraz tylko wyczekiwaliśmy na ich przyjście.
- Powiedz mi.. skąd znasz Shinji'ego (japońskie imie Paula, podane w opowiadaniu na potrzeby... opowiadania) – zapytał brunet siadając na dość sporym kamieniu.
- Em... - zawahałam się, nie mogłam mu przecież powiedzieć tego skąd to wiem, znowu kłamstwo za bardzo nie wchodziło w rolę, bo cokolwiek powiedziałam mogło przeciwstawić się mi w późniejszym czasie. To musiało być coś, czego sam Shinji, na wypadek ewentualnego spotkanie, nie mógłby pamiętać ze swojego wczesnego dzieciństwa. Ale z drugiej strony czy gdy był mały, mówił, że wszystko jest żałosne? Nie mając jakiegoś dobrego planu i pod wpływem nerwów odpowiedziałam po prostu: - Wiem i tyle.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem i już miał zarzucić jeden z tych swoich dziwnych stwierdzeń, gdy usłyszeliśmy radosny dziewczęcy pisk i zaraz na jego szyi uwiesiła się szczupła blondzia z Pikachu na ramieniu i wielkim zacieszem na twarzy. Ubrana była w kwiecistą biało-różową koszulkę i niebieską spódniczkę. Zaraz za nią ujrzałam młodego chłopaka o fioletowych włosach i tym wiecznym grymasie na twarzy, którego tak dobrze znałam a jednocześnie nigdy nie lubiłam. Shinji, stał tu i teraz, we własnej osobie. Tylko kim była ta...
- Oh, Gary, Gary, Gareczku, jakie to szczęście, że nic ci nie jest. Mam nadzieję, że ci Rockeci nic ci nie zrobili. Matuchno, co ja bym wtedy zrobiła?! - blondynka nadawała jak katarynka a ja stałam jak słup soli wpatrując się w tej dziwny i dotąd mi nieznany obrazek.
- Już, dobrze, dobrze – brunet cmoknął ją w policzek i odsunął na moment od siebie aby wstać z kamienia, spojrzał na mnie – Saro, Shinji poznajcie Sakurę, Sakuro to moi towarzysze podróży, moja dziewczyna Sara i Shinji.
Stałam jak wryta nie wiedząc co powiedzieć. Zamurowało mnie kompletnie. Może nie chodziło tutaj o sam fakt tego, że nigdy wcześniej nie widziałam tej całej Sary na oczy, ale fakt, że była ona dziewczyną Gary'ego wręcz zmroził mi krew w żyłach. Może dlatego, że całkiem się tego nie spodziewałam i było to dla mnie czymś nierealny bo nie widziałam jej w serialu, może właśnie dlatego – innego wytłumaczenia nie znałam.
- Resztę? - powtórzyłam zdziwiona, zapinając białe guzki.
- Zanim Rockeci mnie uprowadzili podróżowałem z dwojgiem przyjaciół – wyjaśnił – Ich pokemony, wszystkie pokemony zostały zabrane razem ze mną. Został im tylko Pikachu – tutaj jakby spochmurniał – Mam nadzieję, że był na tyle silny, aby ochronić ich obojga.
- Nie martw się, Gary – położyłam dłoń na jego ramieniu – Zapewniam cię, że dadzą radę.
Przypuszczałam kim mogą być jego towarzysze. Ash Ketchum z Palet Town, właściciel jednego unikalnego Pikachu w całym świecie pokemonów. Jednak z wykminieniem drugiej postaci nie było już tak łatwo. Brock? Misty? A może Down? Nie, nie miałam zielonego pojęcia. Ale nic nie mogłam powiedzieć na ten temat, żadnych domysłów, kompletnie nic. Jednak wiedziałam, że jeśli to Ash to na pewno sobie spokojnie poradzą i wyjdą z opresji. Martwiło mnie tylko to, że jakimś cudem Teamowi Rocker udało sie schwytać tyle pokemonów i żadnemu z nich nie udało się wydostać.
- Mam taką nadzieję, bo widzisz... - jego słowa przerwał dzwonek, wydobywający się z najgłębszej kieszeni jego spodni.
Chłopak w bardzo szybkim tempie wyciągnął z niej swoje Poke-łącze i uśmiechając się lekko pod nosem, przyjął połączenie:
- Gary? To ty?
- Jasne, że ja. Gdzie jesteście?
- Rano będziemy w Slateport. Chłopie, wszędzie cię szukamy!
- Spokojnie, nie macie się co martwić. Myślę, że w takim tempie naszego marszu jutro się spotkamy, ale za miastem.
- Mamy taką nadzieję. Na razie, Gary.
- Pa.
Brunet z coraz większym uśmiechem na twarzy rozmawiał ze swoimi przyjaciółmi. Z tego co zrozumiałam mieliśmy spotkać się niedaleko miasta Slateport. W sumie było mi to obojętne dokąd się udamy, byle jak najdalej od Teamu Magma. Jednak nie wiedziałam jaka będzie reakcja towarzyszy Gary'ego gdy ujrzą, że pod tym białym fartuchem noszę uniform Magmy. Nie wiem, ale gary pewnie im wszystko wytłumaczy. Nie pytałam więc o nic ani nie dociekałam kim są jego przyjaciele, bo zapewne i tak ich znałam. Mimo wszystko miałam dziwne przeczucie, które nakazywało mi wyruszyć w podróż, nawet samotną po to aby odnaleźć Giratinę i wrócić do domu. Może i zawsze marzyłam o tym aby znaleźć się w świecie pokemonów, ale jednak moje miejsce było gdzie indziej. W świecie, w wymiarze, z którego pochodzę, a nie tutaj, który zawsze oglądałam w telewizji jako bajkowy świat dla Otaku. Wręcz wymarzone miejsce dla każdego pokemaniaka, ale jednak nie dla mnie.
- Dasz radę iść całą noc? - zapytał Gary, a ja przytaknęłam tylko bez słowa i przyspieszyłam aby dorównać mu tempa.
Całe niebo zakrywały chmury i niemalże nie było widać żadnej, najmniejszej gwiazdy. Wszystko to sprawiało, że ta noc była nadzwyczaj, ciemna i mroczna. Odkąd pamiętam bałam się ciemności, ale tym razem byłam na to obojętna. Nie wiem dlaczego, ale nie przeszkadzał mi mrok panujący wszem i wobec. Może to przez obecność Umbreona? Mojego Glaceona? A może i samego Gary'ego?
Do wyznaczonego miejsca spotkania doszliśmy jeszcze przed świtem. Nasze pokemony wróciły do swoich pokabolli. I teraz tylko wyczekiwaliśmy na ich przyjście.
- Powiedz mi.. skąd znasz Shinji'ego (japońskie imie Paula, podane w opowiadaniu na potrzeby... opowiadania) – zapytał brunet siadając na dość sporym kamieniu.
- Em... - zawahałam się, nie mogłam mu przecież powiedzieć tego skąd to wiem, znowu kłamstwo za bardzo nie wchodziło w rolę, bo cokolwiek powiedziałam mogło przeciwstawić się mi w późniejszym czasie. To musiało być coś, czego sam Shinji, na wypadek ewentualnego spotkanie, nie mógłby pamiętać ze swojego wczesnego dzieciństwa. Ale z drugiej strony czy gdy był mały, mówił, że wszystko jest żałosne? Nie mając jakiegoś dobrego planu i pod wpływem nerwów odpowiedziałam po prostu: - Wiem i tyle.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem i już miał zarzucić jeden z tych swoich dziwnych stwierdzeń, gdy usłyszeliśmy radosny dziewczęcy pisk i zaraz na jego szyi uwiesiła się szczupła blondzia z Pikachu na ramieniu i wielkim zacieszem na twarzy. Ubrana była w kwiecistą biało-różową koszulkę i niebieską spódniczkę. Zaraz za nią ujrzałam młodego chłopaka o fioletowych włosach i tym wiecznym grymasie na twarzy, którego tak dobrze znałam a jednocześnie nigdy nie lubiłam. Shinji, stał tu i teraz, we własnej osobie. Tylko kim była ta...
- Oh, Gary, Gary, Gareczku, jakie to szczęście, że nic ci nie jest. Mam nadzieję, że ci Rockeci nic ci nie zrobili. Matuchno, co ja bym wtedy zrobiła?! - blondynka nadawała jak katarynka a ja stałam jak słup soli wpatrując się w tej dziwny i dotąd mi nieznany obrazek.
- Już, dobrze, dobrze – brunet cmoknął ją w policzek i odsunął na moment od siebie aby wstać z kamienia, spojrzał na mnie – Saro, Shinji poznajcie Sakurę, Sakuro to moi towarzysze podróży, moja dziewczyna Sara i Shinji.
Stałam jak wryta nie wiedząc co powiedzieć. Zamurowało mnie kompletnie. Może nie chodziło tutaj o sam fakt tego, że nigdy wcześniej nie widziałam tej całej Sary na oczy, ale fakt, że była ona dziewczyną Gary'ego wręcz zmroził mi krew w żyłach. Może dlatego, że całkiem się tego nie spodziewałam i było to dla mnie czymś nierealny bo nie widziałam jej w serialu, może właśnie dlatego – innego wytłumaczenia nie znałam.
Imię Sara wzięło się stąd Sara kobieta jest genialna a jej arty z poków jeszcze bardziej. To właśnie dzięki niej wpadłam na kilka dodatkowych pomysłów do tego opowiadanka.