Nastał
dzień. Słońce wpadało przez wielkie okna wierzy Gryfonów.
Lily mimo woli nie mogła dalej spać. Słońce straszliwie raziło
ją w oczy. Usiadła na łóżku. Jej koleżanki jeszcze spały.
Postanowiła ubrać się i pójść sama do Wielkiej Sali na
śniadanie. Poszła jeszcze do łazienki przeczesać rude loki.
Zeszła
schodami na dół, do pokoju wspólnego. Miała nadzieję,
że nie natknie się na Huncwotów. Jej prośba została
wysłuchana. Po Jamesie, Syriuszu, Peterze i Lupinie, ani widu ani
słychu. Pomyślała, że pewnie jeszcze śpią. Prawdopodobnie także
spóźnią się na pierwszą lekcję, która była zaraz
po śniadaniu. A były to, ku jej wielkiej uciesze, dwie godziny z
eliksirami w lochach, u profesora Slughorna.
Wyszła
z wierzy Gryffindoru i skierowała się do Wielkiej Sali. Miała
nadzieję, że spotka po drodze Severusa. Nabrała trochę odwagi i
chciała z nim poważnie porozmawiać o tym co stało sie w pociągu.
Nie mogła o tym zapomnieć. Ciągle miała to przed oczami. Może i
był to tylko głupi przypadek, ale postanowiła, ze powinni wyjaśnić
sobie kilka rzeczy, nawet jeżeli zagroziło by to ich przyjaźni.
Jednakże
bardzo szybko zmieniła zdanie, gdy usłyszała w oddali głos
Snape'a.
-Lily!
-Sev,
jak się cieszę, że cię widzę. Miałam nadzieję, że jeszcze
pogadamy przed śniadaniem – odpowiedziała Lily
-Ja
również – Severus uśmiechnął sie radośnie.
-O tym
co sie wydarzyło wczoraj w pociągu – dodała po chwili Lily.
Severus
przystanął na moment. Spojrzał na dziewczynę pytająco, po czy
zapytał:
-Ale o
czym tutaj gadać? Zwykły przypadek, i to nie twoja wina...
Lily odetchnęła z ulgą słysząc takie słowa z
ust przyjaciela. Poszli dalej w stronę Wielkiej Sali, mijając
szepczące, ruchome obrazy na korytarzu. To nic nowego w Hogwarcie.
Szkoła była pełna takich dziwactw, przecież była to szkoła do
której uczęszczali czarodzieje i czarownice, prawda? A Lily i
Severus nawet przestali je zauważać.
Śniadanie minęło im bardzo szybko i co dziwo
spokojnie, a przecież James nie przepuściłby tak dobrej okazji,
żeby podokuczać Snape'owi. I zaraz po śniadaniu Gryfoni i Ślizgoni
z piątego roku ruszyli do lochów na dwie, upragnione przez
Lily, godziny z eliksirami.
Uczniowie ustawili się w kolejkę przed klasą. Lily
była zdziwiona samą obecnością Remusa i Glizdgona. Ale nie miała
najmniejszego zamiaru dociekać gdzie podziali się James i Syriusz.
Było jej to obojętne. Rzuciła im tylko złowrogie spojrzenie kiedy
wreszcie raczyli sie zjawić, kiedy już Slughorn otworzył klasę.
Uczniowie jak zawsze podzielili klasę na dwa sektory – Gryfonów
i Ślizgonów. Nawet Lily i Severus nie usiedli razem. Lily
musiała zadowolić sie jedynie towarzystwem Mary i Alicji w
pierwszej ławce, a Severus usiadł z Averym i Mulciberem.
Profesor Horacy Slughorn rozejrzał się dokładnie
po klasie. Jego wodniste oczy omiotły każdego po kolei i zatrzymały
się na samym końcu klasy, gdzie siedzieli Huncwoci.
-Panie Potter, panie Black, proszę już przestać
rozmawiać i skupić sie na lekcji – powiedział bardzo poważnie
Slughorn.
-Tak, panie profesorze – odpowiedział James i
ciche szmery z końca klasy ustały.
Slughorn uśmiechnął się promiennie. Musiał
przyznać, że nie tylko James wydoroślał przez te wakacje. A
przecież jeszcze rok temu zamiast spokojnej odpowiedzi ze strony
Pottera, usłyszałby zupełnie coś innego. Westchnął głęboko.
-Witam was po wakacjach – zaczął. - Widzę, że
wszyscy przeżyliście te wakacje. Mam również nadzieję, że
dobrze je spędziliście. Bowiem w tym roku będziecie pracować dwa
razy więcej, dwa razy ciężej, dlatego że musicie przygotować się
do sumów. A ja do klasy owutemowej przyjmuję tylko tych,
którzy zdobyli na sumie co najmniej „Powyżej Oczekiwań”,
nie będę także narzekać, jeżeli ktoś dostanie „Wybitny” - I
spojrzał w stronę Lily. - Mam także nadzieję, że jak najwięcej
z was będzie chciało w ogóle przystąpić do owutemu z
eliksirów, a jest to nadzwyczaj trudny przedmiot. Myślę
jednak, że chociaż połowa z was powinna sobie z nim poradzić. Ale
oczywiście nie będę na nikogo naciskał. Jeżeli ktoś z was
dostanie taką ocenę, która pozwoliłaby mu na dalsze
doskonalenie sztuki eliksirów, a nie będzie chciał, wcale
nie będzie musiał chodzić na moje lekcje. Rzecz jasna, jeżeli
ktoś z was chciałby zostać w przyszłości aurorem, musi jeszcze
bardziej przyłożyć się do eliksirów, dlatego że jest to
jeden z ważniejszych przedmiotów dla aurorów. -
zamilkł na chwilę i usiadł przy biurku.
-Panie profesorze, a czy można w ogóle nie
podchodzić do suma? - zapytała Mary.
-Nie, absolutnie – zaprzeczył Sluhgorn. - Sumy są
obowiązkowe dla wszystkich. Natomiast owutemy zdaje się tylko z
przedmiotów wybranych w klasie szóstej, do której
trochę wam brakuje. Musielibyście porozmawiać o tym z opiekunami
domów w jakiejś wolnej godzinie – i po chwili dodał. - No
dobrze, koniec tych pogaduszek. Do roboty. Wyciągnijcie podręczniki
i otwórzcie na stronie czternastej – Machnął różdżką
i na tablicy pojawiły się jakieś napisy – Tutaj macie dodatkowe
wskazówki dotyczące tego eliksiru. Na przygotowanie go macie
godzinę, myślę, że powinna wam wystarczyć.
Lily otworzyła swój podręcznik do eliksirów
na czternastej stronie. Mieli za zadanie zrobić eliksir spokojnych
snów. Przeczytała dokładnie listę składników i
wzięła sie do roboty. Zerknęła jeszcze na Severusa jak sobie
radzi. Wyglądał na bardzo zajętego pracą. Nawet nie odzywał sie
do Averego i Mulcibera, co ją bardzo zdziwiło.
Lily robiła wszystko tak jak było napisane w
podręczniku i na tablicy, choć w niektórych przypadkach
wolała polegać na swoim doświadczeniu z poprzednich lat i z
doświadczeń z Severusen, kiedy to ukradkiem sami przyrządzali
eliksiry. Nauczyła sie od niego już prawie wszystkiego o eliksirach
i była drugą w kolejności najlepszą uczennicą Slughorna.
Profesor Slughorn przechadzał się wolno po klasie
doglądając eliksiry Gryfonów i Ślizgonów. Całkiem
nieźle im szło, choć był to eliksir, którego przygotowanie
było bardzo złożone. Zatrzymał się tylko na chwilę na samym
końcu sali gdzie siedzieli James, Syriusz, Remus i Peter. Zajrzał
do trzech pierwszych kociołków. Było jako tako. Teraz stanął
nad kociołkiem Petera. Przyglądał mu się z wielką uwagą.
Eliksir w kociołku powinien przybrać barwę jasnego błękitu, a
ten w kociołku Glizdgona mienił się krwistym kolorem. To trochę
zaniepokoiło Slughorna, choć dobrze wiedział, że Peter nie za
bardzo radzi sobie z jego przedmiotem. Spojrzał do podręcznika
ucznia. Jest otwarty na dobrej stronie, składniki także były te,
które powinny. W takim razie co było nie tak?
Peter nie zwracał uwagi na Slughorna stojącego nad
jego kociołkiem i zwiększył ogień dorzucając ślinę jednorożca.
Teraz eliksir zmienił barwę na złoty i zaczął niebezpiecznie
bulgotać. Zaczął wydobywać się z niego ciemny dym. Teraz i
Glizdgon dostrzegł, że jest coś nie w porządku. Slughorn dalej
pochylał sie nad jego wywarem, aż tu nagle złocista maź
wystrzeliła w górę, zatrzymując się na twarzy profesora
Slughorna. Cała klasa odwróciła się, żeby zobaczyć co się
stało. Syriusz o mało co nie wybuchł śmiechem, kiedy profesor
Slughorn wyprostował się a jego twarz była cała w złocistej
mazi.
-Bardzo przepraszam, panie profesorze – wykrztusił
przerażony Glizdgon. - To nie było specjalnie.
-Jakim cudem skiepściłeś tak łatwy eliksir? -
zapytał Slughorn wycierając eliksir z twarzy. - Pytam się: jakim
cudem?
-To
przez przypadek. Wpadły mi do środka ciastka miodowe. Myślałem,
że skoro nie są magicznym składnikiem to nic się nie wydarzy –
odpowiedział Glizdgon.
Slughorn wziął głęboki oddech. Nie mógł
uwierzyć, że ma takiego głąba w klasie. Nie powiedział tego na
głos, choć dokładnie tak pomyślał.
-Minus pięć punktów dla Gyffindoru –
powiedział w końcu profesor.
-To
było wspaniałe! - powiedział Syriusz kiedy wychodzili z klasy. -
Godne prawdziwego Huncwota!
-Szkoda tylko tych pięciu punktów – dodał
Remus.
Przyjaciele spojrzeli na niego zaskoczeni.
-Od
kiedy, to Luniaczku, bawią cię nasze żarty. Nawet jeżeli są
przypadkowe? - zapytał James.
-Nie zapominaj, że ja również jestem
Huncwotem – rzucił Remus z szerokim uśmiechem na twarzy, przez co
jego blizna na policzku, którą zarobił w te wakacje podczas
jednej z pełni księżyca, była prawie niewidoczna.
Remus cieszył się, że ma takich przyjaciół
jak James, Syriusz i Peter. Oni jako jedyni wiedzieli o jego
tajemnicy, o tym, że jest wilkołakiem i, że podczas każdej pełni
księżyca staje się żądnym krwi potworem. Dobrze pamiętał jakie
były ich miny, gdy znaleźli go w Wrzeszczącej Chacie podczas
jednej z pełni, w trzeciej klasie. Dziwił się, że udało mu się
to tak długo utrzymać w tajemnicy. Wtedy, kiedy James powiedział,
że i tak jest jednym z nich, zrobiło mu się ciepło na sercu i
powoli przestał obawiać się kolejnych transformacji. Wiedział, że
razem z przyjaciółmi da sobie radę. A odkąd James, Syriusz
i Peter wyszkolili w sobie siłę animagów, mogli bez żadnych
komplikacji spotykać się w Wrzeszczącej Chacie nie tylko podczas
pełni księżyca.
Po
dwóch długich godzinach w lochach z profesorem Slughornem,
miała odbyć sie upragniona lekcja Obrony Przed Czarną Magią z
nową nauczycielką panią Megan Zomie. Tym razem na lekcji tej
zabrakło Ślizgonów, dlatego że ich klasa miał teraz runy
wraz z Puchonami.
Ksenofilius Lovegood nowy prefekt Krukonów,
niespokojnie stał już pod klasą, wyczekując lekcji. Długie,
białe, przypominające brudną watę cukrową włosy miał zaczesane
do tyłu. W jednej dłoni trzymał małą, czerwoną paczuszkę
przywiązaną srebrzystą, cieniutką wstążeczką. Wyglądało to
dość dziwnie. Przecież Ksenofilius nie przepadał za lekcjami
Obrony przed Czarną Magią, a teraz stał tam i czekał jak na
jakieś objawienie. A kiedy drzwi same się otworzyły wszedł
dumnie do klasy jako pierwszy. Zaraz za nim zrobiła to reszta klasy.
Wystrój klasy zupełnie różnił się
od poprzedniego. Nie była już przyciemniona ze wszystkich stron. A
ze ścian znikły przerażające obrazy, które pokazywały
działanie zaklęć Niewybaczalnych. Cóż, przecież każdy
nauczyciel mógł przerobić swoją klasę według własnego
widzimisię.
Przy starym, czarnym biurku siedziała blond-włosa
kobieta. Czytała najnowszy numer „Żonglera”, gazety, którą
wydawał jej ojciec. Ale kiedy uczniowie weszli do klasy i zajęli
miejsca, wyłoniła się zza gazety. Odłożyła ją i wstała od
biurka.
-Zanim zaczniemy jakiekolwiek lekcje ustalmy kilka
podstawowych rzeczy – powiedziała profesor Zomie uśmiechając
się.
Lily zobaczyła w oczach Ksenofiliusa tajemniczy
błysk. Taki sam jak podczas uczty powitalnej.
-Dobrze. Zacznijmy od tego, że nie jestem żadną
panią profesor. Ledwo co ukończyłam Hogwart i jestem prawie w
waszym wieku. Możecie spokojnie na mnie mówić po imieniu –
i usiadła na swoim biurku.
Trąciła ręką małą czerwoną paczuszkę.
Zdziwiona wzięła ją i przeczytała na głos przywieszoną do niej
karteczkę:
-Dla pani profesor Megan Zomie.
Odwinęła srebrzystą wstążeczkę i otworzyła
wieczko. Po chwili wyciągnęła z pudełeczka przezroczysty,
otoczony czterema złotymi paskami okrągły przedmiot. Wyglądała
na zaskoczoną, ale uśmiechnęła sie promiennie.
-No
dobrze... Czy ktoś wie co to jest? - spojrzenie nowej pani profesor
przewędrowało po całej klasie.
-To
przypominajka. Kiedy robi się czerwona, to oznacza, że się o czymś
zapomniało – wyjaśniła Mary.
-Wspaniale. Dziesięć punktów dla Gryffindoru
– profesor Megan skinęła głową. - Dobrze. To teraz kto mi
powie, jak to się znalazło na moim biurku?
Lily zerknęła ponownie w stronę prefekta Krukonów.
Wyglądał na trochę spiętego, a na jego bladawej twarzy dało sie
zauważyć różowawy rumieniec. W klasie zapadło całkowite
milczenie. Nauczycielka uśmiechnęła się do klasy i wstała.
Włożyła kulkę do pudełka i odłożyła na biurko.
-Chciałabym się dowiedzieć, komu mam podziękować
za tak miły prezent – powiedziała, ale nie słysząc żadnej
odpowiedzi dodała: - No cóż, w takim razie przejdźmy do
lekcji – Sądząc po jej głosie, była trochę zawiedziona, że
osoba, która podrzuciła jej tak miłą niespodziankę nie
chce się do tego przyznać. - Jak już wiecie w tym roku odbędą
się sumy. Nie mówię, że to coś łatwego, ale Obrona przed
Czarna Magią powinna dobrze wam pójść. Nauczę was nawet
czegoś ponad poziom klasy piątej. Mam tu na myśli zaklęcie
patronusa. Jeżeli zaprezentujecie to podczas suma dostaniecie
dodatkowe punkty, co podwyższy wam ocenę, nawet jeśli nie
będziecie za dużo potrafić. Dumbledore kazał mi was tego nauczyć
z powodu bliskiego pojawienia się dementorów w Hogwarcie. To
jedyne zaklęcie, które ochroni was przed nimi.
-A
czego jeszcze będziemy uczyć sie w tym roku, pani profesor? - z
końca sali wydobył się cichy głos Petera.
-Już mówiłam, mów mi po prostu Megan,
Glizdgonie – odpowiedziała.
-Skąd... - Peter już chciał zadać kolejne
pytanie, a przecież mówią tak na niego dopiero od czwartej
klasy, a Megan Zomie już wtedy nie było w Hogwarcie.
-Skąd wiem, że nazywają cię Glizdgonem? -
dokończyła za niego. - Cóż... Kto
ma olej w głowie, temu dość po słowie – zacytowała słowa
Raweny Ravenclaw, bo właśnie do tego domu kiedyś należała.
Nikt nie wiedział o co chodziło ich
nauczycielce.
-To było proste. Słyszałam jak profesor
Slughorn szedł korytarzem wycierając coś żółtego z
twarzy, a kiedy zapytałam o co chodzi, powiedział, że miał
niezbyt miłe przeżycie z twoim kociołkiem – wyjaśniła i po
chwili dokończyła odpowiedź na pierwsze pytanie Petera. - W tym
roku nauczycie się jak bronić się przed inferiusami,
śmierciożercami, boginami i innymi potworami, których może
użyć Czarny Pan przeciwko wam. Pokaże wam również jak się
używa zaklęć niewerbalnych. I jak bronić się przed dwoma
zaklęciami Niewybaczalnymi, bo jak wiadomo przed zaklęciem
uśmiercającym nie można uciec – i tu jej głos przybrał ton
nienawiści, można to było wyczuć od razu.
-Używałaś kiedyś zaklęć niewybaczalnych? -
wtrącił Syriusz, najwyraźniej zaciekawiony tematem i nagłą
zmianą tonu profesor Zomie.
-Niestety tak. Ale tylko raz – odpowiedziała
a jej uśmiech z twarzy zniknął. - Było to zaklęcie sprawiające
ból...
-Jak to sie stało?
-To byli śmierciożercy. Zaatakowali mnie i
moich rodziców. Zabili mi matkę. Nie mogłam tak bezczynnie
stać i patrzeć – wyjaśniła profesor, a w klasie ponownie
zapadła cisza.
Nikt nie ośmielił sie odezwać choćby słowem.
Lily przeszedł dreszcz. Nie spotkała jeszcze osoby, która
zostałaby aż tak bardzo zraniona przez śmierciożerców.
Owszem słyszała różne przerażające historie na ich temat,
miała podejrzenia, że Avery i Mulciber chcą nimi zostać, a może
i nawet już nimi są i chcą wkręcić w to jej przyjaciela.
-No dobrze, są jeszcze jakieś pytania? -
profesor Megan z powrotem usiadła na blacie biurka.
-Jak długo z nami zostaniesz? - zapytał
Ksenofilius a w jego głosie czaiła się nadzieja.
-Tylko rok. Jak wiecie na posadzie nauczyciela
Obrony przed Czarną Magią ciąży klątwa. Nikt nie wytrzymuje
tutaj dłużej niż jeden rok szkolny. Ja również nie. W
lipcu wyjeżdżam z kraju – profesor Megan odgarnęła blond włosy
z twarzy.
-Szkoda – mruknął cicho Krukon.
Na twarzy profesor Zomie ponownie zawitał
uśmiech.
-Nie martw się, Ksenofiliusie. Dzięki twojej
przypominajce, na pewno o was nie zapomnę.
Ksenofilius podniósł głowę i spojrzał
prosto w oczy pani profesor.
-Jak się skapnęłaś?
-Już mówiłam: Kto ma olej w głowie,
temu dość po słowie – odpowiedziała pogodnie. - Bardzo ci
za to dziękuję, ale nadal ciekawi mnie z jakiej to okazji.
Oczy wszystkich w klasie były skierowane w
stronę prefekta Krukonów. Wyczekiwali jego odpowiedzi jak
objawienia.
-To na powitanie cie w Hogwarcie – wydukał
Ksenofilius.
-No dobrze – Pani profesor uśmiechnęła się
pod nosem. - Wiem, że to trochę wredne z mojej strony, ale
będziecie musieli coś dla mnie napisać. Chciałabym widzieć do
piątku, na moim biurku prace pisemne na temat tego, czego
nauczyliście się na Obronie przed Czarną Magią do tej pory.
Będzie mi wtedy łatwiej ocenić ile mogę od was wymagać, czego
powinniście sie douczyć i co już dobrze umiecie. Bo po co
mielibyście powtarzać zbędny materiał, nieprawdaż? A dobrze
wiem, że nauczyciele, którzy dotychczas prowadzili u was te
zajęcia mieli swoje priorytety i naciskali na inne dziedziny. Choć
już powiedziałam czego nauczycie sie w tym roku, wolałabym
sprawdzić co już umiecie robić dobrze.
Klasa zgodziła się, chociaż nie było w tym
zbyt wielkiego entuzjazmu. To dopiero pierwszy dzień a dostali już
pracę do wykonania. W pewnym sensie, jednakże rozumieli, dlaczego
mają to napisać.
-Nie dasz mi spisać tego zadania, prawda? -
zapytała Mary, kiedy przyjaciółki szły korytarzem do
Wielkiej Sali na obiad.
-Absolutnie – odpowiedziała stanowczo Lily. -
Mogę ci w tym pomóc, ale zerżnąć gotowca ci nie dam.
Mary skinęła głową. Musiała przyznać, ze
Lily bardzo się zmieniła przez te wakacje. Nie była już aż tak
bardzo nudną dziewczyną. Zrobiła się trochę tajemnicza,
ładniejsza i wyrozumialsza. No może to ostatnie nie tyczyło się
Jamesa, Syriusza, Remusa i Petera; ale jednakże była bardziej
wyrozumiała.
-Masz już jakiś temat do gazety szkolnej? -
zapytała w pewnym momencie Lily.
-Tak – przytaknęła Mary. - „Czy
Ślizgon, Severus Snape jest obiektem westchnień Gryfonki, Lily
Evans?
-Nawet nie wasz sie tego opublikować –
warknęła Lily darząc przyjaciółkę groźnym spojrzeniem.
-Tylko żartuję – odpowiedziała Mary.
-Mam nadzieję.
-Nie zrobiłabym ci tego... dopóki nie
porozmawiałabym z Severusem na ten temat – zachichotała cicho.
-Mary!
-No dobrze, dobrze. Planowałam zrobić wywiad z
Megan: „Co sądzi o szkole nasza nowa pani profesor – Megan
Zomie. Co podobało jej się za czasów jej nauki, a co nie”.
-To będzie bardziej ciekawsze – uśmiechnęła
sie Lily, a myślami powędrowała w odległe miejsce zwane
marzeniami, fantazją lub po prostu myślami rudej czarownicy.