Muzyka

wtorek, 31 grudnia 2013

Axis Powers Holiday - Przed nami woda, wiatr i przygoda

     Słońce paliło jak szalone, a na twarzach całej załogi w składzie: NecoMi, Tsume, Volti, Usagi, Gilbert, Alfred, Arthur, Berwald, Tino, Iwan, Francis (który za wszelką cenę usiłował nie wchodzić Panu Olo w drogę, bo wiedział, że to może się dla niego bardzo źle skończyć) Germania. Topik i Topcia zostali przez przypadek pozostawieni na lądzie, w porcie, ale to nic, bo Ferb miał dotrzymać im towarzystwa, do ponownego zacumowania łodzi w porcie.

     Pierwsza noc na statku „bakłażan w sosie” minęła bardzo spokojnie. Wszyscy bardzo szybko usnęli kołysani przez fale Atlantyku. Tylko Tsume, z baseballem pod poduszką pozostawała czujna, w razie francuskiej inwazji w jej kabinie, jednak nic takiego się nie stało. Czy wy też macie wrażenie, że chęć zabicia Francisa stała się wręcz obsesją Ojca Chrzestnego NecoMi?

     Rudowłosa dziewczyna stała przy jednej z burt i niepewnie wpatrywała się w niebieską taflę wody. Nie lubiła większych wodnych przestrzeni, bo to wiązało się z możliwością zanurzenia się w niej, a nasza NecoMi absolutnie nie potrafiła pływać, więc nie zdziwi was fakt iż zawsze unikała wyjazdu nad jezioro czy też basen. Jednak tym razem chęć spotkania się z przyjaciółmi była o wiele większa. Wtem zielonooka poczuła jak ktoś staje obok niej.

     - O, Berwald, to ty. Jak się masz? - ujrzała nad sobą, wysokiego na bite metr dziewięćdziesiąt blondyna, w okularach i tym klasycznym pokerface'em na twarzy.

     - Hum. Dobrze – odrzekł jak tylko najkrócej potrafił, bo ten niebieskooki Szwed znany był z tego, że nigdy długo nie wypowiadał się na jakikolwiek temat.

     - Nie jesteś zbyt rozmowny – stwierdziła NecoMi uśmiechając się lekko, jednocześnie odwracając się w stronę głębi statku, aby nie patrzeć już w stronę, gdzie widzi tylko jedno i to samo niezmiennie już od dobrej godziny. Zauważyła, że wzrok Berwalda, był wbity w Tsume, która właśnie odkryła nową kryjówkę Francuza i goniła go przez cały pokład z baseballem w dłoniach.

     - Jak ja cię dorwę, ty franco jedna, to cię rodzona mamuśka nie pozna! - krzyczała blondynka wymachując swoją bronią o imieniu Gertruda, która znajdowała się co rusz to zbyt blisko Bonnefoy'a.

     - Podoba ci się? - Neco odgarnęła grzywkę za ucho.

     - Hm? - jedna brew Pana Szwedka uniosła się może o milimetr.

     - No Tsume.

     I w tej właśnie chwili córka chrzestna Pana Olo była świadkiem niesamowitej i nieprawdopodobnej rzeczy, a mianowicie zarumienienia się Berwalda, który zaraz później pokręcił przecząco głową i wypowiedział prawdopodobnie najdłuższe zdanie swojego życia:

     - Tsume, wcale mi się nie podoba. Traktuję ją tylko jako moją koleżankę ze szkoły, która na mój widok pada plackiem udając zdechłego jenota, bo jak pewnie wiesz, boi się wysokich ludzi.

     NecoMi otworzyła usta ze zdumienia. W tej chwili nie było ważne co powiedział Szwed, ważne było to, że to zdanie zawierało choć jeden przecinek i było dłuższe niż trzy słowa, co w tym przypadku było nadzwyczaj nadzwyczajne i teoretycznie niemożliwe.

     - Kol, kol, kol – kołchoz Iwana rozchodził się po ster burcie, na której ustawiony był stolik, przy którym siedział on i Alfred.

     Szczupły, blondwłosy Amerykanin w okularach usiłował pokonać starszego od siebie Rosjanina, siłując się z nim na rękę, a jak na razie to właśnie Braginski wygrywał większość ich starć. Temu wszystkiemu z wielką uwagą i rumianymi policzkami przyglądała się Usagi dopingując swojego chłopaka, którym tak, był właśnie Iwan. Alfreda natomiast dopingował jego kumpel z dzieciństwa, Arthur Kirkland, którego brwi przypominały bardzo kody kreskowe umieszczane na opakowaniach.

     Tino natomiast, zaopiekowawszy się Voltim walnął się na wolnym leżaku i z czarnymi okularami na nosie opalał się obok Gilberta, który na sąsiednim leżaku przeglądał jedną z mang typu ecchi.

     Germania samotnie przechadzał się boso po całym pokładzie z miną, która wyraźnie wskazywała na to, że coś go gnębi. Może właśnie dlatego zdecydował się na ten rejs. Aby odpocząć od Romulusa, ale w takim razie dlaczego wziął ze sobą tych uczniów? Może po to aby dotrzymali mu towarzystwa. W sumie, tak na prawdę nikt nie był w stanie rozszyfrować starego Fritza, dosłownie nikt.

     Dzionek minął bardzo szybko, a kiedy złote słońce zaczęło zachodzić, pozostawiając za sobą różowe pasma na błękitnym niebie, kapitan Germania zarządził wspólną kolację, która miała na celu jako takie zintegrowanie towarzyszów. I rzeczywiście cały posiłek odbył się w nadzwyczaj spokojnej atmosferze. Co prawda nie obyło się bez różnego rodzaju rozmów i długich debat na temat tego ile dni ma trwać cały rejs, ale ogólnie rzecz biorąc kiedy wszyscy musieli iść do swoich kabin, aby odpocząć, byli zadowoleni z pomysłu Legolasowego kapitana.

      NecoMi od razu walnęła się na łóżko nawet nie przebierając się w piżamę. Nie miała na to siły, w końcu szorowanie pokładu wraz z Gilbertem, gdzie on większość czasu spędził na rozmawianiu przez telefon z Ludwigiem i łapaniem zasięgu, było bardzo wyczerpujące, ale i zarazem bardzo satysfakcjonujące.

     I ta noc zapowiadała się bardzo spokojna i cicha. Przynajmniej tak mógłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Jednak nad oceanem zbierały się wielkie, wręcz ogromne kłęby ciemnych chmur, wypełnionych wodą. Mimo iż statek był już daleko od lądu, czuło się, że powietrze jest gęste i przy większym wysiłku nie dałoby się spokojnie oddychać. To wszystko zapowiadało burzę. Sztorm. W końcu lunął deszcz. Ciemne niebo przedzierała co rusz to jaśniejsza błyskawica. Fale były coraz wyższe i pokład statku zrobił się całkowicie mokry. Nagle statkiem rzuciło, co spowodowało, że większość osób zbudziła się, nawet z najtwardszego snu. Również NecoMi, która obudziła się na podłodze.

     - Co jest grane? – wymsknęło jej się, kiedy w drzwiach jej pokoju stanął przerażony Francis i powodem jego przerażenia tym razem na pewno nie była Tsume – Francis?

     - Neco, statek tonie – powiedział blondyn, pomagając dziewczynie wstać, aby w następnej chwili wraz z nią ruszyć pędem w stronę wyjścia, gdzie pognała reszta ich znajomków.

     Statkiem trzepało na prawo i lewo, wlewając to wylewając wodę na pokład. Rudowłosa rozejrzała się. Byli wszyscy prócz Gilberta, który i chwilę później zjawił się, z kwaśną miną, aby zasygnalizować im, że statek szybko nabiera wody pod pokładem.

     - Gdzie są szalupy? - Tsume desperacko zwróciła się w stronę Germanii, który wyglądał na jeszcze bardziej przerażonego niż chwilę temu.

     - Nie ma szalup... - wydukał Fritz, co wprowadziło pomiędzy jego wychowanków totalny chaos.

     - Jak to nie ma szalup?! - źrenice Pana Olo powiększyły się i tym razem gdyby miała pod ręką swój baseball, zapewne wypróbowałaby go na głowie Dżermandżala, bo była wkurzona i to ostro.

     Statkiem znów miotnęło, w rezultacie czego, wszyscy wylądowali na podłodze.

     - Dziadku, każdy wie, że na pokład zabiera się szalupy albo chociaż jakieś pontony – wyrwało się Gilbertowi, kiedy usiłował wysłać S.O.S. Do Ludwiga przez telefon.

     Nagle statek natrafił na coś twardego co spowodowało, że burta zaczęła pękać. Ogromna fala zakryła statek, a kiedy większość wody ponownie znalazła się w Atlantyku, Tsume zerwała się na równe nogi.

     - Volti! Gdzie jesteś?!

     - Spokojnie – usłyszała za sobą gruby głos.

     Doskonale wiedziała do kogo on należał. Odwróciła się powoli, aby ujrzeć przed sobą Berwalnda, który trzymał jej jenota. Zrobiło jej się słabo. Fobia do wysokich ludzi wróciła i tym razem bała się jeszcze bardziej. A może to chodziło o fakt bardzo prawdopodobnej bliskiej śmierci. Grzmotnęło. Tino w akcie desperackiego szału zaczął biegać przerażony po statku. Zatrzymał go dopiero Arthur wraz z pomocą Alfreda, który mimo wszystkiego chciał być hero. Usagi trzymała się jak najbliżej Iwana z nadzieją, że kiedy łódź do końca pogrąży się w otchłani, to właśnie on będzie robił za jej ostatnią deskę ratunku.

     - Arthur, użyj magii! - krzyknęła NecoMi, kiedy statek zderzył się z falą, i ona sama wylądowała w objęciach Francisa.

     - Nie wziąłem różdżki! - odrzekł Brytyjczyk ślizgając się po pokładzie i zapewne gdyby Germania nie chwycił go za koszulkę, wypadłby za burtę.

      - Panie Olo! - zielone oczy Neco zwróciły się w stronę jej Ojca Chrzestnego, lecz Tsume była zbyt mocno sparaliżowana strachem przed Berwaldem, więc nawet jeśli miała swoją różdżkę przy sobie, to nie zrobiłaby absolutnie nic.

     - A ty nie masz swojej, przy sobie? - zapytał Gilbert przeturlawszy się na dziób.

     Nie. Różdżka NecoMi została w Polsce, w domu. Dziewczyna po prostu stwierdziła, że nie przyda jej się na wakacjach. I nie wiedziała wtedy jak bardzo będzie jej potrzebować. Jeżeli to przeżyje, obiecała sobie, że gdziekolwiek będzie szła, zawsze będzie brała ją ze sobą.

     Kolejna wielka fala przykryła pokład. NecoMi pod wpływem tej ogromnej siły, wyślizgnęła się z objęć Francuza, a kiedy statek przechylił się, wypadła za burtę.

     - Kocie! - usłyszała za sobą kilka znajomych głosów, po czym cała zanurzyła się w Atlantyku.

     Tsume wyrwała się z czaru Berwalda. Jednak gdyby nie złapał jej wręcz w ostatniej chwili, to i Pan Olo skończyłby na penetrowania dna oceanu. Francis jednym sprawnym susem wskoczył do wody, na ratunek naszej Neco.

     Wtem coś zatrzeszczało, granatowe niebo ponownie przedarła błyskawica i statek zaczął się sypać. „Bakłażan w sosie” w szybkim tempie najwidoczniej spieszył się aby powtórzyć los Titanica. Każda kolejna fala, która przykrywała pokład sprawiała, że łódź zanurzała się co najmniej o pół metra.

     - Duma?! Gdzie jesteś?! Duma?!

     - Usagi! Kol, kol...

     - Alfred, baka, chwyć się mojej ręki!

     - Volti! Neco! - Tsume zastygła nagle, kiedy znalazła się w objęciach Pana Szwedka.

     - Wania!


    Na pokładzie panował totalny chaos. O ile jeszcze można było powiedzieć, że to wszystko działo się na pokładzie. Woda była lodowata, wzburzona. Katastrofa morska, tak to można było nazwać. Walka z żywiołem, gdzie każdy oddech liczył się na wagę złota. Wszystko działo się tak szybko, ale nie chciało się skończyć. Jednak i po tej burzy wyjrzało słońce.





Axis Powers Holiday

Wraz z nowym rokiem, postanowiłam, że trzeba coś zmienić, może nie tak wiele, ale jednak. Tako też w chwili obecnej przedstawiam państwu Axis Powers Holiday, gdzie Tsume, Usagi i NecoMi, po ukończeniu pierwszej klasy wybierają się na wakacje :D


       Był to piękny słoneczny dzień wakacji, kiedy to pewna dziewuszka imieniem NecoMi zwana, wypełzła zaspana ze swojego łóżka, aby w następnej kolejności paść plackiem na nowiutki dywan. Nadal nie mogła przywyknąć do klimatu Polski, w końcu osiem miesięcy w słonecznych Włoszech w Axis Powers Academy robią swoje, nieprawdaż? Jedno było pewne – była z siebie zadowolona, bo udało jej się ukończyć pierwszą klasę z wyróżnieniem i srebrnym paskiem na świadectwie.

     - Ale tu mięciutko – pomyślała, kiedy jej głowa leżała na puchatym dywaniku, a reszta ciała spoczywała jeszcze na łóżku – Chyba pośpię jeszcze godzinkę.

     Ziewnęła szeroko. Od pewnego czasu nie wysypiała się, i nawet kawa nie pomagała jej się dobrze wybudzić, kiedy to każdego ranka sięgała po coraz to większą ilość kofeiny. Szczerze powiedziawszy to za Chiny Ludowe nie mogła sie doczekać pierwszego września, kiedy to autobusy wysłane specjalnie przez Germanię, podjadą pod dom każdego z uczniów i zabiorą go do szkoły znajdującej się niedaleko Rzymu.

     NecoMi pierwsze dwa tygodnie wakacji spędziła w Trzciance, jej rodzinnym mieście, gdzie spotkała się ze znajomymi z klasy, do której uczęszczała jakiś miesiąc czy dwa, kiedy to pewnego razu zdecydowała się opuścić Axis Powers. Nasłuchała się narzekań rodziny na temat tego i owego, aby na kolejne dwa tygodnie wrócić do domu, niedaleko granicy polsko – niemieckiej. Tegoż dnia mijał równy miesiąc wakacji, a ona nie dostała ani jednej pocztówki od Tsume i Usagi. W jej skrzynce pocztowej znalazł się tylko jeden list z Wenecji, od Feliksa, list z Axis Powers Academy z listą potrzebnych rzeczy do klasy drugiej, a także kilka widokówek z pozdrowieniami z Berlina, Tokio, Ottawy, Berna, Moskwy, Wiednia, Budapesztu, Rzymu, Londynu a nawet Paryża. Przez co uzbierała się spora kupka korespondencji a na wszystko to trzeba było odpisać.

     Wtem na głowę NecoMi skoczyło małe futrzaste zwierzątko potocznie zwane także kotem, w biało – czarne ciapki na całym futerku. Dziewczyna natychmiast podskoczyła zwalając zwierze ze swojej rudej rozczochranej łepetyny.

     - Nikiel! - krzyknęła, a kocur natychmiast schował się pod łóżko, mając cichą nadzieję, że uniknie odpowiedzialności za swoje czyny i nie zostanie wyrzucony z pokoju swej właścicielki – Ty! Jak ja cię dorwę, to zobaczysz gwiazdki wokół swojego łba! - zagroziła.

     - Czego się drzesz?! - rzuciła jej młodsza siostra, która ze stoickim spokojem weszła do pokoju jej i NecoMi, aby zagrać na komputerze w Zombie Zenka.

     - Bo ten kot nie daje mi się wyspać! - odrzekła rudowłosa z nutą rosyjskiego kołchozy Iwana w głosie.

     Blondynka przewróciła oczami, aby po dłuższej chwili ciszy wręczyć starszej o osiem lat siostrze list z Axis Powers Academy. Neco od razu otworzyła kopertę i jej zielone oczka zaczęły zgłębiać wiedzę tajemną, którą zawierał ów list. Kiedy skończyła, uśmiechnęła się szeroko i powiedziała stanowczo:

     - Jak ja uwielbiam Dżardżamela, on to zawsze wie co zrobić!


***

     Usagi siedziała znudzona przy rodzinnym stole, pod którym grała na telefonie w gry różnego rodzaju i maści. Pierwszy miesiąc wakacji minął jej jak z bicza strzelił, i wcale nie była zadowolona tym faktem, gdyż za trzydzieści jeden dni miała ponownie rozpocząć się szkoła. Co prawda szkoła do której uczęszczała, Axis Powers Academy nie była zwyczajną placówką edukacyjną, ale doskonale wiedziała, że jej dyrektorzy, a co najmniej jeden z nich, a w roli ścisłości, to ten, który zwany był przez uczniów Dżermanią, nie trawił jej tak jak ona nie trawiła jego. Jednak mimo wszystko, udało jej się zdać pierwszą klasę a także nie zostać wywaloną ze szkoły na bójki, które rozpoczynała zazwyczaj z nijaką Natashą. Jedyną osobą, z którą mogła mierzyć się siłą był nijaki Rosjanin imieniem Iwan zwany przez wrogów, znajomych a przez przyjaciół pieszczotliwie Wania.

     Brunetka obrzuciła srogim spojrzeniem swojego starszego brata Orfeasa, który w poszukiwaniu czegoś do jedzenie, zszedł na dół do kuchni. Facet otworzył lodówkę i zaczął zastanawiać się nad swą przyszłą przekąską, kiedy nagle jego młodsza siostrzyczka odezwała się:

     - Wiesz, że 70% osób otwiera lodówkę tylko po to aby pomyśleć i się ochłodzić, a te pozostałe 30%, aby coś zjeść?

     Orfeas spojrzał na nią z wielkim znakiem zapytania na twarzy, po czym chwycił pierwszy lepszy jogurt truskawkowy znajdujący się w lodówce i zaczął go konsumować. W kuchni, między rodzeństwem nastała długa chwila ciszy, którą co jakiś czas zakłócało tylko szczekanie psa. Usagi z szeroko otwartymi, tęczowymi oczami wpatrywała się w brata, który po jakimś czasie poczuł się strasznie nie komfortowo.

     - Mam coś na twarzy, że się tak na mnie ciągle patrzysz? - zapytał w końcu, nie mając zielonego pojęcia o co chodzi jego siostrze. Brunetka pokręciła przecząco głową – To co w takim razie jest nie tak?

     No i ponownie rodzeństwo pogrążyło się w ciszy, nie spuszczając z siebie wzroku. Nie wiedzieć w jaki sposób, w dłoni Usagi pojawiło się czerwona jabłko, które w ciągu dziesięciu długich minut zostało bardzo powoli pochłonięte przez tęczowooką shinigami.

     - Proszę cię, przestań się tak na mnie patrzeć – wydukał w końcu Orfeas i skierował się w stronę drzwi.

     - Khem, khem – odchrząknęła dziewczyna, a jej brat zatrzymał się jeszcze na moment – Czy ty przypadkiem nie miałeś mi czegoś przekazać?

     Orfeas zamrugał szybko oczami, aby pacnąć się w głowę i zacząć szukać czegoś w swoich kieszeniach. Kiedy już znalazł to co chciał, a była to biała koperta, zaadresowana do Usagi, wręczył ją siostrze i jak najszybciej oddalił się z miejsca zbrodni. Brunetka rozpieczętowała korespondencję i zaczęła powoli czytać, bo po co się spieszyć skoro był to list z Axis Powers Academy, a bynajmniej do powrotu ze szkoły jej się wcale nie spieszyło.

     - Że co to ma być?! - wrzasnęła kiedy przeczytała cały list, a Orfeas w sąsiednim pokoju spadł z krzesła, taki to głos miała jego siostra, kiedy się wkurzy.

***

     Chłodny wiaterek z północy błądził między drzewami fińskiej tajgi, raz po raz kołysząc ich wierzchołkami. Niedaleko małej, zazielenionej polany, płynął spokojnie mały strumyk. Tak czysty, że można było dojrzeć jego dno i to jak przemierza go ławica tuńczyków. Na kolejnym planie, gdzie zieleniło się nadzwyczaj zielono, stało małe stadko reniferów, które wolno mieliły pyskami, miętoląc trawę. Powietrze było czyste, idealne. Wszystko było idealne i takie ciche.

     - Wspaniale – Tsume nabrała w płuca świeżego powietrza, którego tutaj nie brakowało.

     Obok tej zacnej, tolkienowskiej postaci siedział mały jenot, również po turecku z przednimi łapkami, na swoich jakby kolanach, w których trzymał buddyjski różaniec i wymrukiwał mantrę.

     - Om ani padme hum~

     Pan Olo, zaraz po powrocie do Łodzi, swojego rodzinnego miasta i spędzeniu pięknych trzech tygodni z rodziną i czasie spędzonym na sklejaniu filmików z Axis Powers Academy, wybrał się wraz ze swoim pupilem Voltim w podróż, aby zaszyć się gdzieś w fińskiej tajdze i wyciszyć się, odpocząć, a także odciąć się od świata, który wciąż pędził na przód, nie zapominając o wymyśleniu tysiąca sposobów na zabicie Francisa, po powrocie do szkoły. Musiała jeszcze znaleźć swojego Ojca Chrzestnego, Alucarda, który przepadł jak kamień w wodę tamtego feralnego dnia, kiedy Gniewni, Usagi, Feliks i ona stawili czoła Bastet. Nie miała zielonego pojęcia gdzie mógł podziewać się wampir opiekun rodziny Hellsimg, ale jednego była pewna, musi go znaleźć przed zakończeniem wakacji.

     Tsume, pierwszą klasę w Axis Powers Academy ukończyła nie tylko z wyróżnieniem ale także ze złotym paskiem na świadectwie, z czego była bardzo dumna, tym bardziej, że była święcie przekonana, że z Literatury nie dostanie wyższej oceny jak 7. A jednak Germania przemógł się i postawił jej 9.

     - Wiesz, Volti – powiedziała, a jenot spojrzał w jej stronę przerywając swoją tybetańską medytację – Myślę, że najlepszym sposobem na pozbycie się tej francy z naszej szkoły będzie nasłanie na niego całej chmary człegożernej szarańczy a jeśli to w jakiś sposób nam nie wyjdzie po prostu wrzuci mu się coś do jego francuskiego żarełka. Jak padnie to już nie wstanie.

     Jenot uśmiechnął w swój jenoci sposób dając do zrozumienia swojej właścicielce, że ten pomysł jak najbardziej mu odpowiada. I zapewne oboje wróciliby do dalszej medytacji, gdyby nagle coś nie przeleciało im nad głowami tak szybko, że wiatr, który wraz ze sobą przywiało, w bardzo szybki i trochę bolesny sposób, spali oni z kamieni na których poddawali się medytacją. Pan Olo ujrzał nad sobą piękne niebieskie niebo a także sowę, która leciała wprost na nią nawet nie zwalniając. I zapewne gdyby blondynka nie prze kulnęła się w ostatniej chwili na bok, ostry dziób ptaka miałby niemiłe spotkanie z jej brzuszkiem.

     - Osz cholera, co to jest – stwierdziła lekko przerażona patrząc jak sowa, wpół wbita w ziemię, desperacko przebiera łapkami, do których ma przywiązaną kopertę.

     Dziewczyna zamiast zająć się biednym ptakiem, pierwsze co zrobiła to chwyciła za kopertę i rozdzierając ją niczym na prawdziwego hobbita przystało, zaczęła szybko czytać list, albowiem była to jakaś informacja z Axis Powers Academy. Volti natomiast pochwyciwszy za łapki sowy, zaczął z całej siły ciągnąć ptaka, w celu wyciągnięcia jej z ziemi, w która z wielkim impetem się wbiła.

     - Hum hum – podrapała się po głowie wielce zaskoczona – Nie sądziłam, że nasz kochany Fritz potrafi aż tak się dla nas poświęcić i zmarnować sobie połowę wakacji – tutaj zwróciła się do jenota, który nadal próbował wyciągnąć sowę, z jej pułapki – Volti, czas ruszać.

    
***

     NecoMi stała z walizką podróżną na przystanku autobusowym, który znajdował się na skrzyżowaniu dróż prowadzących na Lubsko lub Gubin. Z wielką niecierpliwością wyczekiwała pojazdy, który miał po nią przyjechać. Była ciekawa jak jej przyjaciele zareagują na jej lekko zmieniony styl: czerwona flanelowa koszula, krótkie niebieskie spodnie, czerwone conversy i włosy ala Feliks, tyle że rude. Już nie mogła się doczekać, a kiedy na horyzoncie ukazał się ten bus na włoskich rejestracjach, poderwała się z ławki. A kiedy i drzwi od tego zacnego autokaru otworzyły się i bagaż został schowany, NecoMi nie zważając na kierowce o zielonej czuprynie i wielkich oczach, zwanego imieniem Ferb, przywitała się ze znajomymi i usiadła obok blondwłosej dziewuszki, która trzymała na swoich kolanach małego futrzatego jenota von Voltaire Behemot Pan Olo Junior.

     - Kope lat, stary – uśmiechnęła się Tsume, witając się z przyjaciółką.

     - Da, da – Neco pokiwała głową – A gdzie Usagi? I kto właściwie jeszcze jedzie?

     - Usagi zaszyła się gdzieś na tyle z Iwanem – Pan Olo przeżuwał kawałek tuńczyka z puszki – W zasadzie to jest nas tylko czterech w autobusie, teraz jedziemy w stronę morza aby zgarnąć Berwalda i Tino, później na zachód po Gilberta i Francisa – ostatnie imie przeszło jej przez gardło z głośnym warknięciem – A później to chyba jeszcze po drodze po Arthura i to wszystko.

     - Gilbert i Francis? Serio? No cóż, to nie ja kompletowała ten skład – stwierdziła rudowłosa i z wielką chęcią poczęstowała się Mikado.

     Czas w podróży mijał i mijał, a choroba lokomocyjna NecoMi o dziwo nie dawała o sobie znać. Kiedy autobus dojechał do morza Bałtyckiego, Szwed Berwald i Finlandczyk Tino już tam czekali z walizkami, gotowi do drogi. W bardzo szybkim tempie pojazd toczył się wesoło po niemieckich drogach, które w przeciwieństwie do polskich nie posiadały tylu dziur i wybojów. Kiedy wycieczka zgarnęła Gilberta niedaleko Berlina, w autobusie nie było już tak cicho jak wcześniej. Albowiem albinos z żółtym kurem na głowie, którego swą Dumą zwał, zapuścił na cały regulator muzykę ze swojego telefonu.

     - Tsume, a co to jest? - zapytała przerażona Neco, kiedy podczas tego jak Pan Olo penetrował naj ciemniejsze odmęty swego plecaka w poszukiwania tuńczyka, rudowłosa dostrzegła, że jej tolkienowska przyjaciółka wzięła ze sobą kij do basebolla.

     - A to – posiadaczka Jedynego Pierścienia, który dumnie dyndał jej na szyi, spojrzała od niechcenia na swój nowy nabytek i stwierdziła od tak – To jest Gertruda, moja broń na tę francę.

     - A – aha.

     A kiedy i przed chwilą wspomniany osobnik, płci męskiej, pochodzenia Napoleońskiego, wsiadł do autobusu, obrzucony morderczym spojrzeniem Pana Olo, usadowił się za Gilbertem w nadziei, że prusak zdoła zasłonić go, przed blondynką. Tak, bał się jej i to już nie na żarty.

     Cała podróż trwała 47 godzin, aby w ostateczności autokar zajechał na przystanek niedaleko portu na Wyspach Brytyjskich. Na ów małym przystanku stało dwóch młodych chłopaków w wieku nie starszych niż 18 lat. Jeden wzbogacony w parę zaistych angielskich brwi i drugi dziwnie zacieszający i jednocześnie pałaszujący hamburgera z pobliskiego McDonalda. Obok nich, z facepalm'em na twarzy stał blondwłosy mężczyzna w okularach, z czystej germańskiej krwi, a zarazem dyrektor Axis Powers Academy, ubrany w hawajską koszulę ala Wojciech Cejrowski.

     - Bry, panie dyrektorze – przywitali się uczniowie, a Usagi wymieniła z Legolasem spojrzenie przypominające te, które Tsume zazwyczaj puszczała w stronę Francisa.

     - Widzę, że już wszyscy są – stwierdził Dżermania i poleciwszy wychowanką zabranie bagaży, zaprowadził ich do portu głównego, gdzie zacumowana była dość spora łódź, z wielkim napisem „bakłażan w sosie” na burcie.

     Bagaże natychmiast zostały spakowane przez majtków, którymi były Topik i Topcia, z doliny muminków. Germania jeszcze chyba ze cztery razy sprawdził obecność i wreszcie mała grupka uczniów Axis Powers Academy, którzy zostali wyróżnieni za... w sumie to nie wiadomo co, wsiadła na pokład. Statek odbił od brzegu. Rejs po Atlantyku zapowiadał się być dobrym spędzeniem wakacyjnego czasu, który im jeszcze został. A Tsume... Tsume mogła do swojego plany uśmiercenia Bonnefoy'a dodać utopienie, i to w taki sposób, aby wyglądało to na wypadek.

     Na pożegnanie im, przy autobusie, który przywiózł tu większość uczniów, stał Ferb i machał z całych sił, aby na końcu stwierdzić:


     - A gdzie jest Pepe?

Axis Powers Academy - Zakończenie roku

       NecoMi zapięła spokojnie zamek od swojej torby podróżnej. Rozejrzała się po pokoju. Tak, chyba już wszystko spakowała i niczego nie zapomniała. Pierw jej zielona oczy wbiły się w Pana Olo, który za pomocą dzikich skoków usiłował domknąć swoją walizkę. Usagi natomiast jak to zawsze z Usagi bywa, powoli, z lekkim za mułem usiłowała spakować swoje rzeczy do jednej wielkiej różowej torby w króliczki. Co to za wyjazd? – zapytacie. Gdzie wybierają się nasi bohaterowie? – zastanawiacie się. Otóż...

     - Całe dwa miechy bez szkoły, bez Dżardżamela. Trzeba to odpowiednio wykorzystać – rzekła Tsume siadając na swoim bagażu skutecznie zamykając go po długich wysiłkach – Najlepiej w finlandzkiej tajdze na medytacjach z guru.

     - Nawet nie wiesz jak chętnie bym się z tobą tam wybrała, Panie Olo – powiedziała blondynka podchodząc do szafki, na której stała ta jedyna figura egipska przedstawiająca Bastet.

     NecoMi skłoniła się przed nią po czym zapaliła kadzidełko o zapachu mirry. Bastet – egipska bogini kotów. Przepiękny czarny posążek ze złotymi oczyma i czymś na rodzaj obroży w kolorze zielono – czerwonym, z dodatkiem złota. I symbol Horusa na piersi.

     Od czasu wydarzenia z przed kilku tygodni, właśnie z Bastet i NecoMi w roli głównej, posążek ten gościł na komodzie w pokoju Gold Bad Trio. Nikt nie odważył się do niego zbliżyć. Tsume sugerowała kilka razy aby się go pozbyć, ale spotykała się z głośnym sprzeciwem wszystkich innych, gdyż twierdzili, że to jeszcze bardziej rozzłości Egipską Kotkę.

     - I pomyśleć, że tak szybko zleciał ten rok – stwierdziła Usagi głośno konsumując jabłko.

     Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Dziewczyny spojrzały po sobie, a wzrok każdej pytał, kim jest ich gość.

     - Otwarte – Tsume rzuciła niedbale.

     W progu stanął wysoki brunet o pięknych niebieskich oczach. Ubrany był w zielone spodnie i białą koszulę niedbale zarzuconą na ramiona. Do tego zawiązany pod szyją zielony krawat. Jego wyraz twarzy ukazywał zmieszanie.

     „Osz w papcior” pomyślał Pan Olo, kiedy spojrzała na swoją blond włosom przyjaciółkę, która co jak co, ale od dłuższego czasu cechowała się nadzwyczajnym spokojem – teraz przypominała bardziej tą, która siedziała zamknięta w egipskim posążku.

     - N-necoMi – wydukał Litwin – Ch-chciałbym porozmawiać...

     I w tej właśnie chwili w stronę pana Torisa poleciało wiele łatwo tłukących się przedmiotów, o którym istnieniu w pokoju naszej Świętej Trójcy, nikt nie miał zielonego pojęcia. Były to między innymi wazy z dynastii Ming a także jakieś stare greckie rzeźby. Laurinaitisowi ledwo co udawało się unikać pocisków. A kiedy i przedmioty do rzucania się skończyły, dziewczyna zakasała rękawy i zapewne gdyby teraz miała dzidę, to zadźgałaby Torisa na miejscu i jak najboleśniej się tylko dało. Usagi i Tsume, która trzymała na kolanach swojego futerkowego kumpla imieniem Volti, zwanego; siedziały na łóżku Ojca Chrzestnego Neco i z wielką uwagą (zajadając popcorn) przyglądały się zaistniałej sytuacji.

     - N-Neco, uspokój się – Toris zaczął panikować, a strach unieruchomił go, tak też nasz Litwin został zmuszony do dalszego stania w drzwiach pokoju Gold Bad Trio.

     - Uspokój się?! - warknęła dziewczyna z ogromnym rumieńcem na twarzy – Ja przecież jestem spokojna! Nie widać?!

     - A-ale...

     - Jak śmiesz zjawiać się w tym pokoju po tym co mi zrobiłeś?! - jej zielone oczy zabłysły jak wtedy gdy Bastet przejęła nad nią kontrolę.

     - N-Neco.. ja...

     - Milcz jak do ciebie mówię! – wręcz krzyknęła tupiąc przy tym nogą – narobiłeś takiego sajgonu w moim życiu, że jeszcze się nie pozbierałam! Nie mogę przestać myśleć o tym co nas łączyło! Wystarczyły rozmowy z tobą żeby dobrze się poczuć. A teraz?! Teraz każda myśl boli bardziej niż to, że wtedy odszedłeś. Straciłam do ciebie nerwy! Ten jeden krok zaprzepaścił moją naukę litewskiego... Kiedyś patrzyłam do tego zeszytu i się uczyłam... dzisiaj widzę literki, których nie potrafię odczytać, bo to... zbyt wiele!

     - Przepraszam... wiem, że to... - przerwał jej brunet, ale i jemu nie było dane dokończyć swojej myśli.

     - Milcz – burknęła NecoMi. - Mimo wszystko wybaczyłam ci. Pewne część mnie nadal cię kocha i chce dla ciebie jak najlepiej, ale to, że to boli jak cholera... już nic na to nie poradzę. Niech tobie i Raivisowi... żyje się jak najlepiej. Nic mi do tego. Nigdy nie życzyłam mu niczego złego. Tobie też nie – ton dziewczyny złagodniał – Ale proszę cię... oszczędź mi tego... i zejdź mi z oczu.

     - Gerai – odrzekł krótko – Tylko... twój blond włosy przyjaciel jeszcze kazał ci przekazać, że „wilk czeka na tygrysa na wzgórzu” - po czym odwrócił się na pięcie i zniknął w korytarzu.

     Jeszcze chwilę NecoMi stała tak bez ruchu. Oczy Tsume i Usagi wpatrzone były w nią jak w jakiś święty obrazek. Po dłuższej chwili ciszy Pan Olo wreszcie zdecydował się ją przerwać i zapytać:

     - Jaki wilk? Jaki tygrys? Jakie wzgórze?

     - Feliks – NecoMi uśmiechnęła się lekko i wsunąwszy swoje glany z klamrami na nogi, wyszła z pokoju.

     Tak, od tego feralnego (?) wydarzenia z Bastet bardzo blisko za kumplowała się z nijakim Feliksem Łukasiewiczem, i który jako osoba, też bardzo się zmienił – przede wszystkim przestał gustować w damskiej odzieży i stał się bardziej tajemniczy.

     NecoMi szła raźnym krokiem przez korytarz Axis Powers Academy. Mijała znajome twarze. Zeszła po schodach na dwór i ruszyła za szkołę, gdzie znajdowała się polana z małym wzgórzem, gdzie rosła wielka jabłonka, pod która uwielbiała przesiadywać z przyjacielem z magicznego fachu.

     - Witam cię, mio principe – uśmiechnęła się siadając obok Feliksa, który w chwili obecnej leżał pod drzewem opierając się o konar, i mając zasłoniętą twarz słomianym kapeluszem.

     - Ciao, principessa – blondyn splótł dłonie kładąc je na brzuchu – Mój współlokator przekazał wiadomość.

     NecoMi westchnęła głęboko, dając tym do zrozumienia Łukasiewiczowi, że nie uśmiecha jej się gadać o tym właśnie litewskim bycie. Oparła głowę o ramię Feliksa i wbiła wzrok w zielony krajobraz przed nimi.

     - Bastet się nie odzywała? - zapytał w pewnym momencie, jednocześnie zakładając swój kapelusz dziewczynie.

     Dziewczyna pokręciła przecząco głową.

     - To chyba dobrze, hm?

     - To zależy – zielonooka wzruszyła ramionami.

     Feliks uśmiechnął się po felkowemu, jak to on zawsze miewał w zwyczaju, przytulił dziewczynę i szepnął jej na ucho:

     - Non permettere a nessuno di domare il tuo spirito selvaggio. Rimani fedele al tuo essere e segui l'istinto.


     W szkole panował totalny chaos. Nauczyciele krzątali się po klasach nie mogąc znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca. Tak samo uczniowie, którzy mieli już spakowane swoje rzeczy, gotowe do drogi, do domu. Autokary międzynarodowe były gotowe do drogi. Bagaże były na swoich miejscach. Można powiedzieć wszystko było dopięte na ostatni guzik.

     - Nareszcie wakacje – stwierdziła Tsume przeciągając się, kiedy na ostatnich zajęciach sportowych dosiadła swojej miotły Nimbusa 2013 – Yani pewnie się ucieszy.

     - No pięknie... i znowu będę się użerała z młodszą siostrzyczką – Usagi skrzyżowała ręce na piersi, skończywszy właśnie konsumowanie jabłka.

      - I dwa miesiące bez tej dzieciarni – Germania założył okulary przeciwsłoneczne, przez co jakby mu dodać czarny garniak, wyglądał by jak jeden z Facetów w Czerni.

     W samo południe, kiedy na zegarze wskazówki stopiły się przez panujące globalne ocieplenia, Germania wraz z Dziadziem Rzymem zebrali cały lud pracujący i edukujący się przed zacnymi gmachami szkoły, aby rozdać świadectwa ukończenia danej klasy, a także dyplomy, dla osób wyróżnionych.

     - Tak więc jak pewnie wiecie, ukończyliście kolejny rok nauki w Axis Powers Academy. Jestem z was bardzo dumny i mam nadzieję, że zdawalność matur w przyszłym roku również ucieszy mnie i Starożytny Rzym.. tak też bez żadnych długich wywodów powiem tyle, że wasi wychowawcy rozdadzą wam wasze świadectwa, a ja sam wręczę dyplomy zasłużonym uczniom – zakomunikował dyrektor z czystej germańskiej krwi i rozwinął długą listę, gdzie widniały imiona i nazwiska uczniów Axis Powers Academy – Każdy kogo wyczytam podchodzi do mnie aby odebrać dyplom. Khem khem. A więc za prowadzenia kółka magicznego, Arthur Kirkland.

     Posiadacz ogromnych brwi wyłonił się z tłumu i podszedł odebrać wyróżnienie. Następnie był Roderich za nie tylko prowadzenie kółka muzycznego, ale również za użyczanie swego muzycznego talentu na potrzeby szkoły. Matthew Williams za wspaniałą plastyczną wystawę. Hiszpan Antonio za prowadzenie kółka latynowskiej muzyki i zwyczajów. Ludwig otrzymał wyróżnienie za wyczyny sportowe. Szwajcar Vash za wyśmienite strzeżenie szkoły przed wszystkimi możliwymi zagrożeniami. Usagi otrzymała wyróżnienie dla osoby, która odżywiała się nadzwyczaj dobrze – jabłkami. A NecoMi wyróżnienie... w sumie to nie wiadomo za co.

     - I wreszcie dochodzimy do ostatniego wyróżnienia – oznajmił Dżermandżilla, poprawiając czarne okulary, które powoli zaczęły mu zjeżdżać z nosa – Ostatnie wyróżnienie jest dla Tsume, która w jakże beztroskim żywocie dokonała bardzo wiele. Omińmy to, że przez nią Francis wylądował przynajmniej 666 razy na oddziale intensywnej terapii. Jest ona albowiem wyśmienitą uczennicą z dziwnymi pomysłami i wspaniałą wyobraźnią. Ojciec Chrzestny Pan Olo. Ten tytuł bez wątpienia do niej pasuje. Tak też...

     - Skończ, pan, bo autobusy zaraz wyjeżdżają – stwierdziła Tsume uśmiechając się od ucha do ucha.

     Tak też, po chwili wzruszenia Germanii, pożegnaniu na te dwa miesiące, nasza wesoła ferajna zaczęła rozchodzić się do poszczególnych autokarów.

     - Ale jak to nie jedziesz? - zbulwersowała się NecoMi, kiedy usłyszała od swojego blondwłosego przyjaciela, że na wakacje zostaje we Włoszech.

     - Przykro mi Neco, ale nic na to nie poradzę – Feliks uśmiechnął się lekko – Mieszkam tu. Nie jadę słowiańskim kursem, a romańskim, do Venecji.

     - Ale...

     - Spotkamy się szybciej niż sądzisz – Feliks cmoknął dziewczynę w policzek, po czym ona została zmuszona do zapakowania się we właściwy autokar.

     Usiadła obok Tsume, przy oknie. Machała jeszcze Feliksowi na pożegnanie, podczas gdy jej tolkienowska współlokatorka i zarazem najlepsza przyjaciółka i Ojciec Chrzestny w jednym, zajadała się żelkowymi misiami, karmiąc jednocześnie jenota tuńczykiem.

     Z Usagi pożegnały się już wcześniej, gdyż ona wraz ze swych kuzynem Heraclesem wsiadła w autobus podróżujący również przez Grecję, gdzie była jej wysiadka.

     - Wiesz, nie sądziłam, że tak bardzo go polubisz – powiedział Pan Olo między przeżuwaniem żelek a zajadaniem sorbetu z szwedzkiej rybki.

     - Kogo?

     - Feliksa.

     Jedna brew Neco uniosła się do góry.

     - Czy ty coś sugerujesz?

     - Tak.

     - Co?

     - Że mam teraz dwa miesiące na wymyślenie dobrej, porządnej broni do unicestwienia tej francuskiej kanalii i do tego jeszcze musze odnaleźć Alucarda, bo po akcji z Bastet przepadł jak kamień w wodę i przydałoby się znaleźć swego Papę Chrzestnegio – odrzekła i wtulona w jetkowe futerko Voltiego, zasnęła.


     NecoMi uśmiechnęła się pod nosem. Tak, z pewnością będzie miała co opowiadać w domu. Może w większość historii nikt jej nie uwierzy, ale przecież Axis Powers Academy nie była zwykłą placówką edukacyjną, a czymś naprawdę magicznym, fantastycznym. Pozostało tylko pytanie... dlaczego Germania wybrał właśnie ją na uczennice tej szkoły, zacnej w swej prostocie?

niedziela, 1 grudnia 2013

Axis Powers Academy - Nie jestem NecoMi cz. 5

Przez kolejny dzień panowała napięta atmosfera. Gniewni, Pan Olo i Usagi krzątali się po całej szkole,za każdym razem to w innym bliżej nieokreślonym celu. Alucard natomiast, na polecenie Tsume miał stanąć na straży do skrzydła szpitalnego w podziemiach akademii. Blondynka, mimo iż nie posiadała daru jasnowidzenia, przekonana była gdzieś głęboko w podświadomości, że ten byt, który opętał Neco, zaatakuje ich najsłabszy punkt. Czyli Kooby’ego, który od dobrego półtorej tygodnia leżał tam skonfudowany i nieprzytomny. Co prawda, mówiono, że „Gniewny Kot” obudzi się cały i zdrowy z tym swoim oryginalnym charakterem, ale jednak mimo tego ciętego języka, reszcie Gniewnych brakowało ich blondwłosego „pupila”. 

     Każdy uczeń jak i nauczyciel Axis Powers Academy został poinformowamy o tym, że w dniu zaćmienia księżyca ma nie opuszczać swojego pokoju pod żadnym pozorem. Na wypadek niewykonania polecenia, Sandra wraz z Geraltem zaklęli korytarze czarem, który uniemożliwiał opuszczenie pokoi i klas na czas zaćmienia.  Były to ostareczne środki bezpieczeństwa.

     Pan Olo przechadzał się po pokoju z miną, która zdradzała jego wielkie zamyślenie. „A co jeśli nam nie wyjdzie?” nie raz takie oto myśli przecież przeszły jej przez myśl, kiedy zerkała na puste łóżko blondwłosej przyjaciółki, która wybyła w nocy i nie wróciła, i zapewne nie wróci do czasu kiedy oni, nie pokonają tego co w niej siedzi. W jej myślach pojawiało się tylko jedne, bardzo istotne pytanie: „Co to do cholery jest?!”

– Chcę pomóc – zaapelował się Feliks, który właśnie wrócił z wyjazdu na Mazury i dopiero w chwili obecnej dowiedział się o zaistniałej sytuacji.

– Jak ty chcesz nam pomóc? Nie jesteś czarodziejem – odrzekła Adria, kiedy Gniewni, Pan Olo i Usagi szykowali się w pokoju Gold Bad Trio, do ostatecznej rozgrywki, która miała mieć miejsce kolejnego dnia.

– Może i jakby nie jestem czarodziejem, ale totalnie potrafię za to inne rzeczy, które generalnie się wam przydadzą – wyjaśnił blondyn podpierając się pod boki. Wyglądał bardzo poważnie, może także dlatego, że ów wyjazd trochę go zmienił i porzucił kobiece łaszki.

– Cóż, nie chcemy aby komuś znowu coś się stało – wymamrotała Sandra oczyszczając różdżki wszystkich obecnych.

– Ale totalnie nic mi się nie stanie, jestem Polak! – Felek tupnął nogą a jego zielone tęczówki zabłysły tajemniczo. – Potrafię bardzo wiele.

– To akurat prawda – wtrąciła Tsume wyciągając z szafy swoją Gniewną szatę. – Feliks dysponuje mocą Prawa Polskiego, której nie może się przeciwstawić nawet Alucard. Nie ma chyba osoby, która postawiła się temu prawu, prawda?

– Totalnie tak! – zakrzyknął radośnie Łukasiewicz wiedząc, że wreszcie postawił na swoim.

Tej nocy, korytarze Axis Powers Academy pogrążone były w całkowitym spokoju i mroku. Ta cisza uspokajała wszystkich na tyle, że zasnęli głębokim snem czekając na najgorsze, co miało wydarzyć się kolejnego dnia. Jedyną osobą, która nie spała, był Alucard, który stał na straży w podziemiach szkoły, przy drzwiach do skrzydła szpitalnego, gdzie leżał nieprzytomny Kooby. Lecz on, jako wampir i to, że jego wszystkie zmysły były bardziej wyczulone niż ludzkie, czy czarodziejskie. Strażnik rodziny Hellsing głęboko, wewnątrz siebie czuł narastający niepokój, który z każdą chwilą powiększał się i powiększał.

– Alu – card – usłyszał kobiecy głos, jakby już kiedyś słyszany, lecz zapomniany.

Nagle z ciemności, jakby zmaterializowała się znikąd, niska osoba z narzuconym na głowę kapturze. Tak, wampir już wiedział kogo ma przed sobą. To była NecoMi, a raczej to co ją opętało i siedziało w niej od dobrego miesiąca. Alucard sięgnął od razu za pazuchę aby wyciągnąć swój rewolwer. Jednak dziewczyna jednym ruchem różdżki obezwładniła go i z ciągnęła kaptur. Przerażony, tak przerażony wampir cofnął się o krok, widząc na jej głowie koronę, której nie widział tak wiele lat. Na głowie NecoMi spoczywała egipska korona trzeciego oka z kamieniem magicznym w centrum.

– W – wybacz Tsume – wysyczał Alucard, kiedy opadł bezwładnie na podłogę. Został pokonany w tak… zwyczajny sposób… przez egipską magię.

NecoMi prychnęła z pogardą, niczym kot na swojego właściciela kiedy ten nie chce dać swojemu pupilowi dobrego jedzonka, i nacisnęła klamkę. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Widząc skonfudowanego i nie przytomnego Kotałkę, podeszła do niego i stanęła przy nogach łóżka. Na jej bladej twarzy pojawił się przeraźliwy uśmieszek.

– Powstań Kocie, aby służyć królowej Bastet – powiedziała chłodno.

Kooby jak na rozkaz, gwałtownie usiadł na łóżku i otworzył oczy, które w chwili obecnej były puste, jakby ktoś je wyjął a na ich miejsce wsadził dwie szklane kulki w kolorze szkarłatu. Blondyn wstał z łóżka i stanął przed NecoMi. Ukłonił jej się nisko i powiedział:

– Per la gloria di Bastet.

Na twarzy dziewczyny zakwitła radość z nutą mroku, kryjącego się z zakamarkach uśmiechu.

Do pokoju Gold Bad Trio, niczym huragan Irena wpadł Geralt, którego mina wskazywała na wielkie przerażenie i niewiedze o nadchodzącym nieszczęściu, jeśli takowe miało nadejść, a w końcu był to dzień zaćmienia księżyca. Wszyscy obecni tak w składzie: Pan Olo, Usagi, Yani, Sandra, Adria i Feliks, oderwali się od swoich dotychczasowych zajęć i spojrzeli w jego stronę.

– Co się stało? – zapytała Yani, która od samego ranka miała bardzo złe przeczucia.

– To Kooby… zniknął, a Alucard… – wykasłał z siebie czarodziej, zmęczony biegiem przez wszystkie piętra i korytarze.

– Co takiego?! – Pan Olo otworzył szeroko oczy i w mgnieniu oka całą paczką znaleźli się przed drzwiami do skrzydła szpitalnego.

– Alucard! Nic ci nie jest?!

Tsume uklękła przy wampirze. Opiekun rodziny Hellsing otworzył lekko oczy i spojrzał na swoją córkę chrzestną. Ujął jej dłoń w swoją.

– Tsume, moja droga, mamy do czynienia z boginią – odkaszlnął a z kącika jego ust spłynęła stróżka krwi. – Już ją kiedyś spotkaliśmy i pokonała nas. To było tamtego dnia. Ona ma twoje wspomnienia… khem… ma coś co mnie osłabia… muszę odejść na jakiś czas. Chciałbym pomóc, ale nie mogę…

Wampir rozpłynął się w powietrzu. Pozostawił po sobie tylko swój srebrny rewolwer z załadowaną amunicją na jeden strzał, poświęconą kulą. Pan Olo wziął go do ręki i ze złością wymalowaną na twarzy obrócił się do przyjaciół.

– Już wiem z kim mamy do czynienia – powiedziała groźnie. – Czas rozpocząć polowanie na dzikiego kota.

Wszyscy spojrzeli po sobie. Tak, to był czas kiedy wreszcie nadszedł czas aby zaatakować. Nadszedł czas na to aby wreszcie stanąć oko w oko z wrogiem. Osoba, a raczej duchem… boginią, która miała pod swoim władaniem NecoMi.

Powoli się z ciemniało. Słońce chowało się już powoli za horyzontem pozostawiając na niebie różowawe pasma chmur, które zapowiadały, że tej nocy wydarzy się coś bardzo wielkiego i niesamowitego. Księżyc w pełni było widać już za dnia. To jego tarczę dzisiaj miała przysłonić inna planeta. Ze strony lasu było widać jak unosi się para, dym powstały w trakcie palenia ogniska. To właśnie w jego kierunku szła grupka osób przyodziana w ciemnogranatowe szaty. Twarze przysłaniały im kaptury, a w rękawach szat ukrywali swoje magiczne różdżki. Całą scenę z okna obserwował Germania wraz z Dziadziem Rzymem. Na ich twarzach malowała się nadzieja. Jeśli ci, co zostali wysłani na spotkanie z przeznaczeniem, zawiodą, mogą pożegnać się z NecoMi a także honorem.

– Pamiętajcie, nie atakujecie dopóki nie dam znaku – powiedziała Tsume, kiedy minęli granice zagajnika a im oczom powoli ukazywała się polana gdzie stała Neco, mieszająca coś w wielkim kotle. Obok niej stał Kotałkę wpatrujący się w eliksir z wielkim skupieniem.

Yani zacisnęła pięści widząc to co się dzieję. Sandra, Adria i Geralt byli w gotowości do ataku. Usagi przyjęła nadzwyczaj poważną pozę. Feliks, jedyny nie posiadający różdżki, a coś na rodzaj bliżej nieokreślonego przedmiotu, który czarodzieje zwą wahadełkiem. No i Pan Olo, który w jednej ręce trzymał swoją różdżkę a w drugiej broń, którą pozostawił po sobie Alucard. Z jednym… złotym strzałem.

– Oddaj nam, Neco, Bastet! – powiedziała Tsume.

Egipska bogini kotów podniosła głowę i spojrzała w ich stronę aby uśmiechnąć się wścibsko i przebiegle zarazem. Jednym skinieniem reki dała Kotałkę znak do zaatakowania ich. Blondwłosy czarodziej, który w chwili obecnej był pod panowaniem czaru Bastet wyciągnął zza pazuchy swoją różdżkę i zaatakował wszystkich. Gdy był sobą charakteryzował się tym, że był wyśmienity w pojedynkach i potrafił skonfudować kilka osób na raz jednym zaklęciem. Teraz jego zdolności zwiększyły się do maksimum. Usagi i Feliks, dostawszy rozkaz od Pana Olo, natychmiast ukryli się pod peleryna niewidką. Adria, Sandra i Geralt zostali zmuszeni do walki i przyjacielem. Na polanie w zasadzie została tylko Bastet i Tsume.

– Znów się spotykamy – powiedziała posiadaczka Jedynego Pierścienia, który dumnie wisiał jej na szyi.

– Myślałam, że odebrałam ci wszystkie wspomnienia związane z Gniewem – mruknęła Bastet z ciągając z głowy kaptur i ukazując hobbitce koronę trzeciego oka.

– Jak widać, nie. Zachowałam część z nich – odrzekła nadzwyczaj spokojnie.

Obie wymieniły się złowrogim spojrzeniem.

– Oddaj nam NecoMi – powiedział stanowczo Pan Olo.

– Cóż, jeśli skończę ten czar, już na zawsze będziecie mogli pożegnać się z waszą NecoMi – uśmiechnęła się bogini kotów i sprawnie odbiła zaklęcie petryfikacji, rzucone przez Tsume. – Jesteście bez szans – dodała i wiedząc, że nikt ani nic nie jest w stanie jej przeszkodzić, wróciła do wykonywania czaru.

– Oddaj ją, nie zawaham się użyć broni przeciwko mrocznym bytom – Pan Olo wycelował w Neco bronią Alucarda, miał tylko jeden strzał, ale…

– Panie Olo, nie! – nagle obok niego pojawił się Feliks jednym sprawnym ruchem zrzucając z siebie pelerynkę niewidkę. – Jeśli strzelisz, zranisz Neco. Poza ty,m, jesteś czarodziejem, nie Zwiadowcą, aby używać broni palnej.

Blondynka z kwaśną miną spuściła boń. Wzrok wbiła w ziemię. Ten blondwłosy chłopak pochodzący z Polski miał rację, używając broni palnej a nie magicznej stała by się taka jak jej najwięksi wrogowie – Zwiadowcy.

– Widzisz, nawet nie jesteś na tyle silna aby strzelić – zachichotała Bastet wrzucając do kotła następne składniki. – Dziwię się, że to właśnie twoich wspomnień potrzebowałam aby móc przybrać postać człowieka. Aby zmaterializować się i przejąć absolutną władzę nad Neco.

– Absolutna władzę?

– Ja zawsze z nią byłam. Byłam w niej. W tej części świadomości, która zamknęła przed światem. Neco jest moja!

– Crucio! – syknęła Tsume, wiedząc, że łamie zasady, ale nie mogła się powstrzymać. Coś w jej głębi kazało jej użyć jednego z trzech zaklęć niewybaczalnych.

Bastet zachwiała się na nogach, ale zaraz wybuchła niekontrolowanym śmiechem.

– Tylko na tyle cię stać, głupia.

Jednym ruchem swojej czarnej różdżki wytrąciła wszelaką broń z rąk Pana Olo. Tsume odwróciła się za siebie, bo poczuła, że ktoś krępuje jej ręce. Kotałkę. Pokonał wszystkich. Feliks leżał na trawie nieprzytomny. Przegrała. Przegrała walkę o swoją córkę chrzestną. Zawiodła jako Ojciec Chrzestny, przyjaciółka, siostra. Nie była godna, aby jeszcze kiedyś spojrzeć im w oczy.

– Przepraszam – wyszeptała, kiedy poczuła, że nogi uginają się pod nią i upada na ziemię. Przez tą chwilę wydawało jej się, że nie widziała Bastet, a Neco. Jej oczy na moment zmieniły się. Widziała w nich ten strach, który zawsze gościł w zielonych oczach jej przyjaciółki. Jednak, chyba się pomyliła.

– Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, Tsume – powiedziała Neco, ale chwilę później z powrotem Bastet przejęła nad nią kontrolę i wyciągnęła z kieszeni płaszcza małą fiolkę z niebieskim płynem, który był resztą wspomnień Pana Olo.

– To już koniec – powiedziała do siebie i już chciała wrócić do kotła aby dodać ostatni składnik, kiedy nagle Usagi potknęła się o przydługawą pelerynę niewidkę i runęła na trawę jak długa, wypuszczając z rąk niedokończone jabłko.

Owoc poszybował wprost do kotła, gdzie Bastet przyrządzała czar.

– O nie, nie, nie, nie! Coś tu zrobiła!?

– Przepraszam – wydukała Usagi, wstając z ziemi.

– Usagi, nie masz za co przepraszać – uśmiechnęła się Tsume.

Kocioł w którym Bastet przyrządzała czar nagle zabulgotał i zasyczał głośno, po czym eksplodował. Bastet wypuściła z ręki fiolkę z wspomnieniami Tsume, które natychmiastowo je odzyskała. Całą polanę, gdzie rozgrywała się akcja spowiło jasne światło oślepiające wszystkich. Zamknęli oczy, gdy je znów otworzyli ujrzeli, że Neco leży na trawie a obok niej znajduje się egipska figurka symbolizująca Bastet. Wygrali. Zwyciężyli.

– Jaki ja jestem szczęśliwy, że mogę was znowu zobaczyć – uradował się Kotałkę ściskając po kolei wszystkie swoje przyjaciółki.

– My też się cieszymy – uśmiechnęła się Adria ściskając go chyba najbardziej ze wszystkich.

– Bastet pokonana – rzekła Tsume z wielkim uśmiechem na twarzy.

Nastał dzień. W Axis Powers Ponownie nastał spokój. Śniadanko odbyło się w wesołej atmosferze. Usagi stała się prawdziwą bohaterką. Może przez przypadek, ale wszyscy byli jej bardzo wdzięczni. Jabłko, które wpadło do kotła, miało na sobie jej ślinę, ślinę shinigami, która ma właściwości magiczne, które niszczą każde zaklęcie, każdy czar i zmieniają jego właściwości lub odwracają działanie. Tym razem nie tylko odwróciło działanie, ale także zmieniło całkowicie czar.

– Szkoda, że musicie już lecieć – powiedziała Usagi, kiedy wraz z Tsume, NecoMi i Feliksem stali z Gniewnymi przed budynkiem Axis Powers Academy.

– Cóż, opuściliśmy bite dwa tygodnie w szkole magii i czarodziejstwa, musimy nadgonić zaległości – uśmiechnął się Geralt.

– Właśnie, zanim odlecimy – powiedział Kotałkę, trzymając w rękach wielką paczkę z kolorową kokardką. – Oto prezent urodzinowy, Panie Olo.

– Dziękuje – Tsume uśmiechnęła się.

– Trzymaj się siostra – Yani zrobiła ten swój gest, który sugerował to, że zaraz się rozpłacze, ale jednak tak się nie stało.

– Za dwa miesiące się spotkamy – zapewniła blondynka mając na myśli nadciągające wakacje.

– Odwiedźcie nas jeszcze kiedyś – krzyczeli, kiedy Gniewni powoli znikali za horyzontem.

NecoMi nagle odwróciła się i ruszyła w stronę pokoju. Stanęła przed lustrem i na komodzie, która stała przed nim, położyła figurkę Bastet. Zapaliła kadzidełko i ukłoniła się lekko ze złożonymi rękoma.

– Neco, wszystko w porządku? – zapytała Tsume widząc co je przyjaciółka robi.

– Tak, w jak najlepszym – odpowiedziała dziewczyna głosem tak spokojnym jak jeszcze nigdy.

– Ale…

– Bastet zawsze była częścią mnie i zawsze nią będzie – uśmiechnęła się. – To wszystko bardzo długa historia, ale ona szukała tego co ja. Zawsze się o mnie martwiła. Tak jak ty, czy Usagi. Może to trudne do zrozumienia, ale przywiązałam się do niej, a ona przywiązała się do mnie. Może nie jest do końca dobra, ale wiem, że mimo wszystko, nie wyrządziłaby mi krzywdy.

– Co ty gadasz, ona chciała przejąć nad tobą całkowitą kontrolę – wtrąciła Usagi, która była najwyraźniej podirytowana słowami przyjaciółki.

– Sądzę, że nie to miała na myśli. A nawet jeśli, to nie mogłabym się na nią gniewać, wybaczyłam – w jej głosie było słychać spokój równą tybetańskiemu mnichowi. – Ale, najważniejsze jest chyba to, że już wszystko wróciło do normy.

– Oj tak, tak – Feliks skinął głową z wielkim uśmiechem na twarzy.

– Tsume, Panie Olo, Papo Chrzestny – Neco zwróciła się tylko do Tsume. – Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin.