Dawno mnie nie było
W dzisiejszej notce przedstawiam kolejny rozdział Axis Powers Academy, który w połowie jest pisany z Tsume (pochyła czcionka).
- I znów pojechała - stwierdziła NecoMi kończąc czytać list od Usagi, którą ponownie wezwano na wojnę w świecie shinigami.
Ten dzień zapowiadał się dość spokojny. Żółte liście opadły z drzew a jesienny deszcz całkowicie zniszczył ten wspaniały krajobraz. Neco, Feliciano, Roderich i Eldzia siedzieli przy stoliku w jednej z Rzymskich kawiarenek obserwując jak Tsume i Volti zamierzają zaatakować wycieczkę z Francji, ktora właśnie kończyła zwiedzać koloseum.
-
Wróci. - mruknął Feliciano. - Może to trochę potrwać, ale
wróci.
-
Nie wątpię w to - mruknęła Neco - Hej, Tsume, kawą ci wystygnie
- rzuciła w stronę swojego Ojca Chrzestnego, który czaił
się na jednego z wycieczkowiczów.
Dziewczyna w tym momencie stała w pozycji, którą myśliwi polujący z psami nazwaliby "stójką", ale słysząc wołanie odłożyła polowanie na później i wróciła do stolika, gdzie czekało na nią coś co jedynie w niecałych piętnastu procentach było kawą.
Dziewczyna w tym momencie stała w pozycji, którą myśliwi polujący z psami nazwaliby "stójką", ale słysząc wołanie odłożyła polowanie na później i wróciła do stolika, gdzie czekało na nią coś co jedynie w niecałych piętnastu procentach było kawą.
- Meh, to nie fair. - powiedziała
przyklejając się do kubka. - Usagi co chwila jeździ sobie na jakąś
wojnę, a my musimy tu gnić...
-
I ta dziwna sprawa z papieżem - rudowłosa czarownica zakręciła
łyżeczką w filiżance. - Tyle nauki przed nami, a wy się
przejmujcie jakimś papieżem - Eldzia skrzyżowała ręce na piersi
- I Integra jeszcze pewnie odwoła zbliżający się bal. - Jaki bal?
- wszyscy spojrzeli na nią pytająco. - No jak, jaki bal? - Węgierka
pociągła łyk espresso – Mikołajkowy
-
No nie! I może jeszcze zarządzi kolejne egzaminy! - prychnęła
Tsume. - Ja nie mam czasu, muszę pieniądze zarabiać! Ale swoją
drogą, to fakt, ten papież nie daje mi spokoju...
- Gdyby papież
mieszkał w Wenecji mógłbym o nim coś powiedzieć, ale
tak... niestety nie wiem nic - bąknął Włoch. - Egzaminy są ważne
- wtrącił Austriak, który był jedynym trzecioklasistą w
towarzystwie.
Pianista
wzruszył ramionami jakby go to wcale nie obchodziło.
- Dobrze, dobierzcie się w pary - poleciła Integra, która prowadziła w zastępstwie za Sparte lekcję wychowania fizycznego, a obecnie były to klasy 2 i 3 - Weźcie szpady i ochraniacze. Poscwiczycie dzisiaj trochę szermierkę. W sali gimnastycznej zapanował chaos i przekrzykiwanie się nawzajem, zaklepywanie partnerów.
Koło
pani dyrektor leżały do wyboru trzy rodzaje broni - floret, szpada
i szable przez co zrobił się jeszcze większy rozgardiasz.
-
Tsume, stój, ja wiem, że chcesz go zabić, ale tym razem
daruj sobie - blondwłosy Szwajcar usiłował powstrzymać Pana Olo
przez rozplataniem Francisowi czaszki.
- Za Narnie i za Aslana! - Wolała posiadaczka Jedynego Pierścienia.
- Mmm, jak ja dawno nie miałem takiego cuda w rękach- stwierdził Taurys oglądając jedną z zacnych szabelek. Po piętnastu minutach wreszcie udało się to wszystko ogarnąć i już każdy z uczniów miał parę.
- Tylko mnie tym nie zabij... - poprosiła czarnowłosa.
- Ustawcie się i zaczynajcie - poleciła Integra.
- Obserwuj przeciwnika i krąż wokół niego... - Tsume starała się być Wujkiem Dobrą Radą. - Spokojnie... O MÓJ BOŻE MAM TERAZ IDEALNĄ OKAZJĘ NA ZABICIE TEGO FRANCUZA!
-
Tsume, skup się, nie chce odpowiadać za nieumyślne spowodowanie
śmierci - Necomi niezgrabnie balansowała z bronią w dłoniach,
mając szczerą nadzieję, że lekcja skończy się szybko.
- Musicie poznać przeciwnika - mówiła pani Hellsing -
Wykorzystajcie jego słabe strony i zaatakujcie. Pięknie Taurysie.
Elisabet wspaniale, pozazdrościć takiego talentu.
- Słaba strona? Ha! Mam cię! - ryknęła radośnie Pan Olo i pchnęła Francisa floretem w plecy. Ostrze chyba przeszło na wylot. - Za twój krzywy ryj.
Jeszcze tego samego popołudnia młody Bonnefoy trafił na skrzydło szpitalne, z którego tak szybko miał nie wyjść.
- Czasami przeraża mnie twoja brutalność - powiedziała Neco podczas podwieczorku, kiedy to ona, Pan Olo, Feliciano i niepełne Bad Trio siedzieli przy jednym ze stolików w stołówce.
- Bardziej zaskakujące jest to, iż Integra nie zwróciła na to większej uwagi -wtrącił Tosiek, przymilający się do wiccanki.
- Racja, to jest dziwne - Gilbert pałaszujący ciasto czekoladowe, przytaknął tylko.
- Wcale się nie dziwię. - westchnęła Tsume. - To był bardzo failowe pchnięcie, minęłam serce...
Feliciano spojrzał na nią dziwnie.
- Ty lepiej odstaw Sin City... - poradził.
- Właściwie... Integra ostatnio zbyt miła jest - zauważyła Neco.
- A Feliciano nie jest już taki jak wcześniej - dodał Prusak wymachując łyżeczką od ciasta.
Do ich kółeczka wzajemnej adoracji dołączył Voltaire.
- To bardzo podejrzane. - stwierdził.
- A-ale ja nie rozumiem o co wam chodzi - Włoch zaczął energicznie gestykulować, a Neco spiekła buraka. Probując się zwrócić na siebie uwagi zajęła się degustacją zucotto.
- Zróbmy jakiegoś quest'a! - wybuchnął nagle Prusak. - Zniknijmy gdzieś na kilka dni czy cóś...
- Słaba strona? Ha! Mam cię! - ryknęła radośnie Pan Olo i pchnęła Francisa floretem w plecy. Ostrze chyba przeszło na wylot. - Za twój krzywy ryj.
Jeszcze tego samego popołudnia młody Bonnefoy trafił na skrzydło szpitalne, z którego tak szybko miał nie wyjść.
- Czasami przeraża mnie twoja brutalność - powiedziała Neco podczas podwieczorku, kiedy to ona, Pan Olo, Feliciano i niepełne Bad Trio siedzieli przy jednym ze stolików w stołówce.
- Bardziej zaskakujące jest to, iż Integra nie zwróciła na to większej uwagi -wtrącił Tosiek, przymilający się do wiccanki.
- Racja, to jest dziwne - Gilbert pałaszujący ciasto czekoladowe, przytaknął tylko.
- Wcale się nie dziwię. - westchnęła Tsume. - To był bardzo failowe pchnięcie, minęłam serce...
Feliciano spojrzał na nią dziwnie.
- Ty lepiej odstaw Sin City... - poradził.
- Właściwie... Integra ostatnio zbyt miła jest - zauważyła Neco.
- A Feliciano nie jest już taki jak wcześniej - dodał Prusak wymachując łyżeczką od ciasta.
Do ich kółeczka wzajemnej adoracji dołączył Voltaire.
- To bardzo podejrzane. - stwierdził.
- A-ale ja nie rozumiem o co wam chodzi - Włoch zaczął energicznie gestykulować, a Neco spiekła buraka. Probując się zwrócić na siebie uwagi zajęła się degustacją zucotto.
- Zróbmy jakiegoś quest'a! - wybuchnął nagle Prusak. - Zniknijmy gdzieś na kilka dni czy cóś...
- Hej, to nawet dobry pomysł - Hiszpan walnął dłonią w stół i zaraz spojrzał na Feliciano, Voltiego i dziewczyny - Piszecie się na to? Wyskoczymy gdzieś poza Rzym.
- Autostopem do Neapolu - zaproponował Gilbo.
- Hmmm... Wydać wszystko, co ostatnio zrobiłam aby zrobić na złość Integrze... Czemu nie! - zawołała Pan Olo
Tak też tego wieczora piątka uczniów i jeden mały jenot, spakowawszy najpotrzebniejsze rupcie, opuścili gmach Axis Powers Academy.
- Musimy kierować sie na południe - mówiła NecoMi ogarniając mapę samochodową Włoch, którą ostatnio w bardzo okazyjnej cenie, zakupiła na allegro.
- Znaczy tam! - zakrzyknęła Tsume i jakby wymachujac niewidzialną pałeczką na paradzie, wskazała bliżej nieokreślony kierunek.
- Nie będzie nas ze trzy dni, myślicie, że się zorientują? - Zapytał w pewnym momencie Hiszpan, kiedy podróżnicy zaczęli przedzierać się przez gęsty las, w poszukiwaniu idealnego miejsca na nocleg.
- Jeśli potrafią patrzeć tam gdzie trzeba, to oczywiście. - westchnął Gilbert. - Dziadek mnie chyba za to zabije.
- I mnie... - bąknął cicho młodszy z braci Vargas.
- Tu będzie chyba dobrze - oznajmił Pan Olo, kiedy doszli do jakiejś większej polanki.
- Ja rozpalę ognisko - zadeklarowała się Neco i już chwilę później całą szóstką siedzieli przy ciepełku smażąc pianki, które wziął Gilbert. Jak jednak się okazało Feliciano i Jego nie należeli do nocnych marków i szybko zasnęli, przy ognisku. Jego mruczała jak kot wtulając się w lazurową bluzę Włocha. Hiszpan nerwowo obracał mapę próbując oznaczyć ich lokalizacje.
- Nigdy nie przepadałam za mapami. - stwierdziła Tsume. Blask ogniska sprawił, że pod oczami miała maskę niczym Voltaire, który wyruszył na nocne polowanie.
- Jeśli dobrze pójdzie
jutro o tej porze będziemy w Neapolu - odezwał się Prusak mając
całe usta ufajdane słodkimi piankami.
- No i
tylko ta dwójka zna włoski - mruknął Hiszpan wskazując na
śpiących przyjaciół.
- A ty nie? - jedna brew Gilberta uniosła się do góry - Dużo czasu spędziłeś z Romano, więc...
- A ty nie? - jedna brew Gilberta uniosła się do góry - Dużo czasu spędziłeś z Romano, więc...
- Cicho siedź - wymknął Hiszpan
jakby chcąc ukryć jakiś sekret.
Wrócił
Voltaire, w pysku miał martwą mysz polną ze złamanym karkiem.Noc minęła bez niespodzianek. Następnego dnia z samego rana nasi podróżnicy byli już gotowi do drogi.
- Przydałaby się maczeta... Ewentualnie dwie. - stwierdziła Pan Olo wychodząc z krzaków na jakąś asfaltową drogę.
- Trzeba było mówić to bym wzięła - stwierdziła Neco. Po niedługim czasie łapania stopa, nasi podróżnicy siedzieli już na przyczepie samochodu terenowego nijakiego GianLuci, który jechał prosto do Neapolu .
Voltaire razem ze swoją właścicielką głowy przez otwarte okno, Gilbert rozrabiał jak pijany zając w kapuście, a Necomi walczyła z chorobą lokomocyjną.
- Masz woreczki - Feliciano wręczył dziewczynie woreczki.
- Molte grazie- podziękowała. Antonio obserwował zachowanie przyjaciół czując, że coś ewidentnie było tutaj nie tak.
- Gdzie was wysadzić?- zapytał kierowca, kiedy samochód minął znak sygnalizujący wjazd na teren Neapolu
- Gdzie jest panu najwygodniej... - stwierdziła Tsume chowając się do środka auta z potarganymi przez wiatr włosami.
Gianluca wysadził podróżników w środku miasta niedaleko deptaka głównego. Całą grupką zbliżyli się do najbliższego planu miasta jakby to coś dało.
- Proponuje najpierw zjeść pożądany obiad - zasugerował Tosiek wskazując jedną z tutejszych restauracji.
Nasi
bohaterowie przysiedli przy pierwszym lepszym stoliku i zamówiwszy
jakich chłodny deser, rozkoszowali się widokiem południowego
miasta, jakim był Neapol. O tej porze roku nie było zapełnione
turystami, wręcz puste, a ulicami przechadzali się tylko tutejsi
mieszkańcy.
-
Kiedy wracamy? - Feliciano zapytał niemrawo rozglądając się we
wszystkie stroju jakby sie czegoś obawiał.
- Dopiero co przyjechaliśmy – Tsume pociągnęła łyk włoskiego białego wina.
Wkrótce podróżnicy wdali się w długą pogawędkę na temat tego, jak to jest w szkole źle pod władzą Integry i jak najlepiej, najszybciej i najskuteczniej jej się pozbyć. Później jednak rozmowa zeszła na całkiem inny tor, gdzie Tosiek i Gilbert już po którymś winie z rzędu zaczęli wykłócać się o to, kto powinien zostać nowym przywódcą parlamentu europejskiego, co zaowocowało tym, że zaczęli posługiwać się łamaną polszczyzną, którą obrażali Tuska, który na to stanowisko właśnie się pchał.
- Dopiero co przyjechaliśmy – Tsume pociągnęła łyk włoskiego białego wina.
Wkrótce podróżnicy wdali się w długą pogawędkę na temat tego, jak to jest w szkole źle pod władzą Integry i jak najlepiej, najszybciej i najskuteczniej jej się pozbyć. Później jednak rozmowa zeszła na całkiem inny tor, gdzie Tosiek i Gilbert już po którymś winie z rzędu zaczęli wykłócać się o to, kto powinien zostać nowym przywódcą parlamentu europejskiego, co zaowocowało tym, że zaczęli posługiwać się łamaną polszczyzną, którą obrażali Tuska, który na to stanowisko właśnie się pchał.
-
Pijani ludzie są tacy uroczy – uśmiechał się Pan Olo drapiąc
swojego pupila za uchem, jednocześnie wsłuchując się w pogawędkę
niekompletnego Bad Trio.
-
A to nie Francis, tam przy barze? - wtrąciła nagle Neco, widząc,
że przy ladzie stoi blondwłosy Francuz w fioletowej flaneli.
- Przecież to nie możliwe – stwierdziła posiadaczka Jedynego Pierścienia, ale jak na zawołanie spojrzała w stronę, którą wskazała Necomi. Przymrużyła oczy i już sekundę później, wraz z Neco i Feliciano, gdyż tamtą dwójkę pozostawili samą sobie, znaleźli się przy chłopaku – Skąd tu się wziąłeś, ty Franco jedna?! - wykrzyknęła na powitanie.
Niebieskooki blondyn wyglądał jak ostatnie, chodzące nieszczęście. Nieogolony, z podkrążonymi oczami a jego twarz ewidentnie ukazywała brak chęci do życia. W jednej dłoni trzymał niedopałek papierosa a w drugiej litr taniego wina.
- Przecież to nie możliwe – stwierdziła posiadaczka Jedynego Pierścienia, ale jak na zawołanie spojrzała w stronę, którą wskazała Necomi. Przymrużyła oczy i już sekundę później, wraz z Neco i Feliciano, gdyż tamtą dwójkę pozostawili samą sobie, znaleźli się przy chłopaku – Skąd tu się wziąłeś, ty Franco jedna?! - wykrzyknęła na powitanie.
Niebieskooki blondyn wyglądał jak ostatnie, chodzące nieszczęście. Nieogolony, z podkrążonymi oczami a jego twarz ewidentnie ukazywała brak chęci do życia. W jednej dłoni trzymał niedopałek papierosa a w drugiej litr taniego wina.
-
Francis?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz