Muzyka

wtorek, 30 września 2014

Axis Powers Academy 2 - Neapol cz. 1

Witka,
Dawno mnie nie było
W dzisiejszej notce przedstawiam kolejny rozdział Axis Powers Academy, który w połowie jest pisany z Tsume (pochyła czcionka). 



 
           - I znów pojechała - stwierdziła NecoMi kończąc czytać list od Usagi, którą ponownie wezwano na wojnę w świecie shinigami.
Ten dzień zapowiadał się dość spokojny. Żółte liście opadły z drzew a jesienny deszcz całkowicie zniszczył ten wspaniały krajobraz. Neco, Feliciano, Roderich i Eldzia siedzieli przy stoliku w jednej z Rzymskich kawiarenek obserwując jak Tsume i Volti zamierzają zaatakować wycieczkę z Francji, ktora właśnie kończyła zwiedzać koloseum.
 
          - Wróci. - mruknął Feliciano. - Może to trochę potrwać, ale wróci.

           - Nie wątpię w to - mruknęła Neco - Hej, Tsume, kawą ci wystygnie - rzuciła w stronę swojego Ojca Chrzestnego, który czaił się na jednego z wycieczkowiczów.

           Dziewczyna w tym momencie stała w pozycji, którą myśliwi polujący z psami nazwaliby "stójką", ale słysząc wołanie odłożyła polowanie na później i wróciła do stolika, gdzie czekało na nią coś co jedynie w niecałych piętnastu procentach było kawą. 

         - Meh, to nie fair. - powiedziała przyklejając się do kubka. - Usagi co chwila jeździ sobie na jakąś wojnę, a my musimy tu gnić...
 
          - I ta dziwna sprawa z papieżem - rudowłosa czarownica zakręciła łyżeczką w filiżance. - Tyle nauki przed nami, a wy się przejmujcie jakimś papieżem - Eldzia skrzyżowała ręce na piersi - I Integra jeszcze pewnie odwoła zbliżający się bal. - Jaki bal? - wszyscy spojrzeli na nią pytająco. - No jak, jaki bal? - Węgierka pociągła łyk espresso – Mikołajkowy

           - No nie! I może jeszcze zarządzi kolejne egzaminy! - prychnęła Tsume. - Ja nie mam czasu, muszę pieniądze zarabiać! Ale swoją drogą, to fakt, ten papież nie daje mi spokoju...
           - Gdyby papież mieszkał w Wenecji mógłbym o nim coś powiedzieć, ale tak... niestety nie wiem nic - bąknął Włoch. - Egzaminy są ważne - wtrącił Austriak, który był jedynym trzecioklasistą w towarzystwie.

          - Tak, ale chyba coś nam się należy w końcu od życia. - stwierdziła Węgierka.
Pianista wzruszył ramionami jakby go to wcale nie obchodziło.



         - Dobrze, dobierzcie się w pary - poleciła Integra, która prowadziła w zastępstwie za Sparte lekcję wychowania fizycznego, a obecnie były to klasy 2 i 3 - Weźcie szpady i ochraniacze. Poscwiczycie dzisiaj trochę szermierkę. W sali gimnastycznej zapanował chaos i przekrzykiwanie się nawzajem, zaklepywanie partnerów.
Koło pani dyrektor leżały do wyboru trzy rodzaje broni - floret, szpada i szable przez co zrobił się jeszcze większy rozgardiasz.

           - Tsume, stój, ja wiem, że chcesz go zabić, ale tym razem daruj sobie - blondwłosy Szwajcar usiłował powstrzymać Pana Olo przez rozplataniem Francisowi czaszki.

          - Za Narnie i za Aslana! - Wolała posiadaczka Jedynego Pierścienia.

           - Mmm, jak ja dawno nie miałem takiego cuda w rękach- stwierdził Taurys oglądając jedną z zacnych szabelek. Po piętnastu minutach wreszcie udało się to wszystko ogarnąć i już każdy z uczniów miał parę.


           Tsume i Neco stanęły naprzeciw siebie. W rękach trzymały florety wyglądem przypominające rapiery.

         - Tylko mnie tym nie zabij... - poprosiła czarnowłosa.


           Obok nich stali Hiszpan Antonio, który co raz puszczał do Neco oczko, a jego partnerem był Romano, który z wielce naburmuszoną miną trzymał szpade.

            - Ustawcie się i zaczynajcie - poleciła Integra.

 
            - Obserwuj przeciwnika i krąż wokół niego... - Tsume starała się być Wujkiem Dobrą Radą. - Spokojnie... O MÓJ BOŻE MAM TERAZ IDEALNĄ OKAZJĘ NA ZABICIE TEGO FRANCUZA!
 
         - Tsume, skup się, nie chce odpowiadać za nieumyślne spowodowanie śmierci - Necomi niezgrabnie balansowała z bronią w dłoniach, mając szczerą nadzieję, że lekcja skończy się szybko.
 
         - Musicie poznać przeciwnika - mówiła pani Hellsing - Wykorzystajcie jego słabe strony i zaatakujcie. Pięknie Taurysie. Elisabet wspaniale, pozazdrościć takiego talentu.
           - Słaba strona? Ha! Mam cię! - ryknęła radośnie Pan Olo i pchnęła Francisa floretem w plecy. Ostrze chyba przeszło na wylot. - Za twój krzywy ryj.

         
Jeszcze tego samego popołudnia młody Bonnefoy trafił na skrzydło szpitalne, z którego tak szybko miał nie wyjść.

           - Czasami przeraża mnie twoja brutalność - powiedziała Neco podczas podwieczorku, kiedy to ona, Pan Olo, Feliciano i niepełne Bad Trio siedzieli przy jednym ze stolików w stołówce.

         - Bardziej zaskakujące jest to, iż Integra nie zwróciła na to większej uwagi -wtrącił Tosiek, przymilający się do wiccanki.

          - Racja, to jest dziwne - Gilbert pałaszujący ciasto czekoladowe, przytaknął tylko.

        - Wcale się nie dziwię. - westchnęła Tsume. - To był bardzo failowe  pchnięcie, minęłam serce...

        Feliciano spojrzał na nią dziwnie.

       - Ty lepiej odstaw Sin City... - poradził.

      
- Właściwie... Integra ostatnio zbyt miła jest - zauważyła Neco.

       - A Feliciano nie jest już taki jak wcześniej - dodał Prusak wymachując łyżeczką od ciasta.

        Do ich kółeczka wzajemnej adoracji dołączył Voltaire.

        - To bardzo podejrzane. - stwierdził.
        - A-ale ja nie rozumiem o co wam chodzi - Włoch zaczął energicznie gestykulować, a Neco spiekła buraka. Probując się zwrócić na siebie uwagi zajęła się degustacją zucotto.

           - Zróbmy jakiegoś quest'a! - wybuchnął nagle Prusak. - Zniknijmy gdzieś na kilka dni czy cóś...
 
          - Hej, to nawet dobry pomysł - Hiszpan walnął dłonią w stół i zaraz spojrzał na Feliciano, Voltiego i dziewczyny - Piszecie się na to? Wyskoczymy gdzieś poza Rzym.

           - Autostopem do Neapolu - zaproponował Gilbo.


           - Hmmm... Wydać wszystko, co ostatnio zrobiłam aby zrobić na złość Integrze... Czemu nie! - zawołała Pan Olo
Tak też tego wieczora piątka uczniów i jeden mały jenot, spakowawszy najpotrzebniejsze rupcie, opuścili gmach Axis Powers Academy.
 
          - Musimy kierować sie na południe - mówiła NecoMi ogarniając mapę samochodową Włoch, którą ostatnio w bardzo okazyjnej cenie, zakupiła na allegro.

           - Znaczy tam! - zakrzyknęła Tsume i jakby wymachujac niewidzialną pałeczką na paradzie, wskazała bliżej nieokreślony kierunek.

          - Nie będzie nas ze trzy dni, myślicie, że się zorientują? - Zapytał w pewnym momencie Hiszpan, kiedy podróżnicy zaczęli przedzierać się przez gęsty las, w poszukiwaniu idealnego miejsca na nocleg.

 
         - Jeśli potrafią patrzeć tam gdzie trzeba, to oczywiście. - westchnął Gilbert. - Dziadek mnie chyba za to zabije.
 
          - I mnie... - bąknął cicho młodszy z braci Vargas.

           - Tu będzie chyba dobrze - oznajmił Pan Olo, kiedy doszli do jakiejś większej polanki.

           - Ja rozpalę ognisko - zadeklarowała się Neco i już chwilę później całą szóstką siedzieli przy ciepełku smażąc pianki, które wziął Gilbert. Jak jednak się okazało Feliciano i Jego nie należeli do nocnych marków i szybko zasnęli, przy ognisku. Jego mruczała jak kot wtulając się w lazurową bluzę Włocha. Hiszpan nerwowo obracał mapę próbując oznaczyć ich lokalizacje.

 
          - Nigdy nie przepadałam za mapami. - stwierdziła Tsume. Blask ogniska sprawił, że pod oczami miała maskę niczym Voltaire, który wyruszył na nocne polowanie.
 
         - Jeśli dobrze pójdzie jutro o tej porze będziemy w Neapolu - odezwał się Prusak mając całe usta ufajdane słodkimi piankami.
 
          - No i tylko ta dwójka zna włoski - mruknął Hiszpan wskazując na śpiących przyjaciół.

          - A ty nie? - jedna brew Gilberta uniosła się do góry - Dużo czasu spędziłeś z Romano, więc...
 
          - Cicho siedź - wymknął Hiszpan jakby chcąc ukryć jakiś sekret.
Wrócił Voltaire, w pysku miał martwą mysz polną ze złamanym karkiem.
Noc minęła bez niespodzianek. Następnego dnia z samego rana nasi podróżnicy byli już gotowi do drogi.
 
          - Przydałaby się maczeta... Ewentualnie dwie. - stwierdziła Pan Olo wychodząc z krzaków na jakąś asfaltową drogę.
 
          - Trzeba było mówić to bym wzięła - stwierdziła Neco. Po niedługim czasie łapania stopa, nasi podróżnicy siedzieli już na przyczepie samochodu terenowego nijakiego GianLuci, który jechał prosto do Neapolu .
 
          Voltaire razem ze swoją właścicielką głowy przez otwarte okno, Gilbert rozrabiał jak pijany zając w kapuście, a Necomi walczyła z chorobą lokomocyjną.
 
          - Masz woreczki - Feliciano wręczył dziewczynie woreczki.

           - Molte grazie- podziękowała. Antonio obserwował zachowanie przyjaciół czując, że coś ewidentnie było tutaj nie tak.

           - Gdzie was wysadzić?- zapytał kierowca, kiedy samochód minął znak sygnalizujący wjazd na teren Neapolu

 
           - Gdzie jest panu najwygodniej... - stwierdziła Tsume chowając się do środka auta z potarganymi przez wiatr włosami.
 
          Gianluca wysadził podróżników w środku miasta niedaleko deptaka głównego. Całą grupką zbliżyli się do najbliższego planu miasta jakby to coś dało.

           - Proponuje najpierw zjeść pożądany obiad - zasugerował Tosiek wskazując jedną z tutejszych restauracji.

 
          Nasi bohaterowie przysiedli przy pierwszym lepszym stoliku i zamówiwszy jakich chłodny deser, rozkoszowali się widokiem południowego miasta, jakim był Neapol. O tej porze roku nie było zapełnione turystami, wręcz puste, a ulicami przechadzali się tylko tutejsi mieszkańcy.


           - Kiedy wracamy? - Feliciano zapytał niemrawo rozglądając się we wszystkie stroju jakby sie czegoś obawiał.

           - Dopiero co przyjechaliśmy – Tsume pociągnęła łyk włoskiego białego wina.

           Wkrótce podróżnicy wdali się w długą pogawędkę na temat tego, jak to jest w szkole źle pod władzą Integry i jak najlepiej, najszybciej i najskuteczniej jej się pozbyć. Później jednak rozmowa zeszła na całkiem inny tor, gdzie Tosiek i Gilbert już po którymś winie z rzędu zaczęli wykłócać się o to, kto powinien zostać nowym przywódcą parlamentu europejskiego, co zaowocowało tym, że zaczęli posługiwać się łamaną polszczyzną, którą obrażali Tuska, który na to stanowisko właśnie się pchał.
 
         - Pijani ludzie są tacy uroczy – uśmiechał się Pan Olo drapiąc swojego pupila za uchem, jednocześnie wsłuchując się w pogawędkę niekompletnego Bad Trio.


           - A to nie Francis, tam przy barze? - wtrąciła nagle Neco, widząc, że przy ladzie stoi blondwłosy Francuz w fioletowej flaneli.

           - Przecież to nie możliwe – stwierdziła posiadaczka Jedynego Pierścienia, ale jak na zawołanie spojrzała w stronę, którą wskazała Necomi. Przymrużyła oczy i już sekundę później, wraz z Neco i Feliciano, gdyż tamtą dwójkę pozostawili samą sobie, znaleźli się przy chłopaku – Skąd tu się wziąłeś, ty Franco jedna?! - wykrzyknęła na powitanie.

           Niebieskooki blondyn wyglądał jak ostatnie, chodzące nieszczęście. Nieogolony, z podkrążonymi oczami a jego twarz ewidentnie ukazywała brak chęci do życia. W jednej dłoni trzymał niedopałek papierosa a w drugiej litr taniego wina.
 
           - Francis?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz