Muzyka

poniedziałek, 1 września 2014

Axis Powers Academy 2 - Wesołe miasteczko

Jesienne słoneczko świeciło, drzewa powoli zaczęły pozbywać się swoich liści a nauczyciele byli coraz to bardziej wymagający – co niestety nie cieszyło nikogo z nas. Co róż to mieliśmy więcej na głowie i więcej było nam zadawane, co w skutkach pociągnęło za sobą brak imprezy na Halloween – a tak bardzo chciałam przetestować mój nowy cosplay Tajgi Aisaki z Torydory. Ku naszemu wielkiemu rozczarowaniu, Germania zadał cztery wypracowania na całkiem różniące się tematy – tak też, nasz pokój w trakcie pracy nad nimi, wyglądał jak pobojowisko, a łóżko-trampolina Tsume obudowana była z każdej strony barykadą, niczym Francuzi gdy Niemcy najeżdżali na Vischy.

- Zabije go, zabiję go, ukręcę mu kark i oberwę uszy – nuciła promiennie Usagi, pogrążywszy się w swoich notatkach na literaturę, który były raczej zbiorowiskiem różnokształtnych postaci i piringów z anime, jak i listów pisanych na brudno, które adresowane były do nijakiego Ryuka.

Wtem do pokoju, przez wmontowaną klapkę w drzwiach, wszedł Volti z aparatem na szyi i wręczył swojej pani zdjęcia, które ta zaczęła uważnie przeglądać.

- Zdecydowanie, to naprawdę niepokojące – stwierdziła w końcu, podając nam je.

- Rzeczywiście – przyznała Usagi, widząc co samo co ja: na pierwszym zdjęciu widniał Alucard rozmawiający z Papieżem, na drugim była Integra i Germania, którzy stali przy wielkiej mapie świata gdzie w odpowiednich miejscach poprzypinane były imiona większości uczniów, a na trzecim zaś był Dziadzio Rzym przywdziany w biały fartuch doktorski i mieszający w probówkach jakieś czerwone i niebieskie ciecze – Od kiedy Dziadzio bawi się w chemika?

- Od kiedy Dziadzio umie posługiwać się takimi przyrządami – poprawił ją Pan Olo – To musi być o wiele cięższa sprawa niż nam się wcześniej wydawało – blondynka zrobiła poważną minę, ale już chwilę później znów zagościł na niej ten śmiechowy wyraz.

*~*~*~*~*

Lekcja literatury przebiegała jak zwykle – czyli każdy zajmował sie swoimi sprawami, a Germania truł coś o literaturze w starożytnym Rzymie i Grecji, szczególna uwagę poświęcając Homerowi, którego szczerze powiedziawszy, wszyscy inni, prócz Heraclesa, mieli głęboko w czterech literach.

Wpatrywałam się znudzona w zielonkawą tablicę, wyczekując tego cholernego dzwonka, oznajmującego zakończenie lekcji. Cóż, po tym mieliśmy jeszcze tylko Gastronomię z Dziadziem Rzymem – tak, to że zostałam przydzielona do Feliciano już całkowicie mnie nie dołowało. Gdy poznałam go nieco lepiej, byłam bardzo zadowolona, że w pierwszej klasie to właśnie on został moich kuchennym partnerem.

- A teraz Tsume powie mi, co uwielbiał Homer i co bardzo często umieszczał w swoich pracach – polecił dyrektor wskazując na moją hobbicką przyjaciółkę.

Wszystkie oczy skierowane zostało w jej stronę, a ona odpowiedziała bez namysłu:

- Była to kukurydza w kolbach.

- Że co? - burknął Dżermania.

- No racja – Tsume pokręciła głową – Zdecydowanie wolał agrestowe galaretki w proszku.

Staremu Frotzowi opadły ręce, ale nie mając już na nic siły, zrezygnował z jakiegokolwiek upominania i wstawiania kolejnych jedynek, usiadł przy biurku i podyktował tylko kolejną pracę pisemną, która mieliśmy wykonać sami, po lekcjach.

- Ale kiedy ja nie mam na to czasu – marudziła Tsume, kiedy w trójkę przemierzałyśmy szkolne korytarze po literaturze, zmierzając ku klasie do gastronomi, gdzie czekał na nas już Starożytny Rzym.

- Ale ty na nic, nigdy nie masz czasu – zauważyłam.

- Ta... ale to całkiem co innego – machnęła na to ręką.

- A co takiego? - zapytała Usagi, której chyba skończył się zapas jabłek, bo żadnego nie ciamkała, ale nie uzyskawszy żadnej odpowiedzi dodała znudzona: - Zauważyłyście, że nauczyciele wyglądają na z lekka wyczerpani?

- Co masz na myśli?

- Nie są tacy jak w poprzednim roku szkolnym – oznajmiła – No i przede wszystkim blask życia w ich oczach się zmniejsza z każdym dniem.

Spojrzałam na Tsume, która też chyba nie czaiła o co biega. Ale skoro tak niepokojące znaki – bo chyba tak można było to nazwać – zauważyła osoba, która jest Shinigami, czyli bogiem śmierci, jest oznaką, że coś niedobrego działo się w naszej szkole.

Dziadzio Rzym też nie wyglądał na szczególnie energicznego podczas dzisiejszych zajęć. Kazał nam tylko otworzyć podręczniki na przepisie na naleśniki cynamonowe i pozostawił nas samych, na pastwę piekarników i narzędzi kuchennych, którymi przecież równie dobrze mogliśmy pozabijać się nawzajem.

- Neco, co powiesz, żeby dzisiaj zebrać trochę ludzi i wybrać się do wesołego miasteczka, które rozbiło się niedaleko naszej szkoły – zapytał wesoło Włoch, podczas gdy kręcił ciasto.

- Ooo – uśmiechnęłam się – Już nie pamiętam kiedy ostatni raz odwiedziłam jakiekolwiek wesołe miasteczko.

Pomysł Włoszka zaraz podłapało kilka osób z akademii i w rezultacie miało nas pójść trochu więcej niż przypuszczaliśmy. Ja, Feliciano, Usagi, Feliks, Francis, Gilbert i Tosiek. Tsume wraz z Voltim nagle zapadli się pod ziemię i słuch po nich zaginął.

- Yeay! Pojeżdżę na kucykach – radował sie Łukasiewicz pochłaniając paluszki w błyskawicznym tempie.

- Na żadnych kucykach nie pojeździsz, polska laleczko – stwierdził ostentacyjnie Prusak, a Gilbird siedzący na jego białej czuprynie potwierdził jego słowa, głośnym „PIPIPIPIPI”.

- Ja ci dam „polską laleczkę”, ty pomiocie, do którego nawet szatan sie nie przyznaje! - warknął Polak, i po raz kolejny tego dnia byliśmy świadkami kolejnej rekonstrukcji bitwy pod Grunwaldem.

Wesołą melodyjkę miasteczka było słychać szybciej niż było je widać. Kolorowe karuzele porozstawiane na zielonej polanie, gdzie pasły sie małe kucyki, do których od razu poleciał Felek.

Podeszliśmy do kasy aby zakupić bilety, a naszym oczom ukazała się Tsume, powoli wychylająca się zza lady.

- A co wy tu robicie? - zapytała zażenowana zaistniałą sytuacją i dopiero gry wstała zobaczyliśmy, ze miała na sobie czarne spodnie, czerwoną przepaskę i koszulkę w biało – granatowe paski.

- Przyszliśmy sie zabawić – zakrzyknął radośnie Francis, a jego słowa nabrały brzmienia jednoznacznego.

Pan Olo spojrzał po nas, wydając nam sześć biletów.

- A ja? - zbulwersował się Bonnefoy, ale w odpowiedzi otrzymał tylko gonga w twarz, a na jego czole odbił się napis w negatywie z tabliczki, którą mu przyfasolono „Francuzów nie obsługujemy”.

Usiłując uciec przed Tośkiem, poszłam wraz z Feliciano na diabelski młyn, co niestety nie okazało się dobrym pomysłem, gdyż na większej wysokości poszła mi krew z nosa, przez ko część białej koszuli Włocha nie nadawała się do dalszego użytku, gdyż użyczył mi jej aby zatamować krwotok z nosa. Gilbert ganiał się z Feliksem po całym miasteczku, niszcząc połowę atrakcji, a Usagi zawarłszy tymczasowe przymierze z Tośkiem i postanowili pod nieuwagę Tsume przemycić Francisa na teren wesołego miasteczka. Jednak wszystkie próby zakończyły się niepowodzeniem, gdyż nie tylko Pan Olo stał na straży, ale również Volti, któremu egzystowanie Francuza na tym terenie się nie podobało.

- Mój tyłek – paryżanin masował się w wiadomym miejscu z nadzieją, że ślady po jenocich ząbkach szybko znikną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz