Muzyka

poniedziałek, 1 września 2014

Axis Powers Academy 2 SPESZAL EDYSZYN - Wycieczka do Paryża

Siama, 
Mam lenia tak jak i Tsume, ale udało nam się napisać (długo to trwało) rozdział Axis Powers Academy. jego większość trzeba zawdzięczyć Panu Olo *wiwaty, serpentyny i takie tam* Nie chciało mi się już poprawiać błędów, Tsume to jakoś posklejała (dziękować)  i macie:



Kolejka aglomeracji paryskiej, zwana potocznie RERem, wesoło pędziła z lodniska Charles’a de Gaulle’a w stronę stolicy Francji. Przez jedno z małych, otwartych okienek wyglądało kilka roześmianych główek uczniów Axis Powers Academy (inni pokładali się po podłodze i fotelach walcząc z chorobą lokomocyjną, albo użerali się z walizkami na kółkach, które za nic w świecie nie chciały spokojnie stać, gdzie je postawiono i jeździły po całym wagoniku).
- Arthur, wymiotuj do woreczka, nie na fotel! Przecież wiesz, że to się nie zmywa! USAGI! Nie biegaj po pociągu! JEZUSMARIA! GILBERT! ZŁAŹ STAMTĄD! – Germania dwoił się i troił próbując ogarnąć rozwrzeszczaną gromadkę. Jego białowłosy wnuk uwiesił się na jakiejś rurze z zamiarem udawania Tarzana – Króla Dżungli.
Tsume wraz z Voltairem jechali z wystawionymi głowami i minami uradowanych psów. Dziewczyna próbowała początkowo zachęcić Necomi do przyłączenia się do nich, ale przyjaciółka na chwilę obecną toczyła dzielnie bój ze śniadaniem, które bardzo chciało wydostać się z jej żołądka na światło dzienne.
- Czujesz Wersal, Voltie? – zapytała Pan Olo pociągając nosem.
- Czuję tylko Francuzów. – stwierdził jenot.
- Wcale ci się nie dziwię… Mamy tu jednego na pokładzie. – prychnęła Tsume rzucając pogardliwe spojrzenie na Francisa. – Ej, wywalmy go przez okno. Zobaczymy, jak szybko umie biec za tym pociągiem.
Usagi stwierdziła, że bieganie za walizką nie ma najmniejszego sensu w przeciwieństwie do usadowienia się na niej i jeżdżenia z jednego końca wagonika w drugi robiąc przy tym mnóstwo hałasu.

- Romulus, weź mi z nimi pomóż! – jęknął Germania. – Jak ja mam ich ustawić i policzyć? Za chwilę będziemy jechać metrem, pogubimy się!
Dziadzio Rzym wyglądał jakby niekoniecznie się tym wszystkim przejmował. Minę miał jeszcze bardziej rozanieloną, niż zazwyczaj; gdyby włożyć mu do ręki skręta wyglądałby jak prawdziwy miłośnik zielonego co-nieco.
- Alfred, dziecko, policz was, tylko spokojnie proszę. – westchnął zrezygnowany Germania, lecz, o dziwo, wybór Amerykanina na „liczącego” okazał się doskonały. „Młody demokrata” zaczął biegać po stacji niczym border collie spędzający wszystkie owce w jedno miejsce. Robił przy tym sporo hałasu krzycząc przypadkowe słowa („Woda! Roślina! Kamień! Pumpernikiel!”), co przedłużyło liczenie do 20 minut, ale udało mu się osiągnąć zamierzony cel. Wszyscy uczniowie zostali stłoczeni w ciasną grupkę zaczęli dreptać w stronę bramek metra, gdzie pojawił się kolejny kłopot.
- Na flet Fryderyka II, bęcwały, przechodźcie pojedynczo! – pieklił się Germania, gdy w jednej z bramek utknęło jakieś osiem osób.
- Ci mugole są niesamowici! – wykrzyknęła Tsume niezbyt przejęta faktem, że jest ściśnięta jak sardynka. – Pociąg pod ziemią!

- BAMBOLEO! BAMBOLEEEOOOO! – darł się Antonio razem z Tsume i jakimś miejscowym muzykiem, który próbując zarobić nieco grosza dawał koncert w metrze linii 7 jadącego w stronę Mairie d’Ivry. Nie przewidział jednak faktu, iż może się natrafić na uczniów Axis Powers Academy, którzy zaczęli odstawiać dzikie tańce-połamańce narażając się na zdziwione i pełne politowania spojrzenia Paryżan. Widząc, że nie zarobi tutaj za wiele wysiadł na Jussieu, gdzie linia siódma łączyła się z dziesiątą.
- No dobrze, dzieciaki, siadajcie już. Siad! Siad! – zaczął uspokajać wszystkich Germania. – Jeśli będziecie zachowywać się grzecznie a kolacje każdy dostanie po dodatkowej bułeczce z czekoladą.
Układ został przyjęty z dużą aprobatą znowu w dość głośny sposób. Grupa wysiadła w 13. dzielnicy znanej także jako paryskie Chinatown pełnej knajp najwięcej obleganych wieczorem. Kilka osób z nadzieją w oczach popatrywało na kolorowe światła restauracyjek, lecz niemalże od razu zostało zbesztanych, że w hotelu czeka na nich kolacja.
Miejsce zakwaterowania wycieczki okazało się miłym, dość nowym budynkiem, który miał jedną wadę, którą okazała się jedna, malutka winda, do której nie mieściło się więcej, niż 6 osób, a przy walizkach liczba ta zmniejszała się o połowę.
- Szybko, szybko! Zostawiać bagaże w pokojach i na kolację! – wołał Germania.
- Proszę pana, proszę pana! – Necomi zaczęła mu machać ręką przed nosem. – Gdzie jest Tsume i Voltie?

Pan Olo ze swoim jenotem na ramieniu podążała za muzykantem z zaciekawieniem w paczadłach. System mugolskiego metra najwyraźniej bardzo ją zaintrygował. Dopiero w momencie, gdy człowiek zniknął z jej pola widzenia zorientowała się, że odłączyła się od reszty.
- No i co robimy Voltie? – zapytała przypatrując się z przekrzywioną głową rozkładowi linii 10. – Nie mam zielonego pojęcia, gdzie oni pojechali.
Jenot stuknął łapką w zaznaczoną na tablicy stację Cluny La Sorbonne.
- Ja już tu jesteśmy, to zacznijmy zwiedzanie. – zaproponował przenosząc się do plecaka właścicielki i wyciągając z niej plan miasta. – Tu zaznaczyli, że dojedziemy z tej stacji do Notre Dame.
- Luzik arbuzik, odwiedzimy naszego ulubieńca Frolla vel Trolla. – uśmiechnęła się blado Tsume, gdy z przeciskała się z przez tłum Francuzów z obrzydzeniem na twarzy.
Z niewielkimi problemami weszli do pociągu, gdzie Pan Olo od razu stwierdziła, że jej przestrzeń osobista została niebezpiecznie naruszona.
- Francuz to świnia i zboczeniec. Czas spędza na chlaniu wińska, żarciu ślimaków, żab i innych świństw. Zawsze nazywa się Dupont. – czytał jenot trzymając w łapkach specjalny przewodnik.
- Dobrze pamiętać…

Necomi rzuciła się na łóżko w pokoju, który miała dzielić razem z Usagi i Tsume. Przed chwilą wróciły z kolacji, gdzie Iwan rozbawił wszystkich balansując z łyżeczką do herbaty na nosie, a Gilbert chcąc się popisać żeżarł wszystkie croissanty i trzeba było go odwieźć do najbliższego szpitala (najwidoczniej pruski żołądek nie wytrzymał tak dużej ilości masła).
- Jestem ciekawa, gdzie się podziała Tsume… - stwierdziła dziewczyna.
- Zapewne urządziła sobie polowanie na Francuzów. – powiedziała niedbale młoda shiningami rozpakowując się. – Co jak co, ale teren łowiecki ma niczego sobie. Nie martw się, wróci w jednym kawałku.

Pan Olo biegła przez ulice Paryża z niezbyt zachwyconą miną. Tuż przed Voltaire sadził długie susy wskazując jej drogi. Za naszymi uciekinierami dał się słyszeć gwizdek żandarma.
- Tutaj, moja pani! – wydyszał jenot nurkując w boczną uliczkę między kubły i worki na śmieci, na co Tsume wykonała epickie salto godne samego asasyna. Przyległa do zacienionej ściany z dłonią zakrywającą usta.
Kiedy Voltaire upewnił się, że zgubili żandarma z głośnym westchnięciem klapnęła na ziemię wyciągając z plecaka leki rozszerzające oskrzela.
- Nie podoba mi się tutaj. – powiedziała uspokajając oddech. – To ja zazwyczaj gonię Francuzów, nie oni mnie!
- Może mu się nie spodobało jak go nazwałaś Dupont. – mruknął jenot.
Przeszli przez jeden z mostów prowadzący na wyspę do Notre Dame. Słońce chyliło się ku zachodowi, ale na Ile de la Cite było jeszcze pełno turystów. Dziewczyna wmieszała się w tłum zmierzający do katedry i zaczęła się wspinać na jedną z wież.
- Hej, hej! Patrz co ostatnio pożyczyłem. – zawołał Voltaire wyciągając z plecaka komiks Marvela, który ostatnio zabrał Necomi.
- Oj, Voltie, przecież wiesz, że wolałabym Thora. – stwierdziła Tsume zajęta podziwianiem zapierającego dech w piersiach widoku. – Ej, czy tam przypadkiem nie Dziadzio Rzym z Gilbem?
W recepcji na dole na Dziadzia Rzyma oczekiwali Germania razem z Antoniem, Francisem, Usagi i Necomi (dziewczyny zostały wezwane w ostatnim momencie). Jakież było ich zdziwienie, gdy razem z nauczycielem gastronomii i Gilbertem pojawiły się dwa jenoty taszczące wzorzysty plecaczek, które od razu pobiegły na „stołówkę”.
- Ojejciu! Znaleźliście Voltiego, ale gdzie jest Tsume? – zapytała Necomi.
Usagi, która od pewnego czasu przypatrywała się drugiemu jenotowi całkowicie pochłoniętemu konsumowaniu maślanego rogalika, stwierdziła mrużąc oczy:
- Coś mi się wydaje, że jest tutaj z nami.
Wszystkim jak na komendę opadły szczęki. Pan Olo pod postacią jenota nie mogąc dosięgnąć szklanki wlazła na stół by zacząć łapczywie chłeptać pomarańczowy sok. Voltaire siedział na krześle zupełnie nie wzruszony.
- Ale jak…? – Tosiek wyglądał na totalnie skołowanego.
- Nastąpiłaś na punkt zerowy? – zapytała Usagi z ramionami skrzyżowanymi na piersi, na co otrzymała twierdzącą odpowiedź. – Spoko, przejdzie ci po paru godzinach.
Tsume skończyła pić i warknęła głośno wycierając wierzchem łapy krople, które osiadły jej na wąsach.
- Nie słyszeliście? – mruknął Voltaire siląc się na powagę. – Pani chce więcej… I przynieście jakiegoś tuńczyka.
Stojący najbliżej Francis, który do tej pory tylko się przypatrywał w tym monecie porwał w ramiona Tsume, która jeżąc się i piszcząc przeraźliwie zaczęła wić się jak piskorz.
- Mon Dieu! Jakież to słodkie stworzenie! – zawołał. – Spójrzcie na te łapki! Na to lśniące futerko…!
Pan Olo wyszczerzyła małe ząbki i dziabnęła go w łuk brwiowy.

- Moi drodzy, znajdujemy się pod pałacem Luwru, gdzie obecnie znajduje się jedno z największych muzeów na świecie. – gadał Dżardżamel, gdy cała grupa stała pod jakże sławną, szklaną piramidą.
Dzień był wyjątkowo słoneczny, przez co wiele osób kryło się pod parasolkami i innymi kawałkami materiałów nie chcąc się zbytnio opalić.
- Ja chcę do Mony Lisy! – zawołał żałośnie Feliciano, który (podobnie jak inni) nie mógł już słuchać wykładu wicedyrektora. Poparło go kilka stłumionych okrzyków.
- Fritz, obawiam się, że to dobry pomysł. – mruknął Rzym półgębkiem. – Mamy dzisiaj jeszcze w planach Musee d’Orsay, a przecież doskonale wiesz, że Luwr można nawet zwiedzać przez 4 dni.
Germania widząc, że przegrał tą bitwę musiał przystać na czterogodzinny bieg korytarzami dawnego pałacu królewskiego. Usagi była zachwycona okazją do wypróbowania jej nowego aparatu, lecz bardziej od robienia fotek dziełom sztuki wolała zatrzymywać na karcie pamięci uczestników wycieczki w nienajlepszych momentach (takie jak Iwan z lekko przymuloną miną, Necomi, gdy potknęła się o nogę jakiegoś niemieckiego turysty czy Tsume jako mistrz drugiego planu z miną SOON). Prawdziwy Armagedon nastąpił jednak przy Mona Lisie, gdy wszyscy przemieszali się z dzikim tłumem, w którym każdy chciał w jakiś sposób uwiecznić dzieło Leonarada Da Vinciego.
- O nie! Tak nie będzie! – zakrzyknęła młoda shiningami i na ile pozwalała jej moc małego ciałka zastosowała Atak Tarana, który pozwolił się jej dostać na sam początek.

- Dzień dobry! Co pan sądzi o wpływie księżyca na menstruację pingwinów? – Pan Olo z kamerą zaczepiała przypadkowych przechodniów, gdy cała wycieczka jęcząc ze zmęczenia kierowała się do muzeum impresjonistów. – Odpowie pan czy pozostali przy życiu członkowie pana rodziny? ODPOWIEDZ NA TO PYTANIE, ALBO PÓJDĘ ZA TOBĄ DO DOMU I ZABIJĘ CIĘ JAK PSA!
- Tsume… - wtrąciła się Necomi lekko utykając przez pęcherze, które zrobiły jej się przy zwiedzaniu Luwru. – Coś mi się wydaje, że ten pan nie rozumie.
- I co z tego? Mnie tu zupełnie nie obchodzi!
W Musee d’Orsay nastąpił zmasowany szturm na sklepik z pamiątkami mimo zakazów narzuconych przez Dżermanię. Dziki tłumek uczniów Axis Powers Academy ruszył w poszukiwaniu okazji. Tu ktoś zamawiał reprodukcję obrazu do domu, tam ktoś wybierał sobie chusteczkę do okularów z mordą van Gogh’a, a jeszcze gdzie indziej ktoś wykupił cały zapas zeszytów z obrazami impresjonistycznymi.
Większość osób z niezadowoleniem przyjęła fakt, zakazu filmowania i fotografowania. Tym razem zwiedzanie było nieco spokojniejsze, choć na sam koniec okazało się, że zorganizowana grupa przestępcza w składzie Iwan, Feliks i Usagi próbowali wynieść jeden z obrazów Gustawa Klimta.

Kolejnym punktem programu następnego dnia był Wersal, do którego oczywiście trzeba było dostać się RERem (w którym cała grupa rozrabiała jak stado pijanych zajęcy w kapuście ku rozpaczy Dżermola). Następnie wszyscy pogubili się w miasteczku, w którym mieściło się chateau, przez co na miejsce dotarli dopiero w południe.
- Na miłość matki do dziecka! Złaźcie stamtąd! – zawołał Germania widząc, że 5-osobowa grupka wdrapała się na pomnik konny Ludwika XIV chcąc zrobić sobie świetne zdjęcie.
To jednak nie był koniec zmartwień zastępczego wychowawcy klasy drugiej, bo w momencie odbierania audio przewodników Alfred rozkwasił sobie nos ślizgając się po marmurowej posadzce razem z przyjaciółmi, ale zbytnio się tym nie przejął, bo jak sam stwierdził, był bohaterem.
Podczas zwiedzania ¾ grupy najwidoczniej stwierdziło, że woli zapoznać się zakamarkami pałacu na własną rękę, przez co z opiekunami zostało zaledwie 4 osoby.

Necomi, Usagi i Tsume spacerowały jedną z alejek pałacowych ogrodów. Pogoda była idealna na spacer, ale od południa zbliżały się ciemne chmury. Voltaire co chwilę znikał w krzakach by pojawiać się ze „skarbami”, które pakował swojej właścicielce do plecaka.
- Będzie burza. Jak nic! – bąknęła Usagi pociągając nosem.
- Bardziej od burzy martwi mnie to, że ktoś może nas zaatakować. To idealne miejsce na zasadzkę. – powiedziała Tsume rozglądając się. – Wiele osób dało się już w ten sposób podejść.
- Mówisz tak, jakbyś tu już wcześniej była. – mruknęła Necomi siadając na kamiennej ławeczce.
- Bo byłam. Co prawda, za czasów Ludwika XV, ale byłam. Aha, i uprzedzając wszelkie pytania! To nie ja jestem odpowiedzialna za Rewolucję; ja tylko podrzuciłam Robespierrowi pistolet do celi, nie moja wina, że idiota nie umiał sobie strzelić w głowę.
Nagle, z krzaków wypadł Voltaire, z miną, która wyraźnie wskazywała na to, że o czymś sobie przypomniał. Pyskiem otworzył sobie plecak i wyjął zwinięty w rulonik komiks Marvela.
- Volite, przecież wiesz, że wolałabym Thora… - mruknęła Pan Olo przymykając oczy.
Necomi w tym momencie wyglądała jak czerwona płachta. Już wyciągała rękę w stronę jenota, gdy wtem ni z gruchy, ni z Pietruchy pojawił się (a jakże inaczej) Antonio.
- CZE, Tochu! – przywitała się Usagi kątem oka patrząc z sadystyczną satysfakcją na Necomi, która robiła się to raz czerwona, to biała. – Cho no tu do nas!
Hiszpan przystał na propozycję. Na widok komiksu w pyszczku Volter’a zapytał:
- Czy to jest Iron First?
- ODDAWAJ TO, TY GŁUPI FUTRZAKU! – wrzasnęła Necomi, zanim zdążyła cokolwiek pomyśleć.
Wszyscy spojrzeli na nią z kompletnym mindfuckiem na twarzach. Dziewczyna zastygła w bezruchu z wyciągniętą dłonią w stronę jenota, który wyszczerzył zęby w uśmiechu i wypluł komiks mówiąc:
- Proszę. Ale po co się tak denerwować?
Nikt nie musiał o nic pytać.

Kiedy w końcu udało się odnaleźć wszystkich, Germania oraz Rzym zebrali wszystkich w Sali Lustrzanej.
- No dobrze, moje kochane dzieciaczki! – Dziadzio zatarł dłonie. – Przez moment, w którym szwendaliście się po całym pałacu, mnie i Dżer… znaczy, Germanii… udało się zamówić na dzisiaj tą oto Galerię Zwierciedlaną w celu zorganizowania tu dzisiaj… BALU!
W tym momencie zrobiło się cicho jak makiem zasiał; gdzieś w tle dało się słyszeć jedynie bzyczenie jakiejś zbłąkanej muchy.
- Oczywiście, przewidzieliśmy, że nie weźmiecie ze sobą nic eleganckiego, ale dzięki uprzejmości urzędasów z pałacu udało nam się wypożyczyć stroje specjalnie na tą okazję.
Gdzieś w tle dało się słyszeć jęk omdlewającego człowieka.

- Stać! Stać! Nie mogę oddychać i kręci mi się w głowie! – krzyknęła Necomi, gdy starsza pani z obsługi pałacu sznurowała jej gorset, na który miała zostać założona wytworna suknia z czerwonego jedwabiu.
Siedząca z Voltairem (któremu zawiązano na szyi brokatową tasiemkę) na kolanach Tsume w seledynowej sukni próbowała zmusić się do bladego uśmiechu.
- To dobrze. Znaczy, że idealnie zasznurowany.
Usagi w ciemnoniebieskiej rozłożystej toalecie próbowała ogarnąć poruszanie się.
- Zabiję tego cholernego Dżermola. – stwierdziła. – Zrobiłabym to tu i teraz, gdybym nie zostawiła swojego Death Note’a w pokoju hotelowym.
- Wierz mi, zrobiłabym to samo. – powiedziała Pan Olo wstając i starając się zrobić kilka szybkich kroków. – Problem w tym, że mając to na sobie go nie dogonię.

- Ale ja nie chcę tańczyć! To będzie walec, a nie walc! – jęczała Tsume zapierając się nogami, gdy pięć rosłych chłopów wlokło ją z Salonu Marsa do Galerii Zwierciadlanej.
- Jako jedna z niewielu przedstawicielek płci pięknej jesteś zobowiązana do odtańczenia kilku tańców. – poinformował ją Germania, lecz tylko pogorszył sytuację, bo oberwał po głowie wachlarzem ze scenami pasterskimi, a Pan Olo zaczęła się jeszcze bardziej szamotać.
Usagi i Necomi zdobyły się na odrobinę godności, aby do Sali wejść bez niczyjej pomocy. Wszyscy jednak skupili się bardziej na Feliksie, który (dla odmiany) postanowił wystąpić w sukience; pozwoliło to przynajmniej odwrócić uwagę od trudności w poruszaniu, jaką sprawiły wytworne toalety.
Młoda shingami niemalże od razu została „uratowana” przez Iwana w mundurze z czasów carycy Katarzyny II, lecz Necomi nie miała tyle szczęścia, nim się zorientowała przyczepił się do niej Tosiek.
Tsume zaciągnięta na środek parkietu wyglądała jak zaszczute zwierzę; jedyna broń w postaci wachlarza została jej odebrana.
- Skurczybyki wykorzystują fakt, że nie mogę normalnie chodzic. – mruknęła do Voltaie’a, który przewiesił się przez jej ramię. – Ale ja im jeszcze pokażę… Żeby się jeszcze nie zdziwili…

Golden Bad Trio wpadło do pokoju hotelowego niczym sok do kubka, po strasznym balu.
- Umieram - wysapała Usagi.
- Ty umierasz? - burnęła Necomi wzdrygając się - To nie ty tańczyłaś z Toskiem przez cały bal.
Tsume uśmiechnęła się z satysfakcją; przez prawie cały bal była bezpieczna siedząc na jednym z drzewek pomarańczowych, które rosło w pałacowych ogrodach.
- No oj wybacz, ale ja tańczyłam z Germanią gdy Iwan pozostawił mnie na pastwę innych - mrukneła młoda shinigami i rzuciła się na swoje łóżko. Necomi poszła w jej ślady jednocześnie wyciągając numer Iron Fista, który wreszcie odzyskała od Voltiego.
- Mój komiksunio kochany - jej głos zadrżał, gdy zobaczyła zagiętą okładkę i wyświechtane strony.
Jenot, który wdrapał się na hotelowy stolik wyprostował się dumnie. Jego przygody na balu ograniczały się do podbierania, co lepszych kąsków z przygotowanego dla uczniów stołu lub buszowaniu po przypałacowych krzakach, przez co jego tasiemka na szyi była cała w strzępach, ale przynajmniej wykonał rozkaz i oddał, to co pożyczył.
Nastał kolejny dzień. Uczniowie Axis Powers ustawili się po śniadaniu na zbiórce, gdzie dyrektor policzył w miarę spokojnie (nie licząc wrzasków Alfreda, przeklinania Arthura i gróźb Tsume wysyłanych pod adresem Francisa) aby następnie obwieścić, że dzisiaj idą zwiedzać wieżę Eiffla.
- Jak ten hiszpański bufon się do nas przyczepi, osobiście wyrzucę go ze szczytu wieży - mruczała pod nosem Necomi, idąc obok Pana Olo i Usagi, którą nawet tutaj wcinała jabłka (na przeciw Putinowi). Kotełkowa pani wyciągnęła więc z plecaka numer Iron Fista, z odłożoną okładką tak aby nikt nie widział co czyta i pogrążyła się w lekturze, co chwilę zerkając tylko czy idzie z tą grupą co trzeba. Obok niej zaraz dreptał Kiku, któremu zdecydowanie udzieliła się Paryska choroba.
- Myślę, że raczej nie będziesz mieć na to czasu... - stwierdziła blondynka filmując ich podróż do linii metra numer 6, która miała ich dowieść do najbardziej znanego symbolu Paryża.
- TO NIE TAK MIAŁO BYC! - jęczał Japończyk ku zdziwieniu innych podróżujących, których nie wzruszył nawet jakiś szalony, rodzinny orator, który wygłaszał Orędzie do Narodu.
Wtem do naszego Golden Bad Trio dołączył Tosiek z wielkim, podejrzanym zacieszem na twarzy. Necomi spiekła buraka i schowała się za komiksem . Uwagi natomiast okazała swoje dobre serce i zajęła się Hondą.
- Co powiesz do kamery? - spytała Pan Olo jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie.
- Że z chęcią zabiore Neco do jakiejś restauracyjki w czasie wolnym dla uczniów - uśmiechnął się Hiszpan i zajrzał Neco przez ramie, a widząc co czyta dodał donośnym głosem - Iron Fist? Od kiedy to czytasz? Mina dziewczyny wyglądała teraz jakby miała zaraz go zamordować a prócz tego była czerwona jak pomidor. - Zabije.... - fuknęła.
Widząc minę Necomi Tsume pozostało tylko jedno... Otwartą dłonią przygrzmociła Hiszpanowi w głowę.
- Komar... Sorry...
- Che palle - zaklął Tosiek rozcierając sobie guza.
-Molte grazie, Tsume - podziękowała Necomi.
Podróż metrem zleciła jak z bicza strzelił i może nie minęło 10 minut - podczas których dyrektor uspokajał rozhisteryzowanego Japończyka - i już cała wycieczka mogła ustawić się w długiej kolejce aby pojechać na sam szczyt czteronogiego zabytku.
- O cholera, ale to wielkie - wyjąknęła Neco niezbyt ciesząc się z tego że znajdą and gdzieś tam wysoko; cierpiała na lęk wysokości. - Ja chce do disnaylandu! - marudził Amerykanin, który nie lubił takich rozrywek jakie zostały z góry nałożone na wycieczkę.
- MY GRABARZE WIEMY JAK CHOWAC LUDZKIE CIAŁA...! - Tsume jak zwykle odstawiła dziki taniec-połamaniec, ku rozpaczy wielu osób (sam wierzchołek konstrukcji już i tak chwiał się niebezpiecznie). - Ale tu fajnie!
Germania próbował wszystkich ogarnąć z wiadomym skutkiem.
- Stać! Stać! Nie złazić na dół! Nie skakać! JEZUSIEMARYJO! To ostatni raz, kiedy jadę z wami na wycieczkę.
Necomi nie mając odwagi nawet zbliżyć się do barierki kurczowo trzymała się metalowych części przy wejściu do windy. Prawa zmianę ciśnienia poszła jej jucha z nosa co usiłowała powstrzymać chusteczką od Germanii. - Widzę! Buzię widzę w tym tęczu! - Wolała Usagi skacząc przy barierce i wskazując na powstałe zjawisko atmosferyczne, przez deszczyk kapuśniaczek, który raczył zacząć padać gdy jeszcze stali na dole w kolejce.
- Ja nie widzę... - mruknął Iwan przypatrując się niebu.
- Ona idzie! - darła się dalej shinigami i przez przypadek wypuściła jabłko, które trafiło jakiegoś przypadkowego przechodnia - Matuchno!
Grupa Francuzów spojrzała na wycieczkę z Włoch w jednoznaczny sposób po czym oddalili się bez najmniejszego słowa.
- Ja chce już na dół - stwierdziła Necomi mając wrażenie, że zaraz cala konstrukcja runie.
- JA WIDZĘ! - darła się Usagi
Dyrektor spojrzał na nią pobłażliwie, ale zaraz doszedł do wniosku, że skoro ona jest liniami to może jej oczy shinigami widzą coś czego inne nie mogą dostrzec. Na wszelki wypadek zażądał odwrót i wszyscy zjechali na drugie piętro do sklepiku z pamiątkami.
Jakież było ich zaskoczenie, gdy na samym dole dopadło ich 3 rosłych czarnoskórych obywateli Francyi, którzy zaczęli ich nagabywać do kupna figurek Wieży po "okazyjnej cenie". Jednak gdy tylko pojawiła się francuska policja na rowerkach, czarne ludki zwinęły manatki i w trybie natychmiastowym zaczęły się oddalać.
- Teraz idziemy na lody - oznajmił dyrektor ale szybko dodał. – Macie ładnie mi się zachowywać!

- 'URRRAAA! - Do jednej z lodziarnii niedaleko Ecole Militare wpadła uszczęśliwiona grupka z Axis Powers Academy, która zaczęła walczyć o miejsce w kolejce, gorzej niż Zwiadowcy, ktorym rzuci się Nutellę.
- Nie przepychać się! starczy dla każdego! - darł się Germania, który usiłował przedrzeć się do kasy.
- Panie! Daj pan 5 kulek jabłkowych! - ryknęła Usagi. - Ale tu nie ma kulkowych... - jęknął zrozpaczony pan za ladą.
- Jak to nie ma?! Mają być, albo się inaczej rozliczymy... - zawarczała shiningami wyciągając swojego Death Note'a.
- Ja poproszę miętę i truskawkę - poprosiła NecoMI.
- A ja chcę z paluszkami!
- Alkoholowe!
- Gdzie alkoholowe!? - warknął Germania na Iwana i Gilberta - Ja wam dam, kurna, alkoholowe!
Kiedy wreszcie wszyscy zasiedli przy stolikach i dyrektor mógł chwilę odsapnąć, do kawiarenki weszła wysoka, blondwłosa kobita z galijskimi rysami twarzy. Miała na sobie granatowy żakiet i czerwone spodnie, oraz długie, czarne, wiązane kozaczki.
- Galia? - zdziwił się Dżermania, a Francis nagle zapadł się pod ziemię.
- Tak, Fritz - powiedziała nonszalancko - Myślę, że mamy do pogadania - obrzuciła wycieczkę srogim spojrzeniem i wyszła z dyrektorem przed kawiarnię.
Zażerająca swoją porcję lodów Tsume o smaku mięsno-arbuzowo-żurawinowym przez chwilę śledziła ich kątem oka, ale w ostateczności stwierdziła, że jedzenie jest ważniejsze.
- To nie tak miało być! - jęczał Kiku bezsensowne grzebiąc łyżeczką w lodach o smaku zielonej herbaty.
Po chwili dyrektor powrócił, przerażony jak mały kociak i oznajmił, że czas wracać do hotelu, bo już powoli się ściemnia, a zanim oni tam dotrą, słońce już ukryje się na zachodzie. Tak też z większymi czy mniejszymi lamentami uczniowie Axis Powers Academy, ruszyli za nim.
- Panie Dyrciu, ale dlaczego? - pytała Usagi przechodząc przez bramkę w metrze.
- Bo przed zmrokiem musimy być w hotelu - odparł Dżermol i już nie zwracając uwagi na pytania uczniów, zajął miejsce siedzące. Wyglądał jakby otrzymał właśnie jakąś przerażającą informację, wiec nikt już go nie męczył.

Gdy dotarli na miejsce Neco, Usagi i Tsume zajęły się schorowanym Kiku, który z tego strachu zajął kącik w ich pokoju i tak wpadł w tryb emo.
- To nie tak miało być! - powtarzał jak mantrę Japończyk. - A czegoś się spodziewał po stolicy Francyi. - warknęła Pan Olo, która miała już trochę dość.
- Tego piękna, które wszyscy opisywali - wydukał Kiki kiwając się w przód i w tył.
- Przecież jest nadal piękna! Trochę nagryziona zębem czasu, ale nadal!

I nadszedł czas na kolację. Wszyscy zeszli do jadalni i...
- A tu co się dzieje? - zawołali wszyscy.
Cała jadalnia ustrojona była kolorowymi serpentynami i konfetti. Nikt nie wiedział o co chodzi i rozglądali się to na prawo to na lewo, próbując ogarnąć to co się dzieje.
- Ja uwielbiam go, on tu jest i tańczy dla mnie, bo, dobrze to wie, że... - Na jednym ze stołów tańcował Dziadzio Rzym w dość... skromnym stroju. - Moje oczy! - Neco pisnęła z bólu. Reszta uczniów zerknęła na Germanię, który spalił się ze wstydu.
- Najlepszego, Fritz! - zakrzyknął wicedyrektor
- Ło ja pier... - Tsume próbowała powiedzieć coś bardzo brzydkiego, ale Voltaire zakrył jej usta łapką. - Dajcie mi mikser...!
- Po co ci mikser? - zapytał Arthur, wręczając jej przedmiot
Dziewczyna skierowała łapki urządzenia w stronę swoich oczu by w ostateczności wywiercić swoje gałki. Z uśmiechem na ustach odwróciła się w stronę swoich przerażonych przyjaciół. - Coś ty zrobiła?! - jęknął zrozpaczony Germania, który nie wiedział, gdzie oczy podziać. - Spoko, spoko, do jutra się zagoi.
Necomi widząc krew lub inne tego podobne, padła jak długa na ziemię.
- Cholera! - zaklął Germania, który już całkowicie nie wiedział co robić.
- To jak?! Bawimy się! - stwierdziła radośnie Usagi, która widząc, że może dopiec Dżermolowi dorwała się do sprzętu grającego.
Feliciano i Antonio cucili Neco, Usagi wraz ze starożytnym Rzymem kręciła tyłkami na stole śpiewając piosenki disco polo, a Germania usiadł obok Kiku w kącie sali i razem zaczęli powtarzać:
- To nie miało tak być!
- To który to już krzyżyk, panie Germianio? - zapytała Pan Olo szczerząc się radośnie.
Germania nawet na nią nie spojrzał tylko dalej kiwał się z Japończykiem.
- Neco, obudź się - Feliciano tarmosił ciałem Neco, której głowa latał to na prawo to na lewo.
- Trzeba zrobić sztuczne oddychanie - zaapelował Hiszpan, a Neco jakby na komendę podniosła się z ziemi i schowała za Gilbertem, który stał obok. Posłała Hiszpanowi groźne spojrzenie i warknęła: - Tylko spróbuj
Dwaj najwięksi amatorzy alkoholi (czyt. Iwan i Gilbert) zaczęli się dobierać do zawartości barku. Skoro, Germania w tym momencie próbował się ogarnąć (a mogło to potrwać jeszcze trochę) to czemu nie skorzystać z okazji i trochę rozkręcić zabawę...
Feliks pod wpływem dziwnej używki chodził pomiędzy znajomymi i kogoś ewidentnie szukał:
-Żorż! Gdzie jesteś?! - Wolał Polak zadzierając kiece. Necomi chowała się przed Tośkiem, który również przesądził z alkoholem
- Kim jest Żorż? Gdzie ono jest? - Tsume chodziła po omacku machając rękoma.
- to mój przyjaciel - jęknął Felek i upadł na podłogę już się nie podnosząc.
Kilka osób przeniosło Party Hard do hotelowej łazienki, w której zawiązali przyjaźń z Panem Toaletą.
- No co jest Fritz, bawimy się! - zakrzyknął wesoło Dziadzio Rzym i porwał go do dzikiego tańca wygibańca, nie zwracając uwagi na jego sprzeciwy.
- Kiku, wychodzimy stąd - Necomi ratując się z opresji, wzięła Japończyka pod rękę i wyprowadziła go z jadalni a spotykając po drodze szefa hotelu, dodała - Pan lepiej tam nie wchodzi.

Następnego dnia przed hotelem można zaobserwować widok godny filmu post apokaliptycznego. Przed budynkiem porozrzucani byli uczniowie, który mimo głębokiego snu pojękiwali boleśnie jak prawdziwe zombiaki.
- Ja wiedziałam że to się tak skończy - jęknęła Neco - Teraz pewnie wrócimy do...
- Nie! Będziemy spać na dziko pod wieżą Eiffla! - Zakrzyknął ktoś z tyłu
- Coooo? - Tsume podniosła głowę i popatrzyła nieprzytomnie; gałki oczne przez noc zregenerowały się całkowicie.
- No cóż... samolot mamy dopiero za trzy dni... - bąknął niemrawo Germania. - Idziemy na dziko!
- HURRAAA!
Tak też nasza wspaniała wycieczka przeniosła się pod ikonę Paryża.

- Masz jakiś problem, gówniaku? - zaczęła się stawiać Usagi, gdy jakiś żandarm chciał ich przegonić Tsume, która do tej pory nie zwróciła uwagi na pana władzę momentalnie zachłysnęła się powietrzem.
- To Dupon...! - pisnęła.
Żandarm słysząc przezwisko spojrzał na blondynkę strasznym wzrokiem. Pan Olo rzuciła się do ucieczki niczym spłoszona łania starając się nie słyszeć gwizdka policyjnego.
- Tsume! Tsume! Tsume! - Kibicowali uczniowie gdy blondwłosa hobbitka uciekała przed... pardon... biegła przed żandarmem.
- Uciekaj, moja pani, uciekaj! - wrzeszczał Voltaire.
- Przecież uciekam!
- Tsume, a pierścień?! - Zakrzyknęla Neco
- Cholera, rzeczywiście! Dziewczyna zniknęła w mgnieniu oka.
Żandarm rozejrzał się zdezorientowany, a wycieczka parsknęła śmiechem.
Gałąź leżąca niedaleko podniosła się do góry, po czym zaczął lecieć w stronę funkcjonariusza. Tuż przed nim uniósł się jeszcze wyżej by w ostateczności zacząć grzmocić bezlitośnie żandarma po głowie.
- To za moją astmę! To za tyle stresu! A to za to, że jesteś Francuzem! - dał się słyszeć krzyk Tsume.
Klasa wiwatowała kiedy żandarm zrezygnowany i przerażony uciekał gdzie pieprz rośnie
Pan Olo zdjęła Pierścień i jeszcze kilka metrów goniła za swoim niedoszłym oprawcą. W końcu jednak zatrzymała się i parsknęła jak zdenerwowany jenot. Voltaire przyniósł jej leki.
- I nie wracaj!
Uczniowie Axis Powers Academy wylegiwali się na trawniku i oglądali chmury.
- Widzicie?! Tam jest kucyk! - Zawołał Feliks wskazując na jeden z obłoków.
- A tam wódka! - Dodał Iwan.
- I wilk! - Odezwał się Toris, który dość podejrzanie milczał przez całą wycieczkę
- A ja buzię widzę! Twarz widzę! - Usagi znowu wpadła w jakiś amok.
- Nic tam nie ma - burknął Germania
- JA WIDZĘ!
- Gdzie? - Przesunął się do niej Iwan.
- No tam! - Shiningami wskazała jakiś punkt na niebie.
- Nie widzę - stwierdził Rosjanin a za nim reszta wycieczki
- JA WIDZĘ!
W jednej chwili wszyscy odsunęli się od Usagi, a shinigami dalej wpatrywała się w niebo. - Co na obiad? - zapytał w pewnym momencie Alfred
- Ja mam ochotę na zupę cebulową... - stwierdził Francis.
- I może jeszcze pieczone paszkoty to tego... - prychnęła Tsume. - Jedziemy na konserwach!
- A już chciałem coś ugotować - stwierdził smętnie Arthur.
- Nie lubie konserw - mruknęła NecoMi, ale niestety została zmuszona do zjedzenia tego.
- No cóż poradzić, a lepsze to niż nic - zauważył Toris
- Tsa... - Neco posłała mu dziwne spojrzenie, którego nikt nie był w stanie rozszyfrować a Hiszpan już poderwał się z ziemi.
- Ty, ty sobie Liciek nie pozwalaj! - Warknal - Daj spokój Tosiek - zatrzymała go Neco, a wszyscy zaskoczeni tym spojrzeli na nią. Neco nie chciała dopiec temu Litwinowi?
- Ej, ludzie! Peace! Peace and pierogi! - powiedział Iwan.

Tydzień w Paryżu minął teoretycznie normalnie. Bal zakończył się ogólnym chaosem, gdy okazało się, że wszystkie panie łącznie z Feliksem gdzieś zniknęły. Pod Łukiem Tryumfalnym kilka osób zostało prawie przejechanych przez szalonych francuskich kierowców, a Tsume piętnaście razy trafiła na komendę policji pod zarzutem przeprowadzenia zamachu terrorystycznego z użyciem broni biologiczno-chemicznej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz