Muzyka

czwartek, 22 stycznia 2015

Axis Powers Academy 2 - Neapol cz. 2

Po długich... dobra, wiem, ze i tak bloga czytają może dwie osoby, więc nie będę sie rozpisywać i od razu wstawię rozdział :D


 
           - Już nigdy więcej stąd nie wyjdziemy – mruczałam niezadowolona oglądając kraty w oknach naszego pokoju, które zostały wstawione zaraz po naszym jakże niemiłym spotkaniu w Neapolu kiedy to wraz z Gilbertem, Antoniem, Feliciano, Voltin i Panem Olo postanowiliśmy wybrać się autostopem.

           - Oj, przesadzasz – machnęła Pan Olo i z powrotem zajęła się konsumowaniem pizzy, którą udało jej się w ostatniej chwili zakosić w neapolitańskiej restauracyjce gdzie spotkaliśmy... no właśnie, czy to był aby ten sam Francis, którego znaliśmy z naszego kochanego Axis Powers?

RETROSPEKCJA

           Pan Olo przyglądała się uważnie nieogolonemu Francuzowi, który stał przy ladzie i trzymał w rękach najtańsze wino.

           - Francis? - burknęła.

           - Mhm – mruknął chłopak, którego oczy wykazywały totalny brak zainteresowania czymkolwiek co go otaczało.

           - Co tutaj robisz? Nie powinieneś leżeć w skrzydle szpitalnym Axis Powers po tym jak Tsume przebiła cię szpadą na lekcjach Integry? - NecoMi zdawała się być wielce zaskoczona tak samo jak jej hobbicka towarzyszka.

           Paryżanin spojrzał na obie dziewuszki z wielkim znakiem zapytania na twarzy i wymamrotał, tak jakby był co najmniej po jednym mocnym, niemieckim piwie:

           - Jakiej Integry co wy... - nagle jakby dostał olśnienia – No tak... wy nie jesteście z Axis Powers P2 – po czym opuścił lokal.

          Towarzysze spojrzeli po sobie nie za bardzo wiedząc o co chodziło „dziwnemu” Francisowi. Tylko Felociano zdawał się być z lekka zdenerwowany, jednakże wytłumaczyć można to było tym, że Gilbert i Tosiek siedzieli... do dobra, ledwo trzymali się na swoich "czterech literach"; co spowodowało, że właściciel lokalu w niedługim czasie sprowadził karabinierów, któży z niemałym oporem uczniów rzymskiej szkoły, wrócili za jej mury.

          - Kto wam udzielił zgody na opuszczanie Rzymu?! Ba! Co więcej, na opuszczanie szkoły! - znerwicowana pani dyrektor chodziła po gabinecie opieprzając swoich uczniów.

KONIEC RETROSPEKCJI

          - Integra już nas ze szkoły nie wypuści - lamentowałam cały boży dzień, podczas którego przemieszczaliśmy się z klasy do klasy na kolejne lekcje. 

          Już od pierwszego dnia drugiej klasy nowa pani dyrektor Integra van Hellsing nie przypadła mi do gustu a teraz nie lubiłam jej jeszcze bardziej. Jakim prawem wstawiła nam w okna kraty i zakazała wychodzić ze szkoły?!

          Dni mijały, które powoli zamieniły się w tygodnie. W mgnieniu oka minął listopad i grudzień. Przed naszymi oczyma przeleciały Mikołajki i święta Bożego Narodzenia, których w tym roku nikt specjalnie nie obchodził. Sylwester również by nadzwyczaj spokojny.

          Odkąd Integra nałożyła na uczniów Axis Powers nowe zakazy względem opuszczania murów szkoły, większość ludzi posmutniała - w końcu kiedyś mogliśmy każdego dnia, o każdej godzinie wychodzić na Rzym i się bawić, a teraz każdy pierw musiał fatygować się do niej po zezwolenie. Co więcej jeśli nie miał wystarczających powodów ku temu, nie mógł opuszczać Axis Powers. 

          - Nie kurna, tak nie będzie! - zakrzyknęła Tsume, pewnego dnia, gdy obie, wraz z Voltim kółkiem (czarno) magicznym, Taurysem, braćmi Vargas, Vashem i Ivanem przesiadywaliśmy w Pokoju Życzeń i debatowaliśmy nad zaistniałą sprawą - Wystarczy, że mam zakaz wjazdu na teren Francji! I co? Mam teraz jeszcze nie wychodzić poza mury naszej kochanej szkoły?! I jeszcze Germania nic z tym nie robi!

          - No ale co z tym zrobisz, Panie Olo? - udzielił się Litwin, którego słowa spotkały się ze smętnym potwierdzeniem tego, że Integra nie odpuści nam tam łatwo, o ile w ogóle odpuści.

          - Dokładnie. Cieszmy się, że możemy jeszcze jechać do domu na ferie zimowe - wtrącił Romano - Przecież we Włoszech nie jest to obchodzone i mogłaby się uczepić. 

          - Nie będzie żadnych ferii, kurna! - wykrzyknęła wymachując rękoma na wszystkie strony.

          Chwilę zajęło mi rozkminianie jej zamiarów, ale ostatecznie zrozumiałam co chciała powiedzieć. Zbyt dobrze ją znałam. Dziwiłam się jednak, że już wcześniej nie rozpracowałam jej planu.

          - Jedziemy do Neapolu - powiedziała w dzień, w który mieliśmy rozjechać się autobusami po świecie w celu ogrzania tyłków przy domowych kominkach. - Sądzę, że gdybyśmy zostali złapani w jakimś innym mieście nie byłoby o to takiego szumu.

          - Skąd ta pewność? - zapytałam zarzucając na plecy kostkę i wyciągając mapę samochodową Włoch.

          Pan Olo spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Volti wskoczył jej na ramię i wyszczerzył ząbki.

          - Pamiętasz tego Francisa, którego spotkaliśmy wówczas w Neapolu? - przytaknęłam - Mówił coś o Axis Powers P2. W dodatku z pewnością nie był to NASZ Bonnefoy. 

          Tak jak podczas ostatniej podróży przedzierałyśmy się przez Włoską tajgę aby dotrzeć do autostrady gdzie zaczęłyśmy łapać stopa. Nie było z tym większego problemu dlatego ze Włosi jako dość wesoły i pomocny naród ułatwiał nam zabranie się do samego centrum neapolitańskiej stolicy. 

          Tak jak się spodziewałam Neapol o tej porze, w styczniu, nic nie sugerowało pojawienia się zimy. Wręcz przeciwnie, można by powiedzieć, że na południu Włoch rozpoczęła się już wiosna. Słońce świeciło, na niebie majaczyło kilka małych chmurek a Włosi byli jak zwykle weseli.

          - I w którą stronę teraz, Panie Olo? - zapytałam, podczas gdy właścicielka Jedynego Pierścienia bardzo uważnie studiowała plan miasta usytuowany na miejskiej tabliczce.

          - Sądzę, że... - podrapała się po głowie i nagle spojrzała w całkiem przeciwnym kierunku - On nas tam zaprowadzi!

          Spojrzałam w kierunku, który wskał mój Ojciec Chrzestny i przymrużyłam oczy. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Kilka kroków od nas, przy barze z japońskim żarciem stał Kiku. Ale nie ten, którego znałyśmy ze szkoły. Minę miał z lekka groźną, wydawał się być osobą, której lepiej nie zaczepiać. Ubrane miał wytarte spodnie i niechlują koszulkę z anime Naruto. Odebrał od sprzedawcy sushi na wynos i udał się w nieokreślonym kierunku.

          - Idziemy za nim - poleciła Pan Olo i już chwilę później śledziliśmy "Kiku", przemierzającego neapolitańskie ulice w dość nieciekawym humorze. 

          Wraz z Tsume i Voltim udawaliśmy ninje, powoli ale starannie wykonujących swoją jakże ważną misję. W duchu obie miałyśmy nadzieję, że Japończyk nie zauważył nas i doprowadzi nas do celu. Do Axis Powers P2, o której mówił Francis. 

          - Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - pytałam po drodze, chowając się za skrzynką na listy.

          - Moja pańcia nigdy się nie myli - pisnął jenot skradając się wraz z nami, do momentu gdy naszym oczom ukazał się budynek. Budynek tak podobny do znanej nam Akademii, a jednak inny.

          Honda bez namysłu przekroczył bramę szkoły, a my zaraz po nim. Plac przed akademią był całkowicie opustoszały. Japończyk wszedł do szkoły, my również. Wtedy stanęłam jak wryta, a moja towarzyszka wstrzymała dech w piersiach. 

          Wszystko, dosłownie wszystko było identyczne jak to, co znajdowało się w naszym kochanym Axis Powers Academy. Tak jakby ktoś specjalnie ustawił kopie w Neapolu tego, co znajdowało się w Rzymie. I uczniowie... To było niesamowite. Po korytarzach owej placówki kroczyły osoby łudząco podobne do osób, które obie znałyśmy z Axis Powers. Tak jakby ktoś...

          - Co jest grane? - szepnęłam zdezorientowana, kiedy Pan Olo wybuchła niekontrolowanym śmiechem.

          - To jest całkiem zabawne, Neco - stwierdziła, a wraz z jej słowami zobaczyłyśmy kogoś, kogo całkowicie nie spodziewałyśmy się spotkać.

          - Nie możliwe, jednak ktoś od was, trafił do nas - usłyszałyśmy głos, niby znajomy, ale jednocześnie obcy. Stanęłam jak wryta.

          Przed nami stały dwie dziewczyny. Jedna, niższa, zdecydowanie chłopczyca, ubrana w obwisłe dresy i czapkę z daszkiem na głowie. Na nosie spoczywały jej okulary a rude włosy opadały na jasne policzki. Wyraz twarzy miała zadziorny.

          Druga, nieco wyższa ubrana w jasnoróżową lolicią sukienkę i gorset z krukiem, wyglądała raczej na spokojną i poukładaną dziewuszkę.  Obok niej siedział mały, puchaty jenocik z fikuśna kokardką na łebku.

          Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że pierwsza z nich to byłam ja, a druga to Pan Olo. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz